piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział III

Harry’s Pov


Udałem się w drogę powrotną do domu, samotnie. Bez niej. Cóż, życie dawało mi gorsze sytuacje do przetestowania na mnie, ale to nie zmienia faktu, że zachowałem się jak ostatni palant. Czy ja zawsze muszę coś rozwalić? Ugh.

Starałem sobie wmówić, że to nie moja wina, ale cały czas nie mogłem zapomnieć tej ciszy w samochodzie. Doskonale pamiętam, co zobaczyłem w jej oczach, gdy dotknąłem jej ręki. Ból. Jej odruch, gdy ją zabrała, świadczył o jakiś tragicznych wspomnieniach z przeszłości, tak myślę. Najwyraźniej ktoś bardzo jej bliski też ją tak chwytał. To smutne i wstrząsające dla mnie. Wiedziałem, że muszę być delikatny w tej sprawie, ale w końcu dorwę drania, kimkolwiek on jest i cokolwiek jej zrobił. Chcę zdobyć jej zaufanie. Nie po to, żeby ją wykorzystać. Chcę, aby o nim zapomniała, abyśmy się mogli przyjaźnić, a w jej oczach nie było tego jakże znanego mi bólu. Chcę jej pomóc. Nie wiedziałem nawet, dlaczego. Dopiero ją poznałem, to takie... Dziwne. Dziwne, że chcę ją chronić. Chyba za bardzo przypomina mi moją siostrę, tak myślę.

