niedziela, 22 października 2017

Liebster Award V

Witam wszystkich!

Kolejny post dotyczący LBA. Moja już piąta (wow, trochę ich dużo) nominacja pochodzi z bloga Doceniasz, kiedy tracisz.... Dziękuję bardzo!

Przypomnienie:

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.




Pytania:


1. Z czego czerpiesz inspirację?

Fabułę wzięłam z codziennych, życiowych sytuacji, a co do inspiracji... Mam tak, że widzę jakiś przedmiot i w mojej głowie pojawia się myśl, jakby tu go wplątać do ff, tak powstaje reszta :).


2. Twoje imię... ;)

Jest normalne, tak myślę.


3. Postaraj się opisać siebie w kilu słowach.

Mam dziwne pomysły, cała jestem jakaś dziwna (dobra, niech będzie: inna). Nie rozumiem siebie w ogóle i nie toleruję się. Wychodzę zawsze na tą najgłupszą, już się przyzwyczaiłam, więc nawet zaczęłam robić z siebie głupka. Jestem bardzo wrażliwa, ale jednocześnie perfekcyjnie zachowuję emocje w środku. Nikt nigdy nie wie, czy jestem smutna itp. Oczywiście mam też słabości- wszystko idzie ok do momentu, w którym tematy schodzą na idoli lub krew. Nie boję się jej, nie mam problemu z krwawymi scenami ani pisaniem ff z tym słowem, ale mam problem, gdy ktoś wymawia to na głos. Robi mi się słabo, nie wiem czemu. Także kiedy jestem zbyt zmęczona nie jestem w stanie zawsze ukrywać emocji.


4. Odkryłaś nowy kolor, jak go nazwiesz?

Ojeju *-* Chyba agawa.


5. Wstajesz rano i patrzysz w lustro. Co myślisz?

Nie patrzę w lustro, mam odruch wymiotny.


6. Najlepsza komedia jaką w życiu oglądałeś/aś to...

Nie oglądałam ich zbyt dużo, myślę że Sex w wielkim mieście, Jak przeżyć święta i Millerowie.


7. Namawiają cię na skok z bungee, skaczesz?

Pewnie! Kocham adrenalinę, nie boję się bungee, bo co może mi się stać? W najgorszym wypadu zerwie się lina, pff, też coś.


8. Byłeś/aś kiedyś na wagarch? Jeśli tak to z czego sie zerwałeś/łaś i z kim?

Niestety nie, chyba, że liczy się raz, jak zwiałam z wf, ale nic mi nie wpisali.


9.  Najlepszy serial?

Nie oglądam.


10. Najgłupszy film, jaki w życiu oglądałeś/łaś?

Miasto 44.


11. Ulubione słowo?

lmao, idk



Moje pytanka:

1. Masz zwierzątko?

2. Ile w twoim pokoju jest plakatów?

3. Grasz na jakimś instrumencie?

4. Opisz swój ideał.

5. Twój największy błąd w życiu?

6. Jaki cytat opisuje twoje życie?

7. Co sądzisz o dorastaniu idoli?

8. Wiek?

9. Lubisz się przytulać?

10. Masz jakąś ksywkę?

8. Jeśli masz twittera, masz follow od idola? Spamujesz?


Nominuję:

1. Friends

2. Story Of My Life

3. Give me love

4. The monster

5. Twitter friends

6. Dark

7. Baby let me find out your secrets...

8. Bad Boy returns to district

9. Don't leave me

10. The Chosen

11. I need your love to guide me back home




xx

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział XXIII

Siedzieliśmy jeszcze chwilę, po czym zdecydowaliśmy się w końcu zejść na ziemię. Potem Niall poszedł gdzieś z kumplami, a ja weszłam do środka z zamiarem odnalezienia Liama i przeproszenia go za zniknięcie, a także inne sprawy.

Po zobaczeniu stanu salonu moje źrenice rozszerzyły się dwukrotnie. Nie chodziło tu o ogólny bałagan, czyli walające się puszki, kubki, jedzenie, a nawet ubrania. Nie chodziło o niemiły zapach, który namawiał do natychmiastowego wyjścia. Bardziej przeraził mnie stan pokoju. Dywany były pozgniatane w kulki, szczątki porcelanowych figurek, w tym ta Barack Obamy, zostały porozrzucane po wszystkich kątach. Ściany były zachlapane płynami, których pochodzenia nawet nie chciałam znać, deski podłogowe powyginane w różne strony. Poszycia kanap były całe pocięte i poszarpane, a ta czarna, skórzana, na której niedawno siedziałam, zawierała piramidkę śpiących ciał ludzkich. Oczywiście nie była ona dość obszerna, także i tak znaleźli się ci, którzy oblegali podłogę, za poduszkę uznając brzuch znajomego (albo i nieznajomego, ale to akurat nie miało znaczenia).

Zaczęłam zastanawiać się, co na to Niall i w jaki sposób uda mu się to posprzątać. Chyba powinnam przyjechać w poniedziałek po szkole i mu pomóc, on w życiu się z tym nie ogarnie, a to tylko jeden pokój; aż strach myśleć, jak wyglądają inne. Naprawdę przestraszyłam się tego wszystkiego, ale może nie powinnam? W końcu nigdy nie bywam na tego typu imprezach, nie znam się. Skąd mam wiedzieć, czy na każdych świętowanych urodzinach nie kończysz na poszarpanej, drogiej kanapie, wetknięty między stosik ludzi?

Kręcąc głową, weszłam do kuchni. Nie była dużo gorsza od salonu; przynajmniej nie leżały tam żadne ciała. Oparłam się ręką o blat i mimowolnie zerknęłam w stronę zegara.

4:37

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo ciężką mam głowę i drżące nogi. Faktycznie, trochę już późno. Moje ciało dawało o sobie znać.

Powinnam znaleźć kogoś w miarę trzeźwego i poprosić, aby odwiózł mnie do domu, czy wyjść i złapać autobus? I czy w ogóle jeżdżą tu autobusy? Może lepiej taksówkę?

Nagle przypomniałam sobie o pewnym fakcie. Jeśli wrócę do domu o tej godzinie, moja mama znowu będzie mnie wypytywać i mieć do mnie wąty. Nie ma opcji, muszę zostać.

Stałam tak jeszcze chwilę, a potem uznałam, że wobec tego nie mam gdzie spać, a naprawdę głupio było mi iść ułożyć się na podłogę, obok tych wszystkich nieprzytomnych ludzi. Niewiele myśląc, chwyciłam za losowy trunek ze stołu i nalałam do szklanki, która wydawała się czysta. Jeśli już muszę tu być, to nie będę stać bezczynnie.

Jeden łyk, drugi, trzeci… Po czwartym zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie miałam pojęcia, co to, ale było naprawdę mocne. Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę wyjścia i oczywiście na kogoś wpadłam.

Nie musiałam nawet podnosić głowy, aby dowiedzieć się, kto to. Rozpoznałam go nie tylko po tak znanym mi zapachu, ale samej sylwetce. Przede mną stał nikt inny, jak Harry Styles. I właśnie w tym momencie moje wszelkie próby zapomnienia choć przez chwilę o brunecie legły w gruzach.

- Hej – powiedział szybko, odsuwając się trochę w lewo.

- Przepraszam – wymamrotałam z zamiarem wyminięcia go, ale nie zrobiłam nawet kroku. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.

- Nic nie szkodzi.

Zapadła cisza, i zdecydowanie nie była ona komfortowa. Myślałam o tym, jak to możliwe, że praktycznie cały czas zdarza się, że jestem sam na sam z tym chłopakiem, mam tyle okazji, ale wciąż nie jestem w stanie wyznać mu prawdy. Całej prawdy.

Może to przez te jego oczy?

Zdawało się, że mijały godziny, nim w końcu zdecydowałam się odezwać.

- Hej – i naprawdę, nic innego nie przychodziło mi do głowy. Chłopak zaśmiał się cicho, po czym pospieszył z odpowiedzią.

- Heeej – przeciągnął sylabę, co spowodowało u mnie mały podskok żołądka. Nie pozostałam więc dłużna.

- Heeej Aniołku – wiedziałam, że to doprowadzi go do szału. I nie myliłam się.

- Ej! Nie zaczyna – odparł, biorąc głębokich oddech. - Nie jestem Aniołem, kochanie.

- Nie wierzę ci – prychnęłam, jakby to nie było dla nas obu oczywiste.

- To prawda – spoważniał. -  Jak mogę być Aniołem wyrządzając tyle złego?

- Jedna znacznie więcej przynosisz dobra.

Naprawdę lubię, kiedy się ze mną droczy, jednak trochę przesadzał z tym całym swoim złem. Miałam wylane na to wszystko, co zrobił. Ja swojego przekonania nie zmienię.

- Co z tego? Anioł nie wyrządza żadnego zła, a ja całkiem nieźle nabroiłem.

- Mów sobie, co chcesz. Dla mnie i tak zawsze będziesz moim Aniołem Stróżem.

Harry zamknął na chwilę oczy, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jego rysy twarzy wyrażały głębokie zdziwienie, a ja wiedziałam, że gdyby nie alkohol krążący w naszych ciałach, nigdy byśmy tego nie wypowiedzieli. To jednak się dla mnie nie liczyło.

