poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział XI

Spędziłam całą sobotę i niedzielę w swoim pokoju, z nikim nie rozmawiałam, zeszłam tylko w nocy po jedzenie. Na szczęście mój telefon milczał, więc Harry najwyraźniej chciał mi dać czas do poniedziałku. Byłam kompletnie przerażona tym wszystkim, więc postanowiłam tego dnia do szkoły i uniknąć spotkania z lokowanym. Okay, być może zachowałam się jak totalny tchórz i uciekałam przed problemami, ale nie miałam dość odwagi ani siły aby się z nimi zmierzyć. To mnie po prostu przerastało.

Szczęśliwie moja mama gdzieś wyszła, także nie miała o niczym pojęcia. Poprzedniego wieczoru nie nastawiłam sobie budzika, więc kiedy się obudziłam była już 10:00. Wow, długo spałam, to wszystko musiało mnie nieźle zmęczyć.

Postanowiłam szybko ubrać jakiś sweter i leginsy, a następnie udać się do kuchni po coś do jedzenia. Próbowałam udawać i wmówić sobie, że wszystko jest w porządku, tak, jak zawsze, ale kompletnie nie było. Nie mogłam się pogodzić z myślą, że on wie. Od samego wyobrażenia sobie robiło mi się słabo. Wszystko, co ukrywałam przez ostatnie miesiące mojego życia wyszło na jaw i najgorsze było to, że nie znałam jego reakcji. Będzie zły? Będzie na mnie krzyczał? Czy po prostu machnie ręką i stwierdzi, że mam zapomnieć? A może będzie chodził za mną i niepotrzebnie się martwił? Tego nie wiedziałam. Chciałam tylko mieć spokój i pewność, że już nie będzie poruszał tego tematu.

Po raz kolejny przyłapałam się na tym, jak mieszam łyżką w zupie mlecznej zamiast jej jeść. Tym razem jednak nie zapomniałam jej podgrzać, ale jeśli tak dalej pójdzie, to niedługo wystygnie. Westchnęłam i wpakowałam sobie łyżkę mleka do buzi, przełykając z trudem. Czemu wszystko musi być takie skomplikowane? Czemu musiałam być tak nieuważna?

Odstawiłam ze wstrętem prawie pusty talerz i poszłam na górę do pokoju. Wyjęłam z dna szafy moje stare adidasy, jakąś bluzkę i leginsy, po czym szybko się przebrałam. Miałam rozpocząć biegi, co nie? Muszę być w formie, nie wiadomo, przed kim jeszcze będę zmuszona uciekać.

Odłączyłam telefon od ładowarki i zaczęłam układać playlistę, jaka miała mi towarzyszyć podczas biegu. Zdecydowanie dominował Ed Sheeran, ale nie brakowało też innych wykonawców. Zajęło mi to parę minut, a następnie już tylko założyłam słuchawki na uszy i wybiegłam z domu.

Było naprawdę ciepło, pogoda dopisywała, co nie było wcale częste o tej porze. W chwili, gdy przyśpieszyłam trochę, poczułam delikatny wiatr we włosach. Pobiegłam główną ulicę, w górę, mijając parę domków, które tu stały. Mieszkałam w południowej części tej dzielnicy, która nie była tak bardzo zniszczona, jak jej centrum, ale jednak była bardzo biedna. Miało to rzecz jasna swój urok, którego chyba nie w pełni doceniałam. Dobiegłam aż za plac zabaw, na który miałam zwyczaj przychodzić z tatą i to tam właśnie się zatrzymałam. Zziajana usiadłam na huśtawce i rozkoszowałam się chwilą. Nie słyszałam śpiewu ptaków, bo w moich uszach leciało właśnie Photograph i nie miałam serca wyłączyć tej piosenki, więc tylko rozejrzałam się wokoło. Naprawdę niewiele się zmieniło, od kiedy byłam tu ostatni raz, jako dziecko. W rogu stał ten sam obskurny śmietnik, belka od piaskownicy wciąż była pęknięta w jednym miejscu, na karuzeli kręciły się dzieci o roześmianych buziach, które nie wiedziały, co to zmartwienia. Po lewej, w odległości 50 metrów znajdowała się szkoła podstawowa z wielkim znakiem drogowym w kształcie lizaka przed wejściem oraz namalowanym słoneczkiem nad drzwiami, centralnie naprzeciwko stała lodziarnia. Tylko wyblakła farba zdarta ze zjeżdżalni i drabinek pokazywała upływ czasu. Wszystko się zmieniało.