Oparłem się o siedzenie, starając się skupić na drodze, ale nie potrafiłem. Zrezygnowany wolną ręką wybrałem numer do Seana. Nie przepadałem za nim, to fakt, ale żeby się upić, nie zawsze potrzebne jest miłe towarzystwo.
- Tak? - odpowiedział męski głos w słuchawce.
- Hej Sean, tu Harry. Masz chwilę?
- Chwilę, czyli…?
- Czyli cały dzisiejszy wieczór, do jutra rana.
- Możliwe - założę się, że na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek. - O której mam być?
- Za godzinę - pospieszyłem z odpowiedzią.- Aa, Sean? Kup jakieś mocne, w domu kończy mi się zapas.
Rzuciłem telefon na kanapę, po czym wyszedłem z auta i od razu ruszyłem w stronę lodówki. Tak, jak myślałem - w środku znalazłem zaledwie 2 puszki. Biorąc jedną, rozsiadłem się na kanapie, włączając telewizor. Nie mogłem się skupić na żadnym z tandetnych seriali, więc gdy w końcu usłyszałem dzwonek do drzwi, poczułem się jak zbawiony. Oczywiście, że nie ruszyłem tyłka z kanapy. Dla takiego drania nie warto. Był już u mnie tyle razy, że wiedział, że po 2 minutach, jak nikt nie otworzy, samemu mu wolno wparować do środka. I po raz kolejny miałem rację - nie, żeby przyniosło mi to jakąś satysfakcję. Mi trudno dogodzić.
Usłyszałem kroki, ale nie zaszczyciłem kumpla (dobra, kumpel to za mocne słowo) spojrzeniem. Odwróciłem wzrok od telewizora dopiero w chwili, gdy pod moimi nogami pojawiły się różnorodne alkohole.
- Żubrówkę też wziąłeś? - uśmiechnąłem się zadowolony. W końcu wstałem i ruszyłem w stronę szafek, by wyjąć dwa kieliszki i wypełnić je po brzegi wódką.
- Więc? Jaki jest powód? - spytał, upijając łyka. Pokręciłem głową w zamyśleniu.
- Nie uwierzysz mi, ale dziewczyna.
- Dziewczyna? Upijasz się z powodu dziewczyny? A gdzie zasady?
- Nie o to chodzi. Chciałem się z nią zaprzyjaźnić, uzyskać przyjaciółkę, bo pasowała do moich wymagań, a wiesz, jak trudno znaleźć kogoś takiego. Jest idealna - uśmiechnąłem się na jej wspomnienie.
- W takim razie w czym problem? - zmarszczył brwi.
- Nie będę ci się wyżalał, bo chcę o tym zapomnieć. Zrobiłem parę błędów, chyba ją raniąc i nie wiem, czy będzie chciała dalej się ze mną przyjaźnić…
- Nie przejmuj się tym.  Zachowujesz się jak pięciolatek. Wrzuć na luz i po prostu powiedz jej swoje wątpliwości, bo inaczej będziecie obwijać w bawełnę i nie skończycie przed pięćdziesiątką.
- Czyją? - zaśmiałem się. Powoli czułem, jak alkohol rozchodził się po moim ciele, poprawiając mi humor.
- Mojego dziecka - zaczął się śmiać, co brzmiało bardziej jak bełkot, a ja do niego dołączyłem.  To takie głupie. Obydwoje wiedzieliśmy, że Sean nie ma zamiaru mieć przeklętego bachora na głowie. Tak jakby nigdy.
Godziny mijały, a ja kompletnie odpływałem… 
Amy’s Pov
Z wściekłością walnęłam w piszczący budzik, aby go uciszyć. O dziwo, ustał. Niezadowolona wstałam i zaczęłam szykować się do szkoły. Mój humor nie mógłby być już chyba gorszy. Myśląc o tym, że znowu idę tam, gdzie ziszczają się moje najgorsze koszmary, że będę skazana na wyżywanie się na mnie nauczycieli i codziennymi sprawdzianami przez kolejny rok, zeszłam na dół i nalałam sobie mleka do miski z płatkami kukurydzianymi. Nawet nie wiem, jaką lekcją zaczynamy. Zaniosłam miskę do stołu. Tego dnia nie załapałam się na podwózkę do szkoły, bo mama miała zmianę nocną. Westchnęłam cicho, zanurzając łyżkę w mleku i zaczęłam mieszać. Nie miałam ochoty tego jeść, ale podobno śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia blablabla, więc już się przymuszę. Mam nadzieję, że moje oceny będą lepsze niż w zeszłym roku. Wtedy miałam chyba średnią… 2,3? To nie za dobrze, muszę przyznać, tym bardziej, że stać mnie na więcej. Ale nie jestem w stanie się uczyć mając tyle na głowie.
W końcu włożyłam łyżkę do buzi i skrzywiłam się. No tak, nie podgrzałam w mikrofalówce, a ja wręcz nienawidzę zimnego mleka. Odsunęłam talerz z obrzydzeniem i spojrzałam na zegar. Straciłam całe 20 minut na mieszanie łyżką w talerzu, świetnie. I tak już nie zdążę tego zjeść, bo za 10 minut zaczyna się pierwsza lekcja, która nawet nie wiem, gdzie jest, bo wczoraj opuściłam zbiórkę w klasie, gdzie wychowawczyni pewnie rozdawała plany lekcyjne. Ja za to miałam jechać do Wesołego Miasteczka… Wspomnienia z poprzedniego dnia uderzyły we mnie jak grom. Zaczęłam mieć trudności z oddychaniem, więc usiadłam z powrotem, aby się uspokoić. Jak wróciłam do domu, prawie udało mi się o tym zapomnieć, ale teraz te emocje znowu we mnie odżyły. Przeczesałam ręką włosy, starając się wywalić myśli z głowy. Bezskutecznie. Przetarłam więc tylko oczy i powróciłam do szykowania się do szkoły. Wypadłam z domu o 7:56, biegnąc sprintem, tym razem nie mając szans, żeby się nie spóźnić. Wczoraj wyszłam za pięć, dzisiaj minutę później, ale za to nie znam planu i nie mam pojęcia, w jakiej sali mamy. Spakowałam kilka zeszytów, z nadzieją, że dziś będzie tylko PSO i książki nie będą potrzebne. Gdy wbiegłam do szkoły, było już po dzwonku. Postanowiłam udać się do pokoju nauczycielskiego, gdzie na drzwiach powinien wisieć już plan. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Czułam ewidentne przerażenie, kiedy zorientowałam się, że naszą pierwszą lekcją jest chemia. Świetnie, jeszcze spóźnię się na lekcję z wychowawczynią. Wspięłam się pospiesznie na trzecie piętro i stanęłam przed salą chemiczną. Stałam tam jak sparaliżowana, bojąc się wejść, bo wtedy wszyscy będą się na mnie patrzeć. Właśnie tego boję się najbardziej i wczoraj starałam się tego uniknąć. Dodatkowo ogarnęła mnie fala przerażenia, gdy uświadomiłam sobie, że spotkam się z Harrym oko w oko. Chyba nie jestem na to gotowa.
 W końcu wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę, wchodząc do środka. Odwagi, dziewczyno. Natychmiast zauważyłam panią Gerschule stojącą na środku klasy, która momentalnie zwróciła wzrok w moją stronę, a w raz za nią pozostała część klasy. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Amy? Co ty tutaj robisz? Zdajesz sobie sprawę, że już dawno po dzwonku? - zganiła mnie. Przełknęłam tylko ślinę, bo wszyscy się na mnie patrzyli. Nie widziałam tego, bo wzrok utkwiłam w podłodze, ale czułam na sobie kilkanaście spojrzeń. Nienawidzę być w centrum uwagi.
- Przepraszam - mruknęłam cicho, a ta wskazała mi tylko mi wolną ławkę. Ze złością przyjęłam fakt, że moje coroczne miejsce, czyli na końcu po lewej w kącie jest już zajęte. Usiadłam więc z samego tyłu w środkowym rzędzie, narażona na większą ilość spojrzeń. Nienawidzę tej klasy. Cały czas siedziałam ze wzrokiem wbitym w ziemię, bojąc się go podnieść w górę. Nauczycielka powróciła do tematu, ale ja nie słuchałam. Bałam się, że napotkam wzrok zezłoszczonego i/lub rozczarowanego Harry’ego.  Wiedziałam, że nie będę w stanie tego znieść. Nie da się jednak odkładać wszystkiego na później, zresztą to nie ma sensu. Wzięłam głęboki oddech, uspokajając się i podniosłam głowę. Omiotłam wzrokiem lewą część klasy, później prawy. Nie mogłam w to uwierzyć! Powtórzyłam czynność, ale już z większą pewnością siebie. Nie ma go. No jasne.
Nie wiem, jak mogłam być taka głupia, by nabrać się, że ten oto przypadkowy lokowany, który zaczepił mnie wczoraj rano, chodzi do naszej klasy. Chciał mnie wykorzystać? Może właśnie dlatego zaproponował wycieczkę do Wesołego Miasteczka, aby uniknąć wchodzenia do środka? Nie odczytał strachu w moich oczach w tamtej chwili, jak myślałam (co mnie pokrzepiło i przeraziło jednocześnie, bo potrafię świetnie ukrywać emocje), zwyczajnie chciał uniknąć problemów. Ja rozumiem, że miał jakieś plany wobec mnie, ale nie musiał ich realizować a tak okrutny sposób. Przez jakiś czas myślałam, że on naprawdę chce być moim przyjacielem. Nie siedziałabym samotnie w ławce i nie gapiłabym się to na zegar, to na swoje kolana, miałabym kogoś, komu mogłabym powierzyć trochę swoich sekretów, jeździłabym z nim na wycieczki… Czy naprawdę tego chciałam? To było moje marzenie! Moje małe, dziecięce serce się ożywiło na tę myśl, to było takie moje niewinne marzenie. Zawsze chciałam mieć przyjaciela, ale już jako dziecko wszystko schrzaniłam - fakt, że bawiłam się na uboczu, było niechęcią innych dzieci do mnie, a gdy poszłam do zerówki, byłam tak przerażona, że cały czas siedziałam skulona w kącie. Należy jednak zauważyć, że mogłam z nim jechać na wycieczkę i być szczęśliwa, z tym, że oczywiście wszystko spieprzyłam. To moja wina. Skąd mogę jednak mieć pewność, że miał on dobre intencje? Głos serca podpowiadał mi, że taki właśnie był, ale serce bywa głupie i naiwne. Pozory często mylą, nauczyłam się tego przez swoje niedługo szesnastoletnie życie, także wiedziałam, że należy słuchać rozsądku. A z nim różnie bywało. 
Pewnie zrobiłam z siebie straszną idiotkę. Uwierzyłam osobie, której nawet nie znam nazwiska, bo wydawało mi się, że miał szczery uśmiech. Paranoja! Uwierzyłam w jakieś słówka, które podniosły mnie na duchu, bo on był niesamowicie pewny siebie i wydawał się przyjazny, a ja na taki gest czekałam od kilku lat i desperacko go potrzebowałam. Po raz kolejny zapomniałam o rozumie. Jest tyle gwałcicieli w okolicy, przecież on mógłby być jednym z nich, albo jakimkolwiek innym obłudnikiem. Po prostu serce znalazło okazję i ją wykorzystało, zagłuszając mózg. Nie, to więcej się nie powtórzy. Never.
To już przeszłość. Postanowiłam unikać Harry’ego na wszelkie możliwe sposoby, bo jedyne, co w nim w tej chwili widziałam, to kłopoty, a ja mam już swoich wystarczająco dużo. Nie potrzebuję dodatkowych. Zastanawiało mnie, w której jest klasie i jaki był cel jego kłamstwa. Co zamierza? Coś czuję, że nie podda się tak łatwo, on do takich nie należy. Znam go zaledwie jedną dobę, ale już mogę całkiem sporo o nim powiedzieć. To naprawdę dziwne.