Tą bitwę wygrałam. Zobaczymy, co z następnymi.

- Stróżem? Jakim stróżem?

- Normalnym? – zakpiłam, jednak wyraz jego twarzy nie uległ zmianie.

- Nie mam żadnych mocy, nie mieszkam w niebie i naprawdę daleko mi od aniołka.

- Czy to nie jest dla ciebie wystarczająco oczywiste, Harry? Ciągle chronisz mnie przed złem, tarapatami, wszystkim dookoła. To ty sprawiasz, że budząc się każdego dnia nie zakopuję się pod kołdrę ze strachu i bezradności, lecz wstaję i idę do szkoły. Dzięki tobie to wszystko ma jakiś sens i…

Hej, stop. Wystarczy. Zaraz się zagalopujesz, a tego nie chcesz.

Posłuchaj. Nie chcesz tego. Będąc wstawionym łatwo wypowiadać słowa, trudniej potem je naprawić.

Przecież nie możesz tak po prostu…

- I co? – Harry spytał cicho  i niepewnie, zmieszany przygryzając wargę. Wziął głęboki oddech, jakby przygotowując się psychicznie do usłyszenia moich słów… A także udzielenia na nie jakiejś konkretnej odpowiedzi. Po chwili jego oczy zabłysły, jakby będąc gotowe. Nie wiem, po czym to wywnioskowałam, ale przecież musiałam coś powiedzieć, tak? Niekoniecznie prawdę.

Nie wolno ci. Nie wolno ci.

Po prostu ci nie wolno.

- Jesteś… po prostu nim jesteś i nic tego nie zmieni, Harry – wypaliłam, spuszczając głowę w dół, aby nie widzieć jego wzroku.

Brunet wykonał krok do przodu, a ja nic z tym nie zrobiłam. Pozwoliłam mu zbliżyć się w siebie, pozwoliłam mu ująć ręką mój podbródek i przejechać po nim opuszkiem kciuka. Pozwoliłam mu nawet wpatrywać się w moje oczy z coraz większą głębią, co i ja uczyniłam. Staliśmy tak chwilę, niebezpiecznie zbliżając się z każdą sekundą, gdy nagle w sąsiednim pokoju coś upadło na ziemię. 

Omalże nie podskoczyłam. Niepewnie postawiłam jedną nogę do tyłu, aby zwiększyć odległość między nami.

- Kim? – spytał zdezorientowany, szybko otrząsając się z tego transu, co także i ja uczyniłam.

To było straszne.

- No Aniołem Stróżem, a o czym my rozmawiamy? – udało mi się choć w miarę zachować trzeźwość umysłu.

Chłopak zachichotał, a ja z nim, ponieważ to było zaraźliwe. Obserwowałam, jak blask w jego zielonkawych oczach znowu nabiera na sile, a kąciki jego ust idą w górę, tworząc małe zagłębienia w obu policzkach. Prześliczny widok.

Napięta atmosfera szybko uleciała, jednak pozostawiła te okrutne, strzelające na wszystkie strony motylki w brzuchu. Ugh.

- Pójdę już – mruknęłam, ruszając w stronę drzwi.

- A ja z tobą.

Chciałam mu się sprzeciwić, ale widząc te uparcie w jego oczach porzuciłam tą myśl. Niech będzie.

- Zamówię taksówkę, a ty idź po nasze kurtki – rzuciłam, ruszając z powrotem do kuchni, gdzie najprawdopodobniej zostawiłam swoją komórkę. Na szczęście leżała na blacie, więc wykręciłam numer i podałam adres domu blondyna, a następnie ruszyłam w stronę drzwi, aby znaleźć Harry’ego i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Los jednak miał inne plany.

Będąc już praktycznie za drzwiami ujrzałam jego. Mimo wszystko wciąż powodował we mnie obrzydzenie i… strach. Moje serce przyśpieszyło momentalnie, a moje płuca przestały ze mną współpracować. Próbując złapać oddech, rozpaczliwie zrobiłam parę kroków na przód, taranując ludzi i chyba nawet dając komuś z całej siły z łokcia, ale w tamtej chwili mało mnie to obchodziło. Ponieważ właśnie wtedy, ku mojemu przerażeniu… on też je zrobił.

To nie powinno być tak, że boję się swojego ex, ale po ostatnich wydarzeniach…

Kątem oka zobaczyłam podjeżdżającą taksówkę i w jednej chwili podjęłam prostą i lekkomyślną decyzję. Ścisnęłam mocniej telefon i puściłam się biegiem w stronę pojazdu, nie oglądając się za siebie, nie myśląc o skutkach i nie przejmując się brakiem kurtki. Otworzyłam drzwi i dosłownie wpadłam do środka, podając adres mojego domu. Kierowca tylko kiwnął głową i bez słowa odjechał.

Harry’s pov

Obudziłem się następnego dnia rano, ostrożnie pocierając obolały bark. Mało pamiętałem z ubiegłej nocy, ale najwyraźniej ten szczególny moment, jak dostanie łokciem w plecy, niestety  utkwił mi nie tylko w pamięci, ale i na ciele… W postaci siniaka.

Wstałem rozkojarzony i sięgnąłem telefon, z którego wydobywały się te denerwujące wibracje. Odblokowałem go jedną ręką i wyświetliłem wiadomość.

Wezwanie z pracy. Świetnie.

Szybko wciągnąłem na siebie losowe ubrania, drugą ręką rozmasowując swoją głowę, która dosłownie huczała od wczorajszego alkoholu. Ponieważ zostawiłem swoje auto u Nialla, po prostu zadzwoniłem po taksówkę i władowałem się na tylne siedzenie. Oparłem głowę o szybę, rozkoszując się jej zimnem i próbując poukładać sobie w głowie wydarzenia wczoraj.

Amy uciekła. Nie wiedziałem, dlaczego i to mnie martwiło, a u mnie w domu leżała jej kurtka, którą kazała mi zabrać… Nie zrobiła więc wtego specjalnie, i to pogrążyło mnie w jeszcze większej zadumie.

Nagle fala wspomnieć uderzyła we mnie z prędkością światła.

Znowu nie mogłem przestać myśleć o tym paraliżującym momencie wczoraj, a raczej dzisiaj nad ranem. To było dziwne, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Było to wręcz… magiczne, jakby pomiędzy nami był bardzo silny magnez oddziałujący z naszymi ciałami. I, co najgorsze, przyciągał on z mocą zbyt silną; była poza moją kontrolą. Trans, z którego rozpaczliwie próbowałem się ocknąć, chociaż nie chciałem.

Wiedziałem jednak, że to było niewłaściwe. Nie powinienem był tego robić. A najlepiej, jakbym od razu o tym zapomniał, przecież dobrze wiem, że mi nie wolno.

Żeby to tylko było takie proste…

Po dojechaniu na miejsce zapłaciłem z nadwyżką kierowcy (jakoś mam tak w zwyczaju) i udałem się do budynku, którego szczerze nie znosiłem. Kojarzył mi się z wszystkim, co najgorsze – przymusem, przemocą i niebezpieczeństwem. Mam nadzieję, że to wszystko wkrótce się skończy.

Udałem się na górę, wyczuwając tą charakterystyczną, ohydną woń. Chyba nie doczekam się tu nigdy żadnej sprzątaczki, mu po prostu to nie przeszkadza. Tak, jakby wszystko to go już nie obchodziło… Trochę smutne.

Udałem się na górę, spodziewając się znaleźć tam George’a i nie myliłem się. Typ siedział przy swoim kubeczku, popijając jakiś napój, który z pewnością nie był kawą ani sokiem pomarańczowym i zaczytany w jakiejś gazecie. Wziąłem głęboki oddech i udałem się w jego stronę, a on momentalnie uniósł wzrok.

- Nie mam teraz czasu, Styles, poczekaj na swoją kolej – odparł znudzonym głosem, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. To on do cholery mnie tu ściągnął, niech sam sobie czeka. Wiedziałem jednak, że każde słowo więcej tylko pogorszy sytuację, więc nie odezwałem się słowem i udałem się w stronę kanapy. Już miałem usiąść, gdy poczułem silne pociągnięcie za ramię. Odwróciłem się i napotkałem zdezorientowane spojrzenie Seana.

- Mam newsy, które z pewnością nie przypadną ci do gustu – mruknął, a ja tylko kiwnąłem głową i wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, udając się z nim na balkon. Nie mam w zwyczaju palić, ale każdy pretekst jest dobry, aby opuścić pomieszczenie, nie wzbudzając podejrzeć u szefa.

- O co chodzi? – zapytałem, ostrożnie zamykając za nami drzwi. Zmierzyłem go wzrokiem. Sean to drań, ale nie ściągnąłby mnie tutaj, gdyby nie chodziło o coś ważnego.

- Chodzi o Amy.

Zadrżałem. W pierwszej chwili pomyślałem, że może się w niej zabujał, ale nie, to nie mogło być to. 

Zacząłem mieć złe przeczucie, więc ponagliłem go ruchem ręki. Przygryzł wargę, najwyraźniej zastanawiając się, jak delikatnie mi to powiedzieć, żeby mnie nie zdenerwować.