Myślami przeniosłam się do czasów, kiedy tata odbierał mnie ze szkoły, zabierał mnie na plac zabaw, a potem na lody, gdzie zawsze wybierałam podwójne czekoladowe. Spędzaliśmy razem naprawdę piękne chwile, a potem wracaliśmy roześmiani, rękę w rękę i ubrudzeni (w moim przypadku) czekoladą do domu, gdzie mama tylko unosiła brwi i kręciła głową z niedowierzania. Często kończyło się to też praniem moich koszulek, które również nie należały do najczystszych po tych zabawach. No ale byłam szczęśliwa, to się liczyło. Jak bardzo chciałabym wrócić do tamtych czasów…

Poczułam delikatną wibrację, więc wyjęłam telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu widniała ikonka wiadomości tekstowej. Od razu domyśliłam się, od kogo ona była. Nie miałam zamiaru jej odczytywać, nie teraz. Momentalnie czar chwili prysł jak bańka, a bicie mojego serca przyśpieszyło. O nie.

Wrzuciłam telefon z powrotem, ale po chwili przyszedł kolejny sms. I kolejny. Mimowolnie odblokowałam ekran i weszłam w ikonkę koperty.

 - Co się stało? Czemu cię nie ma?

 - Amy?

 - No i co? Zostawiłaś mnie tutaj?

 - :(

Przełknęłam z trudem ślinę. Czemu kiedykolwiek dałam mu swój numer? Chciałam zignorować jego wiadomości i spróbować powrócić do rozkoszowania się chwilą, ale chłopak się nie poddawał.

- Zaraz strzelę focha normalnie.

- Odezwij się, proszę.

- Zaczynam się martwić.

- Żartowałem z tym fochem, ale odpisz.

Westchnęłam. Czemu to jest dla mnie takie trudne? Wystarczyłoby, że wymyśliłabym jakieś niewinne kłamstewko, aby nie zawracać mu głowy moimi sprawami i byłoby po sprawie. No ale nie chciałam znowu go okłamywać, to byłoby niesprawiedliwe. I tak już przegięłam stawkę.

- Amy? Możemy się spotkać? To ważne.

- Proszę cię.

- Nie bądź taka, i tak cię znajdę, znam twój adres, pamiętasz?

Uniosłam brwi i pokręciłam głową. Jego słowa dały mi do myślenia.

- Daj spokój. Nie możesz mnie unikać do końca życia, rozegrajmy to od razu.

Miał rację, jak zwykle zresztą. Zastanawiając się, czemu to robię, wystukałam pospiesznie słowa na klawiaturze.

- Niech będzie.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

- No wreszcie! Wychodzę ze szkoły, bądź w parku za dziesięć minut.

Wyłączyłam muzykę i noga za nogą powlekłam się na umówione miejsce. Chciałam już to mieć za sobą, mimo że jedyne, co w tej chwili czułam, to strach. I był on większy niż kiedykolwiek. Co on mi zrobi? Co powie? Cokolwiek się stanie, powiem mu, że to nie jego sprawa i żeby się odwalił. Wiem, że było to dość niegrzeczne, a w dodatku on był dla mnie zawsze taki dobry… Ale nie widziałam innego wyjścia z sytuacji. Mógłby mnie zostawić. Nie miałabym mu tego za złe.

Nie miałam daleko, bo park znajdował się zaledwie 200 metrów od placu zabaw, więc przybyłam przed czasem. Znajdowałam się po tej stronie, gdzie było jezioro oraz jakieś wielkie drzewo. Słońce świeciło coraz mocniej, a ponieważ drzewo było naprawdę wysokie i rzucało kuszący cień, udałam się w jego stronę. Chwilę sobie w nim postałam, zanim zauważyłam lokowanego idącego w moją stronę. Miał ubrany fioletową bluzę w której wyglądał niesamowicie uroczo, a ręce schowane w jej kieszeniach, ale wzrok miał wbity w ziemię. Dopiero jak go podniósł i zauważył mnie na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Cześć- wyszczerzył się, podchodząc bliżej.

- Hej- mruknęłam cicho. Nie chciałam nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego. Po pierwsze, bałam się. A po drugie wiedziałam, jak kończy się patrzenie w jego niesamowite oczy.

- Co się tak wgapiasz w ten grunt, hm?- zapytał znienacka, jakby czytając w moim myślach, a ja w odpowiedzi tylko przygryzłam wargę.

- Jak było w szkole?- próbowałam odciągnąć ten moment, w którym to ja miałam się wypowiedzieć, bo wiedziałam, że ten na pewno nastąpi. Znałam Harry’ego dopiero od kilku dni, ale wiedziałam, że po to mnie tu sprowadzi i niedługo zrobi wywiad szczegółowy.

- Potwornie- skrzywił się.- Musieliśmy biegać w tym słońcu na wf-ie, to było okropne.