Ułożyłam w głowie naprawdę straszny obraz jego osoby, ale to pewnie dlatego, że odczuwałam po prostu rozczarowanie, a moja wyobraźnia... cóż, potrafi sięgać bardzo daleko. W rzeczywistości po prostu okłamał mnie chłopak, mam prawo być zła, no ale z tym gwałcicielem to przegięłam.
Strasznie mi było szkoda takiej okazji, więcej pewnie się nie powtórzy, ale nie ma sensu mieć przyjaźni, w której nie ma zaufania i prawdy, czyż nie? Czasami z niektórych spraw w życiu trzeba zrezygnować, nawet, gdy są jedyne w swoim rodzaju. Nie wszystko, co wydaje się dobre, takie jest. Co z tego, że miałam nadzieję. Słowa nadzieja  umiera ostatnia nigdy nie będą dla mnie prawdziwe. To tylko stek bzdur wymyślonych przez jakiegoś szaleńca. Przykro mi, ale w praktyce się to nie sprawdza.
- Amy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos wychowawczyni, a serce zabiło mi szybciej. Cóż, chyba zapomniałam, ze wciąż jestem na chemii…
- Tak? - zapytałam, a cała klasa zaczęła się śmiać. Nie wiem, co było w tym takiego zabawnego, ale moja twarz przybrała kolor buraka.
- Zadałam ci pytanie - oznajmiła przymilnie, ale już chyba traciła cierpliwość. Moje oczy się rozszerzyły, a organ w piersi począł łomotać szybciej. No tak. Tak to jest, gdy się zapomina o świecie.
- Oh - wykrztusiłam w końcu, starając się nie patrzeć na niemogące się powstrzymać niektóre osoby. Wiedziałam, że mi tego nie zapomną, a na przerwie będą wytykały palcami przed innymi klasami. W krótkim czasie stanę się pośmiewiskiem szkoły. Niby nic, ale wystarczy, by inni uznali mnie za wariatkę, a mój świat wewnętrzny podupadł. Każdy pretekst się liczy, żeby mnie powyzywać, a ja  naprawdę nienawidzę, jak wszyscy zwracają na mnie uwagę. Wolę się ukryć w cieniu i nie wychodzić. Może i miano wariatki mi się należy, ale nie chcę, by inni wiedzieli. Te zdziry mogłyby dostać order za wredność. - Przepraszam, zamyśliłam się…
- Widzę właśnie. Czy choć raz mogłabyś nie zajmować się swoimi błahymi sprawami i skupić się na lekcji? - uniosłam brwi z niedowierzaniem, jak wypowiedziała te słowa. Ona jednak niezrażona tym, kontynuowała. - Wstań.
Nie, nie, NIE!
- Dobrze, a teraz podejdź do tablicy - poczułam falę gorąca, gdy wypowiedziała te słowa. Zaczęłam z trudem łapać powietrze po raz kolejny tego dnia. To, że spełniłam jej jeden rozkaz, nie oznacza, że muszę spełnić drugi. - Słyszałaś, co do ciebie powiedziałam?
Na nogach zrobionych praktycznie z waty powoli ruszyłam na środek. Ze spuszczoną głową mijałam te wszystkie bezduszne osoby, które nie przestawały szeptać i chichotać, mimo, że nauczycielka już 3 razy zwracała im uwagę. Pewnie, dla nich to jakieś urozmaicenie lekcji.
Gdy w końcu dotarłam do biurka nauczyciela, byłam już na wykończeniu psychicznym, także gdy zobaczyłam jej kpiący uśmieszek i rękę wskazującą na czarną tablicę, z trudem pohamowałam łzy. Ok, jestem bardzo słaba i ok, nie radzę sobie. Ale czy wszyscy muszą mi to udowadniać na każdym kroku?
Stanęłam przed tablicą, na której był napisany skomplikowany wzór chemiczny. Niby nic wielkiego, ale w tej chwili miałam kompletną pustkę w głowie. Gapiłam się dobre 5 minut na pusty kawałek czarnej powierzchni, co chwilę zerkając na zegar, którego nie było dobrze widać z tej pozycji. Przełknęłam ślinę, gdy usłyszałam głos nauczycielki.
- I co, na lekcji to nie uważamy, tak? Wydaje ci się, że wszystko umiesz, i nie musisz słuchać, hmm? Zobaczymy, co dostaniesz ze sprawdzianu. Dzisiaj to jest ocena niedostateczna. Siadaj.
Jeszcze 5 minut temu wykonałabym to polecenia z największą chęcią, ale teraz, słysząc te wszystkie chichoty wokoło, nie wyobrażałam sobie przejść koło nich tak po prostu. Nie po tym, co powiedziałam, za przeproszeniem, ta suka. W sumie to miała rację. Gdy tak stałam jak głupi na środku, ośmieszona przed wszystkimi, a ona wskazała mi ponownie moją ławkę, podjęłam decyzję. I tak nie wytrzymałabym tam długo. Odwróciłam się na pięcie, ale nie po to, żeby wrócić na miejsce, jak myślała nauczycielka i reszta klasy. Wzięłam torbę i wyszłam z klasy z prędkością światła, czując, że moje łzy długo nie pozostaną w środku. Zdawało mi się, że słyszałam za sobą krzyki, ale w tej chwili miałam to gdzieś. Wszystko miałam gdzieś. Wybiegłam z budynku szkoły, nie patrząc, dokąd zmierzam. W klasie starałam się grać twardą i mieć na nią wylane, ale poza nikt mnie nie widział. Słone krople spływały po mojej twarzy, ale to również nie należało do rzeczy, które mnie w tej chwili obchodziły. Chodnik jest moim przyjacielem, zabierze mnie, gdzie muszę iść.