- Słuchaj, jeśli myślisz, że obwijając w bawełnę sprawisz, że moje nerwy nie eksplodują… To wiedz, że już ci się nie udało, same napięcie, które produkujesz, już mnie wystarczająco wkurzyło. Wal prostu z mostu.

- Widziałeś nowe zlecenie Jamesa? – spytał, a ja pokręciłem głową. James to jeden z naszych współpracowników, zamieniłem kiedyś z nim kilka słów.

Wtedy do mnie dotarło.

Nie oglądając się za siebie i nie zważając na niego, wbiegłem prostu biura i stanąłem przed biurkiem George’a. Miałem gdzieś to, że kazał mi czekać. Czułem, jak krew pulsowała mi w żyłach i przybierała prędkość z każdą sekundą. Nie umiałem zapanować nad tym wszystkim, nad gniewem. Wiedziałem, że przegiął.

- Chyba sobie kurwa kpisz – wysyczałem, a ten tylko podniósł na mnie wzrok, marszcząc brwi. Rzucił mi pytające spojrzenie, kiedy ja nadaremno próbowałem nie rzucić się na niego z pięściami.

- Jak śmiałeś?

- Słuchaj, nie wiem, czemu na mnie krzyczysz, jestem twoim szefem. W dodatku nie mam pojęcia, o co ci… - powiedział opanowany, ale ja nie mogłem już tego wytrzymać.

- Wiem. O. Ostatnim. Zleceniu. Jamesa – wycedziłem, biorąc głębokie wdechy.

- No i?

- No i masz je anulować! Nie zgadzam się na to, rozumiesz?! Możesz sobie nadużywać innych, ale ją zostaw. Zostaw. Ją. Do. Kurwy.

- Jeśli nie?

- Możesz się pożegnać z pracodawcą.

- Nie wolno ci – na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.

- Posłuchaj. Nigdy, nigdy cię o nic nie prosiłem. Mam do tego prawo, czaisz? – przerwałem, widząc, że jego kąciki ust unoszą się coraz wyżej w górę. – Umowa jest jasna. Jej nie tykasz.


George pokręcił tylko głową, a ja obróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia, oddychając z ulgą, że nie muszę tam już przebywać. Wiedziałem, że tym razem wygrałem.
_________________________________________________

Wyjątkowo udało mi się zdążyć na czas... Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu haha. Mam nadzieję, że dalej tak będzie :P.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, ostatnio stuknęło 10 000! Jestem naprawdę szczęśliwa z tego powodu, dziękuję :)
Jak minęły Wam święta? U mnie jakoś nie było atmosfery w tym roku, ale nie były aż takie złe, w końcu jednak wystrój i jedzenie zawsze mile się kojarzy, co nie?
Przypominam, że ATF znajduje się również na wattpadzie, bo ostatnio coraz więcej osób pyta - klik.
Następny rozdział pojawi się dopiero w nowym roku, także... Można powiedzieć, że to ostatni rozdział 2015! Ten blog wydaje mi się już taki stary, haha.
Zastanawiałam się, czy powinnam aktualizować playlistę? Dawno tego nie robiłam, bo szczerze - zapomniałam o tym, ktoś z tego korzysta? Może powinnam zrobić taką ogólną, bez przydzielenia do rozdziałów?

Szczęśliwego sylwestra, bawcie się dobrze!

All the love,
/N.I.

wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział XXII

Siedziałam na kanapie, czekając, aż wróci Liam. Nogami nerwowo szurałam po ziemi, próbując się trochę uspokoić i poukładać fakty. Chłopak poszedł załatwić mi trochę wody, podczas gdy ja postanowiłam zostać na czarnej, skórzanej kanapie w kącie salonu. Od czasu naszego wejścia nie zamieniłam z Harrym ani słowa. Możliwe, że było to spowodowane zwykłym strachem, możliwe, że po prostu rozsądkiem. Bałam się, co może wyniknąć z naszej rozmowy na imprezie, podczas której byłam dość… niestabilnie emocjonalna po tym, co wydarzyło się przed wejściem, a przynajmniej tak się czułam po czterech szotach. Oprócz tego trochę huczało mi w głowie i nie wiem, czy byłabym w stanie cokolwiek zrozumieć.

Rozejrzałam się wkoło. Wszyscy wydawali się świetnie bawić – jakiś chłopak pożerał usta swojej tymczasowej zabawce, ludzie oblegali bar, pijąc drink za drinkiem, nieco dalej ktoś leżał na podłodze. Kątem oka zauważyłam samotnie siedzącego Zayna, który wyglądał podobnie jak ja. Miałam wrażenie, że on również nie lubi pojawiać się na tak dużych imprezach zwłaszcza, jeśli nie ma nikogo, do kogo mógłby się odezwać. W końcu co można tu robić? Spotykasz ludzi, upijasz się, tańczysz, a potem albo kończysz tak, jak ja, albo budzisz się na podłodze, na trawie lub co gorsza w czyimś łóżku. Dla mnie nie ma w tym większej frajdy, no może poza początkiem, który bywa dość efektowny. Niestety nie miałam pojęcia, co powinnam robić po 2:00 w nocy, gdy wszyscy dookoła byli zajęci sobą nawzajem.

Uśmiechnęłam się do mulata, a on odpowiedział tym samym. Nie wyglądał na wrogo nastawionego ani takiego, który miałby coś przeciwko towarzystwu, więc wstałam z zamiarem dołączenia do chłopaka. Nie sądziłam jednak, że przedarcie się przez względnie mały tłum będzie takie trudne. Kilka osób zdążyło na mnie wpaść i mnie poturbować, zanim chociażbym się do niego zbliżyła.
Zrobiłam kolejny krok do przodu i już już miałam zakończyć tę mordęgę, gdy coś mignęło mi przed oczami. Omalże nie zarejestrowałabym fioletowych włosów, zmierzających ku wyjściu. To jednak nie ich kolor sprawił, że serce zabiło mi szybciej – to naszyjnik, który miała na szyi. Naszyjnik w kształcie samolocika. Ubrana była w skąpą, czarną sukienkę i miała na sobie mocny makijaż, także ledwo ją poznałam i pewnie nie udałoby mi się to, gdyby nie wisiorek.
Prędko porzuciłam pomysł dostania się do Zayna i zaczęłam przedzierać się przez tłum w inną stronę. Musiałam ją dogonić. Byłam zdeterminowana, jak nigdy dotąd. Robiłam co w mojej mocy, już nawet nie zawracałam sobie głowy.

Wydawało mi się, że mijały minuty, kiedy rozpaczliwie próbowałam dostać się na zewnątrz, bo niewątpliwie w tym kierunku zmierzała nieznajoma.

Znowu ją widziałam. Tajemnicza dziewczyna, która jest tak ważna dla Harry’ego. Zaczęłam zastanawiać się, od jak długiego czasu są razem, bo w tej chwili nie uchodziło to mojej wątpliwości. Nie wiedziałam dokładnie, dlaczego, po prostu… Pasowała do niego. Była naprawdę piękna, ale nie starała się jakoś tego ukazać, wręcz przeciwnie – próbowała ginąć w tłumie. Miałam ochotę wypytać ją o tyle rzeczy, na które Harry nie chciał udzielić mi odpowiedzi – na przykład takie banały typu kiedy się poznali, jak i skąd ma samolocik… To znaczy wiem skąd, ale w jakich okolicznościach go dostała. Zżerała mnie ogromna ciekawość i mimo że z całego serca jej zazdrościłam, to przecież nie mogłam na to nic poradzić.

Wypadłam w końcu na świeże powietrze i dokładnie w tym samym momencie ktoś popchnął mnie z całej siły tak, że upadłam na ziemię. Próbowałam pozbierać się jak najszybciej, ale prawy łokieć niestety dawał o sobie znać. Zobaczyłam wyciągniętą rękę przede mną, więc chwyciłam ją i w końcu stanęłam na nogi.

- Przepraszam – powiedział szybko brunet stojący przede mną. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi, uważnie rozglądając się dookoła. Dziewczyna, którą tak bardzo chciałam poznać znowu mi uciekła, a wraz z nią wszystkie odpowiedzi na moje pytania. Świetnie.

Z całej siły próbowałam opanować gniew na chłopaka, nawet jeśli było to przypadkiem. Ok, może nie chciał, ale nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo spieprzył ten moment. Przewróciłam więc tylko oczami i przyjrzałam mu się bliżej. Był to typowy brązowooki brunet – nie wyróżniał się niczym, oprócz uśmiechem, który był u niego naprawdę naturalny. Ubrany był w ciemne kolory (jakaś czarna bluza i dżinsy), także to wszystko sprawiało, że przeszedł mnie dziwny dreszcz. I wtedy zdałam sobie sprawę, że gdzieś już go widziałam.

- Nie szkodzi – odparłam szybko z zamiarem szybkiego odejścia, jednak nie ruszyłam się z miejsca. Poprawiłam wychodzący kosmyk włosów z mojej kitki, czekając, aż odejdzie. To jednak nie nastało.