- Biedny- udawałam, że jest mi przykro, próbując zrobić jakąś skruszoną minkę, ale mi nie wyszło, więc po chwili obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Niesamowite, jak w towarzystwie tej osoby moje stany uczuciowe zmieniają się z sekundy na sekundę.

- Cóż… wiesz czego chcę- spojrzał na mnie, a ja na niego, i to był błąd. Zobaczyłam te jego oczy… Tego dnia miały piękny, zielony odcień, zupełnie taki, jak liście na wielkim drzewie, który rzucał cień. Stałam tak parę sekund, zanim się otrząsnęłam. Co jest ze mną nie tak.- Amy?

- Mhm?- odpowiedziałam, wciąż nie odzyskawszy w pełni świadomości.

- Powiedz mi. Proszę- zrobił minę szczeniaczka, ale ja odwróciłam wzrok. Nie ze mną te gierki.

Zaczęłam zastanawiać się, co powinnam teraz zrobić. Powiedzieć mu i mieć to za sobą czy raczej zwlekać i czekać na cud? Sekundy mijały, a ja byłam w rozterce. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.

- Harry?- powiedziałam cicho, a on się przybliżył.

- Tak?- zapytał z błyskiem w oku.

- Jaką masz pracę?-

- Pff…- od razu mina mu zrzedła. Wyglądał na rozczarowanego i zakłopotanego zarazem. W jednej chwili zrobiło mi się go szkoda, bo wiedziałam, jak się teraz czuł, ale już nie mogłam odpuścić.

- No?- ponagliłam go.

- Złą. Okrutną. I samolubną- odrzekł po krótkim namyśle. Aha, więc chce grać w grę? Dobra Styles, wchodzę w to.

- Dobrze, wobec tego gdzie ją się wykonuje?

- Wszędzie. Na ulicy, na strychu, w czyimś mózgu lub sercu.

- Nie rozumiem. Możesz jaśniej?- odparłam zdziwiona. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Cóż… chyba straciłam wątek. Dobra, 1:0 dla ciebie.

- Odpowiedziałem na dwa twoje pytania. Teraz twoja kolej.

- Ale niczego się nie dowiedziałam!- pisnęłam, a on zachichotał.

- Bawisz się w detektywa czy co?- kpiący uśmieszek pojawił się na jego buzi, a ja miałam ogromną ochotę mu czymś przywalić. Nagle spoważniał.- Amy. Ja naprawdę muszę wiedzieć, to nie są żarty.

- Co chcesz wiedzieć?- warknęłam.

- Czemu?- przygryzł wargę i spojrzał na zakryte przez moją bluzę nadgarstki. Wypuściłam głośno powietrze.

- Nie twój interes- chciałam, żeby zabrzmiało to groźnie, ale skończyło się na tym, że brzmiało to jak jęk dziecka, które nie dostało tego, czego chce. To przez te nerwy.

- Nie mam całego dnia.

Opuściłam ręce i podniosłam głowę. Niech mu będzie.

- Nie daję sobie rady, ok? I znajduję ucieczkę w najprostszy możliwy sposób, bo jestem słaba i tchórzliwa.

- Z czym nie dajesz sobie rady?- zapytał cicho zmartwiony, a ja odeszłam krok w tył.

- To już drugie pytanie.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?

- A myślisz, że to jakieś trofeum? Nagroda? Coś, czym powinno się chwalić?- wybuchnęłam nagle.-  Nienawidzę siebie za to, ale to część mojego życia. Ja po prostu nie potrafię- poczułam łzy w kącikach moich oczu. O nie, nie znowu.- Nie chcę ludzi martwiących się o mnie, zresztą i tak nikogo to nie obchodzi. Już i tak sobie zniszczyłam życie, po co miałabym robić to też tobie? Nie chcę, abyś się tym zadręczał. Powinieneś mnie zostawić, uciec jak najdalej. T-to za wiele…

W tym momencie mój głos załamał się całkowicie, a ja poddałam się fali łez. Miałam dość. Ostatnio ciągle wszystko rozwalałam, jedyne o czym marzyłam to… Właściwie nie miałam pojęcia. Nie umiałam po prostu nawet się ruszyć do ucieczki. W sumie w tej chwili było mi już wszystko jedno. Niech już sobie pójdzie…

Poczułam, jak czyjeś wielkie ramiona owijają się wokół mnie i chłopak zamknął mnie w uścisku. 

Ręką przytrzymał mi głowę i zaczął łagodnie uciszać. Wiedział, że już więcej nic ode mnie nie wyciągnie. Właśnie ziszczały się moje najgorsze sny i było to trudniejsze, niż myślałam. Coś jak powtórka z przeszłości, tyle tylko że tym razem miałam przy sobie Harry’ego i może dzięki temu jakoś to przeżyję.