Nie wiem, ile trwał mój odświeżający spacerek. Zdawało się, jakby godziny. Wiem za to, co mnie zatrzymało. Wpadłam na jakiegoś faceta, rzecz jasna wyższego ode mnie. Odsunęłam się gwałtownie, by przeprosić, ale wtedy moje oczy przeniosły się na jego twarz. O mało nie krzyknęłam z przerażenia.
________________________________________________________________

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć. Wyszedł, jaki wyszedł. Jakoś tak trudno i długo mi się go pisało. Nie poprawiałam go już, bo mnie szlag trafił. Blogger ścina się tak jak nigdy, normalnie zdania się nie da napisać, nie mówiąc o poprawianiu ogólnego wyglądu etc. Strona mi się odświeżała parę razy, w końcu nie wytrzymałam i publikuję. Pewnie w tygodniu gdzieś tak sprawdzę go i ewentualnie poprawię.

Dziękuję za wszystkie komentarze, wiele dla mnie znaczą i bardzo motywują. I dziękuję za kolejną nominację do LBA! Kiedyś się ukaże post, na razie mam dużo na głowie (nawet jutro nie ma mnie w domu).
Kolejnym postem będzie najprawdopodobniej zwiastun. Bo nadszedł czas. Ukaże się on, gdy napiszę rozdział IV, bo chcę być coś na przód, gdyż nie będę miała najprawdopodobniej czasu przez kilkanaście następnych dni.
Dodałam zakładkę Spisy/Wasze ff i zachęcam do reklamowania tam swoich blogów.
Jeśli przeczytałeś/łaś, zostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. One znaczą dla mnie więcej, niż tylko wyrażenie własnego zdania- one oznaczają, że ktoś tu zajrzał. Wywołują uśmiech na mojej twarzy i motywują, także ślicznie proszę o poświęcenie tych kilku sekund!
ILY, 
xx