- Coś się stało? – uniosłam brew, patrząc na bruneta, jednak ten nie zareagował. Wciąż stał przede mną z dziwnym wyrazem twarzy i naprawdę nie wiedziałam, co miałam o tym wszystkim myśleć.

- Nie, ja tylko… Naprawdę przepraszam.

- Mówiłam już, nic się nie stało – mruknęłam, stając się odrobinę poirytowana. Czego ten typ ode mnie chce?

Nagle coś mnie tknęło. Spojrzałam na niego uważniej, próbując dokładnie przypomnieć sobie jedno ważne wydarzenie.

- Ty jesteś Sean, prawda? – zapytałam szybko z lekko trzęsącym się głosem. Doprawdy, nie wiem skąd to moje zdenerwowanie, najwyraźniej moja aspołeczna strona znowu daje o sobie znać.

- Taa, skąd wiesz?

- To ty byłeś tym, któremu Harry stłukł samochód – zachichotałam, przypominając sobie scenę z naszym „wypadkiem”. Nie wiedziałam, dlaczego to wydawało mi się w tamtej chwili takie zabawne. Może to przez alkohol, który wciąż krążył w moim organizmie.

- Ah tak. A ty jesteś tą, przez którą został on stłuczony – jego głos naprawdę nie brzmiał przyjemnie. Momentalnie się ogarnęłam, a następnie cofnęłam się o krok. Żarty się skończyły.

- Nie znam nawet twojego imienia, złociutka – uśmiechnął się jakoś tak… sadystyczne, jakby był jakiś psychiczny czy coś. Przełknęłam ślinę, a przez moje plecy przeszedł dreszcz. Nie.

- I nie poznasz – powiedziałam, udając naprawdę pewną siebie, nawet, jeśli było to dalekie od prawdy. Ciemnowłosy rzucił mi szybkie spojrzenie, gdy nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się z prędkością światła, po to, aby zauważyć tam… Nialla. Blondyn stał przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha, z kluczykami od samochodu w ręce.

- Hej, Sean – przywitał się, a następnie z powrotem przeniósł swój wzrok na mnie. – Dobrze się bawicie?

- Właściwie to… - zaczęłam.

- Ah tak, nie będę wam przeszkadzał… - wtrącił, ale ja momentalnie mu przerwałam.

- Nie, już skończyliśmy. Koniec tematu – brunet rzucił mi nienawistne spojrzenie, a ja zdążyłam tylko posłać mu triumfalny uśmiech zanim zniknął w domu właściciela. Nie skupiałam się jednak na nim dłużej, ciekawość wzięła górę.

- Wszystko w porządku? – spytałam Nialla, a ten tylko przygryzł nerwowo wargę, spuszczając wzrok, abym nie mogła w nim zobaczyć żadnych emocji. Nie był zbyt dobrym aktorem, nie.

- Tak – odpowiedział krótko neutralnym głosem. Uniosłam brew, ale on tylko pokręcił głową. W porządku, niech będzie.

- Więęęc…? – przeciągnęłam sylabę, pokazując mu, że ja wciąż czekam.

- Ale co?

- Nie udawaj głupiego, proszę cię. Nie przyszedł byś tutaj, gdybyś nie miał żadnego problemu i nie chciał się wygadać.

- Nie bierz tego do siebie, ale naprawdę jesteś najodpowiedniejszą osobą – rzucił mi półuśmiech, starając jakby zakryć swoje zażenowanie. Uznałam to za mega urocze, nie wiedzieć czemu.

- Na górę? – spytałam z zamiarem ruszenia w stronę jego domu, ale chłopak miał inne plany.

- Mam lepsze miejsce – odparł, ruszając na tyły budynku. Przygryzłam wargę i ruszyłam za nim zastanawiając się, co znowu wpadło mu do głowy. Nie znałam może go zbyt dobrze, ale nie wyglądał na szalonego. Chociaż kto go tam wie.

Jak można się łatwo domyśleć, do tamtego miejsca nie dochodziło już prawie żadne światło, także z trudem poruszałam się za jego sylwetką, nie mówiąc już o odczytywaniu wyrazu jego twarzy, co było już zupełnie niemożliwe. W pewnym momencie chłopak się zatrzymał i spojrzał na dość niskie drzewo, którego czubek wystawał nieco ponad dach domu, po czym z powrotem przeniósł swój wzrok na mnie. Zaśmiałam się nerwowo.

- No chyba nie – cofnęłam się o krok, ale blondyn był szybszy, chwytając za mankiet. Znieruchomiałam. Tak blisko…

Zabierz tę rękę.

- Dawaj – popchnął mnie delikatnie do przodu, jednocześnie wyswabadzając z uścisku. Uff.

- Ty tak na poważnie? – parsknęłam, a on tylko wyszczerzył się w odpowiedzi. Uniosłam brew, patrząc na niego jak na idiotę, jednak ten nawet nie drgnął. Ugh.

Podeszłam ostrożnie do pnia i chwyciłam obydwoma rękoma za gałęzie na wysokości mojej głowy, po czym podjęłam nieudolną próbę wejścia wyżej. Usłyszałam za sobą śmiech, po czym dwie silne ręce podniosły mnie w górę tak, abym mogła swobodnie stanąć na grubszej gałęzi.

- Bardzo śmieszne, Horan – parsknęłam, gdy ten, wciąż mając ten bezczelny uśmieszek na ustach, wszedł za mną i wciągnął mnie na dach domu.

- Nie tak jak ty – odparł głupio i znowu zaczął chichotać jak dziesięciolatek, przyrzekam, ja za długo w jego towarzystwie nie wytrzymam. Otrzepałam sukienkę, po czym podeszłam aż na skraj dachówki, uważając, aby nie stracić równowagi. Obejrzałam się, aby stwierdzić, że blondyn pospieszył za mną. Zdeterminowana stanęłam na krawędzi i spojrzałam w dół.

- Pięknie – westchnęłam, gdy rozejrzałam się wokół. Wysokość może nie była zbyt ogromna, ale i tak można było stąd zobaczyć las, kawałek pola z domkami jednorodzinnymi i oczywiście ogród Nialla. Zabawne, wcześniej nie wydawał mi się tak duży. Największe wrażenie jednak wywarły na mnie lampiony porozstawiane wzdłuż i wszerz posiadłości chłopaka. Z góry naprawdę pięknie to wyglądało, gdyż były one przeplatane w odcieniach zimnego błękitu i różu. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Stałam tak chwilę, zanim nie poczułam, że blondyn kładzie rękę na moim ramieniu. Co dziwne, nie wydawało mi się to ani trochę niezręczne – z Niallem wszystko było takie… komfortowe. Obydwoje wiedzieliśmy, że to tylko i wyłącznie przyjacielski gest, przez co mogliśmy sobie pozwolić na trochę więcej. Nawet, gdybyśmy teraz spletli razem palce, nie byłoby to niestosowne, tylko bardziej… miłe. Tylko tyle.

Nie to, co z Harrym.

No tak, nic nie trwa wiecznie, musiałam w końcu sobie o nim przypomnieć, bo jakżeby inaczej? Powinnam zdecydowanie spróbować teraz o nim zapomnieć.

Zapomnieć. Zapomnieć. Zapomnieć.

- Powiedz mi… Często tu przychodzisz? – spytałam, próbując wyrzucić go z głowy, a jednocześnie wciąż wpatrując się przed siebie i nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Mogłabym tak codziennie, przysięgam.

Usiadłam na skraju dachówki i zaczęłam machać nogami. Kocham to robić, po prostu uwielbiam to uczucie, gdy siedzisz w jakiejś odległości od ziemi i patrzysz na to z góry, to pozwala mi się zrelaksować. Pozostałam w tej pozycji jeszcze przez jakiś czas, zanim w końcu nie przerwałam ciszy.

- O co chodzi?

Blondyn przysiadł koło mnie i oparł się głową o moje ramię. Poczułam silny i chłodny wiatr, który rozwiał moje włosy na wszystkie strony i odetchnęłam głęboko. Atmosfera była niesamowita. Połączenie chłodu, czystego powietrza, wysokości i światełek o 3:00 nad ranem… Cudownie.

- Hmm? – przywołałam jego myśli z powrotem, skłaniając go do wyznań. Poniekąd wiedziałam, co teraz czuł, i naprawdę lepiej dla niego, aby w końcu komuś się wygadał, tym bardziej komuś, kto go nie oceni, nie zmusi do zrobienia czegoś ani nie skrytykuje. A tym bardziej komuś, do kogo nic nie czuje.

- Po prostu… Mam dziwne wrażenie. Uczucie. Nie wiem, jak to nazwać, nie ważne – zaczął, wpatrując się w przestrzeń.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Tak – odrzekł krótko. – Chociaż to takie banalne i żałosne… Znasz Lenne?

- Em… Chyba nie – zmarszczyłam brwi.
- Chodzi z nią do klasy – zaśmiał się krótko. - Widujesz ją codziennie od trzech lat i nie wiesz, jak ma na imię?

- Wybacz, ale z mojej klasy znam tylko Harry’ego – dołączyłam do chichotu.

- Skup się, Amy. Taka dziewczyna z kolorowymi pasemkami, charakterystyczna, ale dość cicha.