Pozwolił mi się wypłakać, po czym odsunął się, szukając czegoś w torbie. Po chwili wyjął srebrny naszyjnik w kształcie małego samolocika, takiego, jakie dzieci robią z papieru i bardzo podobnego do tego, jaki sam miał na szyi. Przełożył mi go przez głowę po czym uśmiechnął się, próbując dodać otuchy.

- Trzymaj.

- Co to?- zapytałam przez łzy. To było najbardziej idiotyczne pytanie, jakie mogłam zadać, ale nikogo to nie obchodziło.

- Naszyjnik. Jak będzie ci smutno, przypomni ci o tym, że jest ktoś, komu na tobie zależy.

- Kto to taki?


Ale on już nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się smutno patrząc w ziemię.
_______________________________________

Rozdział całkowicie niesprawdzony, więc mogą pojawić się błędy, za co z góry przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. Znowu się spóźniłam, a obiecałam, że to już się nie powtórzy... Przepraszam. Powinnam mieć rozplanowaną pracę i wgl, ale jak zwykle robię wszystko w pośpiechu i na ostatnią chwilę... Cała ja :p. Dopóki coś się nie wydarzy, nigdy się nie nauczę, aby być systematyczną, jakoś zawsze uchodzi mi na sucho.

Powoli zbliżamy się do głównego wątku fanfiction (tak, to wszystko na razie to były tylko poboczne xd). Jak wam się podoba? W końcu wiecie, skąd w szablonie są naszyjniki (od razu mówię, że żaden szczegół ze zwiastunu/szablonu nie są tak sobie, każdy symbol ma jakieś ukryte znaczenie). 

Oczywiście proszę o komentarze blablabla, niekoniecznie z opinią pozytywną :).

ILY, 

xx

6 komentarzy:

  1. Szczerze? Myślałam, że Harry będzie zachowywał się inaczej. Nawet nie wiem, w jaki sposób, ale taki nie przyszedł mi do głowy. On jest taki czuły, kochany, heh. Co nie zmienia faktu, iż jestem cholernie ciekawa, czym on się zajmuje. Naprawę.
    Amy, ugh. Postanowiłam, że nie będę jej współczuć, bo ludzie tego nie lubią, ale sama nie wiem, czy dotrzymam słowa. Postępuje w najgorszy możliwy sposób. Wiem to na własnej skórze. Raz to zrobiłam i teraz żałuję, bardzo. Na szczęście się ogarnęłam, jej też tego życzę. :)
    Mam nadzieję, że Styles jej w tym pomoże.
    Um, nic się nie stało, iż rozdział jest dodany później. Ważne, że jest.
    No nic, ja już lecę.
    Dobranoc! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Sssuuupperowr serio brak mi słów <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No co ja mam pisać? :D Super, jak zawsze. Wkurza mnie, naprawdę cholernie wkurza myślenie Amy, ale wybaczam xd Jako nastolatka, rozumiem ją.

    Powiedz mi, jak Ty piszesz tak fajne opisy przemyśleń? xd Ja nie umiem tak ich rozwinąć i w ogóle.

    No i świetna muzyka do rozdziałów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Nie mam pojęcia. Włączam jakąś wolną muzykę i stawiam się na miejscu Amy, a potem piszę, co ja bym myślała, gdybym była w jej sytuacji, to wszystko :)

      Usuń
  4. Jej
    Świetny blog!
    Bohaterzy...
    Coś fajnego
    Mam nadzieję, że przy Harrym Amy jakoś sobie z tym poradzi.
    Super
    Czekam na nexta!
    Weny życzę
    Pozdrawiam

    Zapraszam do siebie
    http://saveyoutonight-louistommo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejuniu.. rozdział przeszedł moje oczekiwania. Jest niesamowity. Harry taki kochany chłopak. Ciekawe czy dalej taki będzie jak się dowiemy co robi.. kim jest. Twoje opowiadanie jest jak narkotyk. UZALEŻNIA. Nie wiem czy czytanie go jest legalne :P Och, nie mogę się doczekać następnego, to tak mega wciąga! U mnie nowy rozdział, więc zapraszam ;)
    http://live-in-danger.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentarz jest dla mnie czymś więcej, niż tylko wyrażeniem swojego zdania. Jest znakiem dla mnie, że ktoś tutaj zajrzał, co jest bardzo miłe i krzepiące. Jeśli więc to czytasz, proszę, pozostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. Każdy jest dla mnie ogromną motywacją i powoduje uśmiech na mojej twarzy :)