16 komentarzy:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Blogger Award,
    http://incubus-fanfiction.blogspot.com/2015/01/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zauważyłam spamownika, więc piszę tutaj. Chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga, z nowym opowiadaniem, nowy start. Szukam ludzi, którzy byli by skłonny wyrazić swoją opinię. Pozdrawiam i zapraszam, Ana
    anaopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spamownik znajduje się w zakładce Spisy/Wasze ff :)

      Usuń
  3. Jaje se robisz!? Zanudzic na smierc? To chyba dziala na odrot. Skonczylas w takim momencie, ze umre jesli nie dodasz nexta!!! To jest wspaniale!!! Blagam dodawaj nastepny szybko. Kc <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba i wspaniale się to czyta. Z niecierpliwością czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam ten blog dzisiaj i kiedy przeczytałam wszystkie trzy rozdziały myślałam, że zwariuje. Twojego bloga czyta mi się tak dobrze jak książkę i jeszcze skończyłaś w takim momencie, że się idzie zesrać ze szczęścia, i w ogóle co jej zrobił ten chłopak|? Boszz... mam tyle pytań i zero odpowiedzi... Umieram z ciekawości! Dodawaj szybko next. ;) WENY<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *.* jeju po przeczytaniu twojej opinii czuję się, jakby to, co piszę, było jakimś perfekcyjnym blogiem lub przynajmniej porządnym opowiadaniem, a nie tylko amatorszczyzną. Dziękuję ci za te słowa, wiele dla mnie znaczą♥

      Usuń
    2. Nie ma za co. Napisałam prawdę. ;) A propos:

      Gratulacje!!! ;)
      Zostałaś nominowana do Liebster Award.
      Więcej informacji na moim blogu: merc-story.blogspot.com

      WOW! Już drugi raz. Szalejesz dziewczyno, ale to tylko potwierdza moje słowa. ;)

      Usuń
    3. A nie sorry już trzecie, dopiero przed chwilą zauważyłam, że jest jeszcze jedno pod spodem. ;)
      SZALEŃSTWO!!! Uwierz w siebie! ;) WENY <3

      Usuń
    4. właściwie, to już chyba 6... pogubiłam się w liczeniu i muszę się zebrać, żeby wreszcie zrobić posty!

      Usuń
  6. Dobreeeeeee :D Podoba mi się. Było tylko kilka drobnych błędów (np. MIMO ŻE nie oddzielamy przecinkiem). Liczę na to, że jak najszybciej dasz rozdział IV, bo chcę wreszcie wiedzieć co się stanie :) !!! Tylko ile lat ma Harry, że już samochodem jeździ i pije? Albo mi sie coś pomyliło, albo dobrze pamiętam, że 16?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Ojeju przez całe życie myślałam, że oddziela się przecinkiem :O, a żaden z nauczycieli nigdy mi tego nie poprawił na pracach! Dziękuję, że mi napisałaś, postaram się uważać na przyszłość :)

      Wiadomo, ile lat ma Amy (15 w wieku zaczęcia historii, ale jest wrzesień, więc niedługo Nowy Rok i skończy 16), ale wiek Harry'ego nie został jeszcze podany. Miał to być mini szok w późniejszych rozdziałach, ale jesteś bystra i to zauważyłaś :)

      Usuń
  7. hej, dostałas ode mnie nominacje do Liebster Blog Award.
    http://give-me-love-fanfiction.blogspot.com
    + Świetny blog :) x

    OdpowiedzUsuń
  8. O jej! *.* Ten blog jest po prostu Awwww
    Zakochałam się haha
    Tak łatwo się go czyta, po prostu jak książkę ^^
    Uwielbiam te opowiadanie i nie mogę doczekać się nowego rozdziału
    Pisz, pisz :D
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rewelacja. I tak końcówka. Coś cudownego. Ah.. czyta się bardzo przyjemnie i wciąga ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz jest dla mnie czymś więcej, niż tylko wyrażeniem swojego zdania. Jest znakiem dla mnie, że ktoś tutaj zajrzał, co jest bardzo miłe i krzepiące. Jeśli więc to czytasz, proszę, pozostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. Każdy jest dla mnie ogromną motywacją i powoduje uśmiech na mojej twarzy :)