- Aa, to możliwe… Tak, chyba ją kojarzę – odpowiedziałam po zastanowieniu. Tak w ogóle zauważyłam, że nie mam praktycznie żadnych dziewczęcych znajomych, co jest trochę dziwne. 

Jedyna osoba to Lou, z którą ostatnio wymieniłam się paroma sms-ami, ale nic poza tym… Powinnam się tym martwić?

- W takim razie niezbyt możesz mi pomóc, prawda? – przygryzł wargę.

- Możesz jaśniej? – zapytałam zdezorientowana, ale chłopak tylko westchnął cicho. Co za skomplikowany człowiek.

Nie tak, jak Harry.

No nie. Znowu.

- Słuchaj, ty chyba znasz się na tych sprawach… To znaczy nie, żebym cię oceniał, ale wyglądasz na osobę, która daje dobre rady.

- Wal śmiało – rzekłam bez zastanowienia.

- Jeśli ktoś kiedykolwiek by cię zranił… Ale tak bardziej, tak mocno… I bardzo byś przez to cierpiała, ale jednocześnie chciałabyś być z tą osobą… Wybaczyłabyś jej?

- Możliwe – skinęłam głową, a następnie przeniosłam wzrok na Nialla, który wciąż nie był pewny. Musiał podjąć decyzję, a ja nie mogę mu w tym pomóc, on musi to zrobić sam. Tylko on.

- A co jeśli… To nie byłby pierwszy raz? Nadal...? – wyraźnie słychać było wahanie w jego głosie, tak jakby nie chciał zadawać tego pytania. Cóż, za późno.

Dosyć trudne pytanie, bo z jednej osoby ta osoba może nas skrzywdzić ponownie i nie mamy gwarancji, że tego nie zrobi. Czy wybaczyłabym komuś, komukolwiek?
Ten ktoś musiałby być Harrym. Po prostu.

- Myślę, że tak – dodałam po chwili namysłu, próbując uspokoić swoje serce, które nagle zaczęło bić w szaleńczym tempie, jakby przypomniały mu się jakieś wydarzenia. – Ale… musiałabym naprawdę, całym sercem, bezgranicznie go kochać.

Na twarzy chłopaka najpierw pojawiło się zdezorientowanie, potem jednak zmarszczył brwi i zamknął swoje błękitne oczy, a gdy je otworzył, tańczyły w nich iskierki ulgi i radości. Zrozumiał.


- Dziękuję, Amy. Dziękuję.

__________________________________________________________

Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze to czyta i czekał na rozdział, naprawdę przepraszam. Wiem, że piszę to ciągle, ale nic więcej w tej chwili zrobić nie mogę. Postanowiłam po prostu nie pisać na określony termin, ponieważ i tak się nie wyrabiam - będę publikowała po prostu wtedy, kiedy skończę, aczkolwiek mam nadzieję, że termin tak długi jak ten już się nie powtórzy.

All the love,

N.I.  xx

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział XXI


Powrót do domu odbył się bez większych niespodzianek (takich jak wpadnięcie na drzewo w lesie spowodowane zapewne egipskimi ciemnościami), ale za to kiedy otworzyłam drzwi od domu, zrozumiałam, że nie będzie wesoło. Moim oczom ukazała się mama siedząca w salonie na fotelu z laptopem na kolanach i filiżanką herbaty u boku.
To oznaczało jedno. Czekała.
Starałam się ją zignorować i przejść obok, ale na karku czułam jej spojrzenie. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam od razu czmychać do swojego pokoju, no ale… Co niby miałam jej powiedzieć? Okłamałam ją i teraz tej wersji muszę się trzymać, zresztą nie chciałabym, aby poznała prawdę. Wiem, że się martwiła, ale to naprawdę moja sprawa, nie może mnie we wszystkim kontrolować.
- Dostałam informację ze szkoły – odezwała się, gdy byłam już w połowie schodów na górę. Zatrzymałam się, przenosząc na nią wzrok. Jaką informację?
Nie spojrzała na mnie. Wciąż patrzyła się w jeden punkt przed siebie, powoli sącząc herbatkę. To było dość dziwne, zazwyczaj próbowała przeniknąć przez moje myśli tymi swoimi dociekliwymi, zmartwionymi oczami… A teraz nic.
Westchnęłam i ruszyłam w powrotną stronę. Wiedziałam, że mnie to nie ominie, teraz już nie. Usiadłam naprzeciwko niej i splotłam razem dłonie pokazując, że czekam na rozwinięcie jej myśli. Uniosłam pytająco brew, gdy milczała. Chciałam to mieć już za sobą – jak już mam mieć zepsuty dzień to dzisiaj.
- Twoja nieobecność na lekcjach przekracza połowę – powiedziała w końcu bardzo powoli, akcentując każde słowo. – To nie jest norma. Możesz być nieklasyfikowana.
Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Czegokolwiek bym nie powiedziała, i tak nie zmniejszy mojej winy. Poczułam się bardzo źle z faktem, że tak zawiodłam swoją rodzicielkę.
W tej chwili cieszyłam się nawet, że nie patrzy mi w oczy, bo naprawdę było mi wstyd. Jakbym nie robiła jej mało problemów...
- Przepraszam – odpowiedziałam w końcu, zdając sobie sprawę, jak bardzo te słowa są puste, jak nie znaczą nic. Przecież ona wie, że jest mi przykro, bo nie mam w zwyczaju jej zawodzić, a wypowiedzenie zwykłego przepraszam nic już nie zmieni. Stało się.
Czekałam na ruch z jej strony, ale nie następował. Po raz kolejny zapadła cisza, ale tym razem to mi dane było ją przełamać.
- Tak… wyszło – spuściłam głowę. Najbardziej przerażało mnie to, że nie patrzyła na mnie, a w jej głosie była obojętność, przez co nie mogłam odczytać jej nastroju. Wolałabym, żeby zaczęła się na mnie wydzierać.
- Tak wyszło? Czym sobie na to zasłużyłam? – odezwała się w końcu. Mogłam wyczuć u niej lekką irytację, ale starała się tego nie pokazać. Dlaczego? Czyżby chciała wywołać u mnie wyrzuty sumienia? Przecież już je mam, naprawdę, nie trzeba.
- To się więcej nie powtórzy – odpowiedziałam, starając się brzmieć wiarygodnie. Typowa odpowiedź w wykonaniu przedszkolaków zawsze działa na dorosłych. Może i dojrzewają emocjonalnie, ale nie znają się na rzeczy.
- Mam taką nadzieję – westchnęła. - Po prostu… nie wiem, co się ostatnio z tobą dzieje.
- Nic się nie dzieje – odparłam poirytowana.  
- Amy. Zazwyczaj mnie nie okłamujesz. Coś musi być na rzeczy.
Ah, mamo, gdybyś wiedziała…
- Jest okey – spojrzałam na nią i rzuciłam jej spojrzenie typu radzę sobie. Dość wyraźnie zbiło ją to z tropu, ponieważ to właśnie jest jej słabość.
- W porządku, tylko wiesz, martwię się. Już zaczynałaś wychodzić na prostą, a teraz zaczynasz znowu się cofać. Mam wrażenie, że stało się to, kiedy poznałaś Harry’ego… Od tamtego czasu wszystko zaczęło się psuć.
- To nie jest tak, jak myślisz – pokręciłam głową, starając się brzmieć spokojnie. – Tak, Harry wiele wniósł do mojego życia, ale na lepsze. Nie masz pojęcia, ile dla mnie zrobił, mamo.
- A pomyślałaś o tym, że tylko ty tak uważasz? Wiesz, czasami nie widzimy niektórych rzeczy… Może lepiej by było, abyś zrobiła sobie od niego przerwę, bo to sprawia, że…
- Że co? Że jestem szczęśliwa? Że w końcu mam jakiegoś przyjaciela? Że wreszcie kogoś obchodzę?! – nie umiałam już dłużej powstrzymywać swoich emocji, pod koniec zaczęłam krzyczeć. – Naprawdę nic o tym nie wiesz i nie możesz zabronić mi ustatkowania się, nie możesz po prostu zniszczyć mojej szansy!
Spojrzała na mnie w szoku. Tak, nie byłam zbyt normalnym dzieckiem i to sprawiało, że rzadko kłóciłam się z mamą, raczej jej unikałam. I nigdy nie podniosłam na nią głosu. Chyba do tego przywykła i teraz w nią to uderzyło.
- Nie pozwolę ci zniszczyć tego, co udało mi się zachować! Harry jest najwspanialszym, co mnie spotkało po tym, co stało się w zeszłym roku, a ty chcesz mi to odebrać?!
W tym momencie przestałam, bo zauważyłam ból w jej oczach. No tak, może trochę przesadziłam. W końcu ona o mnie się troszczy, chce tylko mojego dobra, nawet, jeśli czasami jej to nie wychodzi. Moja mama powinna jednak zrozumieć, że w innych domach takie sytuacje są codziennie. Jestem w wieku nastoletnim, przecież tak bardzo pragnęła, abym była normalna. Chciała, to ma.
No tak. Przecież ona nie może tego zrozumieć, jestem jej pierwszym i jedynym dzieckiem, które wychowuje.
- Ja… Nie chcę ci nic niszczyć… - zaczęła cicho, jakby trochę spłoszona moim wybuchem. – Mam po prostu takie wrażenie…- wyraźnie się zawahała.
No dalej. Powiedz to wreszcie. Chcę mieć to już za sobą.
- …jakby to była jego wina.
- Nie! – pisnęłam oburzona, troszkę nawet zszokowana swoją własną reakcją. Przecież wiedziałam, co miała na myśli. – To nie jest niczyja wina, na pewno nie jego! Jak już chcesz kogoś obwiniać, to mnie, chociaż kompletnie nie mam pojęcia o co, przecież wszystko jest w normie!
Patrzyłam, jak jej powieki opadły i oparła się plecami o fotel. Znowu nastała cisza, a ja zaczęłam się zastanawiać, o co jej chodzi. Jaka wina? Wina czego?
- Musisz zrozumieć, że to naprawdę nie świadczy o niczym złym – zaczęłam łagodnie, aby ją trochę uspokoić.
Powoli otworzyła oczy, a ja wzięłam głęboki oddech. Zaskoczyło mnie jednak, że nie zauważyłam w nich złości czy też żalu ani smutku. Nie rozumiałam, o co chodzi. Na jej ustach pojawił się mały, prowokacyjny uśmiech.
- No co? – zapytałam w końcu, gdy wpatrywała się tak we mnie, a uśmiech na jej twarzy rósł z każdą sekundą.
- Nic – pokręciła głową, najwyraźniej rozbawiona. – Bronisz go, używając wszystkich możliwych argumentów. Zależy ci na nim.
***
Gdy otworzyłam oczy następnego dnia, już wiedziałam, o czym zapomniałam. Całkowicie wyleciało mi z głowy, aby zawiadomić mamę, że idę dziś na urodziny Nialla i moja sesja musi zostać odwołana. Nie spodoba jej się to, o nie.
Postanowiłam trochę ogarnąć pokój, a potem kuchnię, aby mamie zrobiło się przyjemniej i ewentualnie nie miała do mnie żadnych wątów. Wiem, to takie typowe, ale co innego mogłam zrobić?
Nie mogłam się jednak wziąć za siebie, dlatego po wysprzątaniu pokoju olałam wszystko i obejrzałam dwa odcinki jakiegoś nowego serialu lecącego w telewizji. Jakiś fenomen, ale ja uznałam go po prostu za dobry. Mimo to nie uznałam tego czasu za stracony, rozerwałam się trochę. Jak ja dawno tego nie robiłam…
Chcąc, nie chcąc, musiałam w końcu zwlec się z łóżka i zabrać się za robotę, bo o 16:30 miał po mnie przyjechać Harry, a dochodziła już 15:00. Westchnęłam ciężko i zeszłam na dół, aby wykonać swoją pracę. Nie poszło mi znowuż tak źle, bo skończyłam zaledwie chwilę po 16:00, po czym weszłam do pokoju i przebrałam się w czarną, delikatną sukienkę. Zazwyczaj nie ubierałam się w ciuchy tego typu, ale czułam, że okoliczności tego wymagały. Nie chciałam się wyróżniać z tłumu. Dodałam do tego parę srebrnych kolczyków w kształcie biedronek, no i oczywiście nie zapomniałam o naszyjniku od Harry’ego. Następnie zbiegłam na dół, do kuchni i stanęłam przed jasnowłosą kobietą.
- Mamo – podparłam się dłońmi o blat od szafki kuchennej, zniżając głowę tak, abym mogła zajrzeć prosto w jej oczy. To zazwyczaj na nią działało. – Musimy pogadać.
- Tak? – odpowiedziała niechętnie, wciąż pisząc coś w komputerze i nie odrywając od niego wzroku. Świetnie, może nawet i lepiej.
- Wiem, że dzisiaj mam sesje i w ogóle… - zaczęłam, co sprawiło, że kobieta podniosła swój wzrok z klawiatury i wreszcie skierowała go na mnie. Najwyraźniej zaciekawił jej mój ton głosu, dawno jej o nic nie prosiłam. - …alepomyślałam,żemożepozwoliłabyśmipójśćnaimprezędoNialla?
Powiedziałam to w takim tempie, że naprawdę zdziwiłam się, gdyby mi odpowiedziała.
- Nic nie zrozumiałam –parsknęła śmiechem, jakby rozbawiły ją moje zdolności szybkiego mówienia, których nigdy nie wykazywałam. Wzięłam głęboki oddech. Jeszcze raz.
- Mogłabym wpaść na imprezę urodzinową do Nialla? – zapytałam najgrzeczniej jak potrafiłam.
- Czekaj, czekaj, co? – zrobiła zdezorientowaną minę.  – O czym ty mówisz, dziecko?
- Uh – jęknęłam, po czym powtórzyłam się, mówiąc przesadnie wolno i wyraźnie. – Niall wyprawia przyjęcie urodzinowe. Mogę iść?
- Jak to? Jaki Niall?
- Znajomy.
- I jak ty to sobie wyobrażasz? Kto cię odbierze? – powiedziała z wyrzutem.
- Z noclegiem – przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę.
- I mówisz mi to teraz? – uniosła brew, a ja przygryzłam wargę.
- Lepiej późno niż wcale? – podparłam się ostatnim, co przychodziło mi do głowy. – Wiesz, zawsze mogę się integrować… Przecież właśnie tego chciałaś, czyż nie?
- W sumie tak…
Czekałam, aż się namyśli i serio, ta chwila ciągnęła się i ciągnęła. Było mi trochę niezręcznie, tym bardziej, że stałam pośrodku kuchni, ubrana w swój imprezowy strój, z torebką na ramieniu i gotowa do wyjścia. W końcu zauważyłam jakiś ruch u swojej rodzicielki. Obróciła głowę w moją stronę, więc przygotowałam się na ostateczną odpowiedź.
- Powiedz mi tylko… Będzie tam Harry?
O nie. Przegięła.
- Mamo! – jęknęłam, zastanawiając się, czemu ona ma taką manię na jego punkcie. Przecież on nie robi nic złego. Owszem, może ma złą pracę, ale to nie sprawia, że on jest zły, tak? – Zapewniam cię, Harry to Anioł i nigdy…
- Dobrze, już dobrze – zaśmiała się, a ja zrozumiałam, że zrobiła to specjalnie, aby mnie poddenerwować. Ugh. Stałam się jej obiektem rozrywkowym czy co? – Leć i baw się dobrze. Chcę cię widzieć jutro w domu przed południem!
Szczęśliwa wybiegłam przed dom, gdzie czekał już na mnie Harry. Łokieć oparty miał na framudze od szyby samochodowej, a głowę wystawioną przez okno, tak, jakby wyczekiwał mnie z niecierpliwością. Nie dziwię się, nieźle się spóźniłam przez tą dyskusję. Ubrany był w zwykłą fioletową bluzę, której kaptur miał założony na głowę. Spod niego wystawały drobne kosmyki włosów, które teraz zaledwie falowały zamiast się kręcić, gdyż były wyraźnie wilgotne. Czyżby brał prysznic przed wyjściem?
Przysięgam, ten człowiek może założyć cokolwiek, a i tak będzie wyglądał jak dzieło sztuki.
Pospiesznie wsiadłam do samochodu i uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu, że po mnie przyjechał. Kiwnął tylko głową, przenosząc wzrok na moją sukienkę, a ja skupiłam się na jego różowych ustach, bo lepsze już to, niż te jego oczy. Lepiej nie komplikować sobie tego wieczoru.
To dość dziwne, że podczas tej jazdy w ogóle się do siebie nie odezwaliśmy. To znaczy, dziwne z logicznego punktu widzenia. W tamtej chwili po prostu słowa wydawały nam się zbędne – myśleliśmy o tym samym i dało się to z łatwością wyczuć w powietrzu.
Dopiero przy drzwiach Nialla zaczęłam się niepokoić. Nie miałam w zwyczaju chodzić na takie imprezy. Kompletnie nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Nie miałam też pojęcia, jak Niall zareaguje na moją obecność, nie znamy się przecież ani nie jesteśmy ze sobą jakoś specjalnie blisko. Może zaprosił mnie ze zwykłej uprzejmości?
Najwyraźniej brunet wyczuł moje zdenerwowanie, bo chwycił moją dłoń i delikatnie ścisnął, dodając mi otuchy. Wypuściłam z płuc powietrze, starając się zapanować nad przyśpieszonym biciem serca. Będzie dobrze.
Stanęliśmy w progu domu blondyna i zaczęliśmy zdejmować kurtki. Kątem oka widziałam, jak gospodarz idzie w naszą stronę z wielkim uśmiechem na twarzy.
Chwila, co? Chwycił moją dłoń??
___________________
Tak, to znowu ja, nieodpowiedzialna właścicielka ze spóźnionym rozdziałem. Oczywiście jak zwykle baaardzo Was przepraszam i od razu przyznaję się, bo chcę być z wami szczera, że blog raczej nie posunie się już do końca listopada. Mam bowiem 3 konkursy kuratoryjne (2 etap), od których wiele zależy, ostatni 30 listopada i chciałabym się na nich skupić.
Mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie.
Tradycyjnie proszę o komentarze, niekoniecznie z opinią pozytywną.
All the love,
N.I. xx

piątek, 23 października 2015

Rozdział XX

- Halo?

- Hej, Amy – odezwał się głos w słuchawce.

- Cześć, Niall – odetchnęłam z wyraźną ulgą. Naprawdę nie miałam pojęcia, czego ja się tak bałam? To, że jakiś dzieciak bawił się w pisanie idiotycznych informacji do ludzi nie znaczy, że teraz będę prześladowana. Powinnam się wziąć za siebie.

- Wszystko ok? – spytał, najwyraźniej słysząc lekkie zdenerwowanie w moim głosie. Odchrząknęłam, starając się brzmieć normalnie.

- Jasne. Skąd masz mój numer? – pospiesznie zmieniłam temat.

- Liam – zachichotał, a ja tylko pokręciłam głową. - Um… nie wiem, jak zacząć…

- Po prostu to z siebie wywal, nie krępuj się – odparłam spokojnie, wciąż czując przyśpieszone bicie serca.

- Mam jutro urodziny i urządzam taką mini imprezkę i chciałem zapytać, czy miałabyś ochotę… wpaść – odparł trochę niepewnym głosem, jakby nie był przekonany, czy chciałabym w ogóle się pojawić.

Zawahałam się tylko przez chwilę. Naprawdę poza sesją nie miałam nic lepszego do roboty w weekend, no i moja mama nie będzie miała nic przeciwko, bo będę się integrować. Nawet ucieszyłam się, że o mnie pomyślał, to miłe.

- Jasne – odpowiedziałam wesoło, a on się chyba trochę rozluźnił, bo usłyszałam, jak wypuszcza powietrze. O której?

- Bądź u mnie o 17:00 – pospieszył z odpowiedzią, a ja wyszczerzyłam się do siebie słysząc jego irlandzki akcent. Był naprawdę mega uroczy, pomimo starań zachowania sobie reputacji bycia niezwyciężonym i twardym. Robił to, co podpowiadała mu typowa intuicja faceta.

- Okey, do zobaczenia – pożegnałam go, po czym schowałam telefon do kieszeni. Gdy podniosłam wzrok, moje oczy od razu spotkały się z tymi należącymi do Harry’ego. Patrzył na mnie wyczekująco, czekając na odpowiedź na niezadane pytanie.

- Impreza urodzinowa u Nialla – powiedziałam szybko, rzucając mu równie zdezorientowane spojrzenie. – O co chodzi?

- O nic – potrząsnął głową, a kilka jego loków przemieściło się wraz z tym energicznym ruchem.

- O nie! – otworzyłam trochę szerzej oczy, przypominając sobie pewien mały, ale dość znaczący szczegół. – Nie zapytałam go o adres!

- Mogę cię podrzucić, też się wybieram – posłał mi uśmiech, a ja go odwzajemniłam. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, także obserwowałam przez chwilę, jak odgarnia swoje dość długie włosy do tyłu, po czym robi z nich coś w rodzaju koczka, aby nie wpadały mu w oczy.

- Dzięki. Nie wiedziałam, że znasz Nialla? – zdziwiłam się.  Czy każda nowo poznana przeze mnie osoba musiała być powiązana z Harrym? Co jest nie tak z tym człowiekiem?

- Mieszka niedaleko mnie.

Chwilę później zajechaliśmy pod jego dom, a ja wygramoliłam się na zewnątrz. Chłopak starannie zaparkował swoje autko, po czym weszliśmy do środka. Stwierdziłam, że mimo iż byłam tu zaledwie kilka dni wcześniej, zaszły pewne zmiany. W rogu pokoju doszła nowa doniczka z kwiatami, a na stole w jadalni stało więcej świeczek niż ostatnio. Jejku, on chyba ma jakąś obsesję czy coś.

- Ja się ogarnę, a ty możesz iść do mojego pokoju – usłyszałam z łazienki.

- W porządku, a gdzie on jest? – cóż, nie miałam zbyt dobrej orientacji w terenie, tym bardziej, jeśli tym terenem był czyjś olbrzymi dom.

- Na górze po lewej! – odkrzyknął mi.

Westchnęłam i pokierowałam się schodami w górę, a następnie w poinstruowane przez loczka miejsce. Gdy stanęłam w drzwiach, moim oczom ukazał się dość obszerny pokój o błękitnych ścianach, na których były pozawieszane jego fotografie z dzieciństwa. Niewątpliwie przyciągnęły moją uwagę i nie mogłam nic poradzić na fakt, że zaczęłam analizować każdą z nich. To wydawało mi się takie... prywatne i być może nie powinnam była tego robić, ale naprawdę zależało mi na lepszym poznaniu go. Zresztą to on kazał mi tu przyjść, także gdyby nie chciał, żebym je widziała z jakiś nieznanych powodów, zaprosiłby mnie do innego pokoju, w końcu jest ich tu mnóstwo.

 Najlepiej prezentowała się fotografia, na której mały Harry miał całą brudną buzię i brudną rączką próbował dotknąć urządzenia, którym zrobiono to zdjęcie, po prostu komiczne. Po lewej stronie stało łóżko, wzorowo posłane, tuż obok niego mały stoliczek nocny z lampką w kształcie… biedronki? Co? No tak, mogłam była się po nim tego spodziewać. Pokręciłam głową z rozbawieniem. W prawym rogu stało biurko z komputerem oraz stał dość duży regał z książkami. Woaw, nie wiedziałam, że on tyle czyta. Chyba, że to wszystko jest tylko na pokaz albo do wystroju, ale szczerze w to wątpiłam. Harry wyglądał raczej na osobę, która łączy funkcjonalność z wyglądem, nie na odwrót. Naprzeciwko łóżka wisiała plazmówka, pewnie po to, aby mógł oglądać telewizję przed snem, tuż obok wieża grająca i ułożona sterta płyt rozmaitych zespołów, a na podłodze leżał średniej wielkości, okrągły czerwony dywan… W czarne kropki biedronki. Już wtedy zaczęłam się śmiać, on jest niemożliwy. Moją uwagę przykuła jeszcze gitara stojąca w rogu pokoju, co mnie lekko zdziwiło. Co tu robiła gitara?

Usiadłam na wielkim łóżku mogącym pomieścić kilka osób, a nie tylko samego chłopaka i zaczęłam przypatrywać się obrazom, machając nogami i czekając, aż przyjdzie właściciel. I tak nie miałam nic lepszego do roboty, a fajnie było poznać bruneta od… takiej strony. To ciekawe, nie wiedziałam, że ma taki sentyment do swoich chwil z dzieciństwa. Patrząc na tą uśmiechniętą buzię dziecka, z rozczochranymi lokami, krzywymi zębami i tym samym, pięknym uśmiechem zaczęłam zastanawiać się, czy jego dzieciństwo było perfekcyjne. Bardzo możliwe, że przed wypadkiem jego mamy miał beztroskie życie, tylko biegając jak mały urwis i rozśmieszając wszystkich wokoło. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się, jak to jest, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Przynajmniej jak na ten moment, wiedziałam, że nie jest na to gotowy. Ja przynajmniej miałam mamę, a Harry nie wspominał mi nic o tym, że żył z którymkolwiek z rodziców. Może było to spowodowane faktem, że był pełnoletni? Kto go tam wie…

- Jestem! – usłyszałam jego głos, więc przekręciłam delikatnie głowę. Loczek miał na sobie luźny t-shirt, bluzę przewieszoną przez ramię. Najprawdopodobniej brał prysznic, ponieważ loki na jego ramionach były wyraźnie wilgotne. Wyglądał naprawdę niesamowicie. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego taki człowiek jak on może wyglądać perfekcyjnie po zwykłym prysznicu? Całości dopełniał szeroki uśmiech, tak samo zaraźliwy, jak zawsze.

- Czego się szczerzysz? – odparłam, delikatnie sfrustrowana faktem, że znowu mu się udało.

- A ty? – odpowiedział, z niewiadomych przyczyn mega zadowolony z siebie, jakby normalnie dostał piątkę z matmy.

- Nie pogrywaj ze mną, Styles – ostrzegłam go, ale on nic sobie z tego nie robił.

- Co proszę? – powiedział przesłodzonym do granic możliwości głosem, wpatrując się we mnie i trzepocząc swoimi długimi rzęsami.

- Harry, jestem tu, żeby czegoś się dowiedzieć, nie bawić się z tobą w jakieś gierki dla dzieci.

Usłyszałam jego chichot i NIC nie mogłam na to poradzić, musiałam się przyłączyć.

- Może jestem dzieckiem… - zaczął ponownie, ale ja nie dałam się tym razem.

- Do rzeczy. Chcę znać konkrety.

- Dotyczące?

- Wiesz, o co mi chodzi – starałam się zmrozić go wzrokiem, ale chyba nie wyszło.

- Właśnie chodzi o to, że nie wiem.

- Sekret.

- Jaki sekret?

- HARRY! – krzyknęłam, a on zaczął chichotać jeszcze bardziej.

Przysięgam, kiedyś się z nim wykończę. I niby on ma osiemnaście lat? Chyba coś mu się pomyliło. Odczekałam, aż trochę się uspokoi, po czym jęknęłam zbulwersowana:

- No powiesz mi wreszcie co to za praca, czy nie?

- Nie.

- Ok, sam tego chciałeś - uśmiechnęłam się mściwie i rzuciłam w niego poduszką.

- Ej! – chłopak osłonił się rękoma, ale trochę za późno. - Tak chcesz pogrywać? – odparł zadziornie, schylając się po wypchany przedmiot. Po chwili poczułam, jak dostaję czymś miękkim w twarz.

O nie. Przesadził.

- Niech będzie. Pożałujesz – wycedziłam przez zęby, przygotowując sobie amunicję.

Nie minęła minuta, a w pokoju mojego przyjaciela rozpoczęła się najbardziej dzika bitwa na poduszki (i nie tylko!), jakiej doświadczyłam w całym moim szesnastoletnim życiu. Różne rzeczy latały po całym pokoju, uderzając w nas, ale także np. w pomarańczowy wazon na kwiaty, rozbijając go na kawałki. Padło też trochę dziwnym słów i wyzwisk, i naprawdę nie dało się tego wszystkiego określić inaczej niż dzikie i szalone.

Padliśmy obydwoje na łóżko Harry’ego, wyczerpani i zwijający się ze śmiechu. Efekt końcowy był dość widowiskowy – wszędzie leżał plusz z poduszek, na dywanie była plama która powstała w wyniku zbicia wazonu, przybory szkolne chłopaka walały się po całym pokoju, a firanka została agresywnie wyszarpnięta znad okna i aktualnie leżała sobie gdzieś z boku. Po idealnie posprzątanym pokoju pozostało tylko wspomnienie. Ale to on zaczął. Ciekawe, co by powiedzieli jego rodzice.

No tak, on nie mieszka z rodzicami.

- No ładnie – czułam, że muszę coś powiedzieć, aby przerwać ciszę i zapomnieć o ostatniej rzeczy, zanim zacznę ją roztrząsać.

- Nieźle – potwierdził, po czym usiadł, wpatrując się w mój spoważniały wyraz twarzy. – Co jest?

- Harry. Ja muszę wiedzieć.

Westchnął i wbił wzrok w dłonie. Pomimo braku jakiegokolwiek kontaktu z jego strony wyraźnie dało się wyczuć, że atmosfera zrobiła się dosyć nieprzyjemna, a powietrze stało się ciężkie. Głupio mi było o to zapytać i wiedziałam, że zepsułam piękny czas, który mogliśmy spełnić razem, ale w końcu po to tu przyszłam. Za długo to wszystko było przeciągane.

Na chwilę podniósł głowę i mogłam zauważyć wyraźną troskę w jego oczach. Jeszcze chwilę wahał się i jakby obmyślał to wszystko, zanim w końcu wypalił:

- Chodzi o wykradanie dokumentów.

- Co?

- Muszę znajdować konkretne osoby, dowiadywać się o nich jak najwięcej, niekiedy nawet zaprzyjaźniać się na siłę, a następnie… następnie wykradać informacje o nich, i dostarczać je szefowi.

Zatkało mnie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

- I… to wszystko? – spytałam lekko rozczarowana, ale jednocześnie z ulgą. – Dlaczego nie chciałeś mi wobec tego o tym powiedzieć?

- Nie chciałem, żebyś traktowała mnie jak złodzieja – jego wzrok cały czas był wbity w dłonie. Coś mi tu nie grało.

- Ale… mówiłeś, że to jest bardzo złe. I że to czyni cię złym człowiekiem! – chciałam znaleźć cokolwiek, co by mnie uspokoiło.

- A co, jest dobre? – spytał zdesperowany, starając mówić spokojnie. - To jest złe, Amy. Zostałem wychowany inaczej, zrozum to.  Wykradanie informacji o ludziach wbrew ich woli jest karalne.

Może po prostu to co jest złe dla niego, dla mnie jest tylko błahostką?

A może on ma coś z psychiką?

- Te dokumenty mogą zostać wykorzystane przez mojego szefa, który… no… nie należy do najmilszych ludzi… w dowolnym celu - kontynuował. - Może wyrobić sobie sztuczny paszport, a pozostali mieć potem kłopoty. Nie powiesz mi, że to jest dobre? Komuś może rozwalić to życie, to paskudna robota. Poza tym ludzie robią sobie nadzieję, kiedy tak do nich podchodzisz i zaczynasz gadać. Próbujesz się zaprzyjaźnić, a po wykonanym zadaniu i być może spieprzeniu im życia zrywasz całkowity kontakt. To naprawdę wredne, nie uważasz?

No cóż… Musiałam przyznać mu rację, nie było to w porządku. Wygląda na to, że to koniec mojej kariery detektywa. Nie powinna była w ogóle tego roztrząsać, widać, że nie jest zadowolony z tej pracy. Okropne, normalnie gardzę takimi ludźmi, ale… to Harry. Coś musi być na rzeczy. Tylko dlaczego jej po prostu nie zerwie? Nie rozumiałam tego.

Kłopoty finansowe? Ale… dlaczego miałby mieć kłopoty finansowe?

Nie pasował mi tylko jeszcze wymuszony uśmiech na końcu, ale może mi się wydawało? Albo podkreślał on to, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje? W końcu często zdarza się, że mam jakieś urojenia, możliwe nawet, że mam obsesję na punkcie tajemnic i doszukuję się ich tam, gdzie ich nie ma.

Jako mała dziewczynka chciałam zostać detektywem, ratować ludzi przed niebezpieczeństwem i rozwiązywać mrożące krew w żyłach kryminalne zagadki. Kolejne niespełnione marzenie.

- Jaka była druga sprawa? – usłyszałam głos chłopaka, który wyrwał mnie z rozmyśleć. Chyba chciał mieć już to za sobą.

Nie chciałam już pytać, już dość zepsułam mu humor… Ale z drugiej strony wiedziałam, że powinnam. Teraz albo nigdy.

Jak ja mam mu to powiedzieć? Czy to nie jest zbyt ryzykowne? Przecież… to może mu się nie spodobać.

Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do trzech.

- Widziałam… widziałam ostatnio dziewczynę, która miała ten sam… naszyjnik co ja - powiedziałam cicho, jąkając się. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam, zaczynając ten temat.

- Tak.

Ta krótka odpowiedź mnie dość zaskoczyła, nie tego się spodziewałam, jeśli miałam być szczera. Była wręcz przerażająca – długie odpowiedzi pozwalają nas wprowadzić w sytuację i choć część z niej wyjaśnić, a te krótkie… Potwierdzały nasze obawy.

 Miałam ochotę już zamknąć buzię i więcej się nie odzywać, ale ciekawość była silniejsza. Jak już coś się zacznie, trzeba skończyć.

- Skąd go ma?

- Dałem jej.

Poczułam delikatną zazdrość. Myślałam, że tylko ja taki mam…

Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tak myśleć, to strasznie samolubne. Przecież on może dawać naszyjnik komu chce i kiedy chce, i tak miło, że o mnie pomyślał. Nie mogłam jednak wywalić z głowy myśli, że może nie jestem dla niego tak wyjątkowa, jak myślałam. Naprawdę czułam się szczęśliwsza z tym naszyjnikiem i dodawał mi on otuchy. Świadomość, że on dał mi go z myślą o mnie… Jak się okazywało, nie tylko o mnie.

Nie wiem, czemu mnie to tak bardzo zraniło, przecież to nie jest żadna zbrodnia czy coś. Danie dziewczynie naszyjnika jest miłym gestem, a we mnie po prostu odzywało się moje wewnętrzne ego. Było mi za nie strasznie wstyd i próbowałam je stłumić na wszelkie możliwe sposoby, ale mi to nie wychodziło.

Zresztą, co ja sobie myślałam. Że dając mi ten naszyjnik zobowiązuje się do trwałej więzi pomiędzy nami? Z jednej strony właśnie tak to odbierałam, jako coś w rodzaju przysięgi z jego strony. Z drugiej jednak ten gest mógł oznaczać niemalże wszystko, przecież nie jestem najważniejsza w jego życiu, tak? Ok, przyjaźń odgrywa dość dużą rolę, ale nie można przeginać. Powinnam w końcu to pojąć, ponieważ ciągle patrzę na to pod nie tym kątem, co trzeba.

Posiedzieliśmy jeszcze niecałą godzinę, gadając trochę o szkole i nauczycielach, nie udało nam się jednak przywrócić tej beztroskiej atmosfery. Niedługo potem zaczęłam się zbierać.

- Chcesz podwózkę? – zaproponował loczek.

- Nie trzeba. Przejdę się.

- Na pewno? – spytał jakby troszkę zawiedziony, ale ja nie chciałam mu już zawracać głowy. I tak poświęcał mi zbyt dużo czasu.

- Tak, nie chcę ci przeszkadzać.

- Nie przeszkadzasz! – oburzył się, ale ja tylko uśmiechnęłam się i pomachałam mu ręką.

- Poradzę sobie. Pa, Harry.
___________________________
Tradycyjnie proszę o pozostawienie komentarza, niekoniecznie z opinią pozytywną, ponieważ każdy motywuje i pozwala mi zauważyć, co robię nie tak.

All the love,

N.I. xx