- Harry? - wyjąkałam przerażona.
Moje postanowienie unikania go obrało wręcz perfekcyjny kierunek. Tak szczerze,
to nie miałam pojęcia, co robić. Chciałam po prostu odwrócić się i odejść.
Pragnęłam iść w jakieś ustronne miejsce i przemyśleć sobie wszystko,
najwyraźniej jednak siły wyższe zadecydowały inaczej. Nie mogłam oderwać wzroku
od jego inspirujących oczu. Teraz były koloru morskiego. On jest niemożliwy,
ugh. Zaklęłam pod nosem i ponownie uniosłam głowę w górę, by upewnić się, że
to, co zobaczyłam, a raczej kto, nie było tylko moją wyobraźnią. - Ja… Co tutaj
robisz? Nie powinieneś być na lekcjach?
Tam właśnie ukazuje swoją zimność
i pogardę chłodna do niedawna i obojętna na wszystko dziewczyna przed tym oto
okazem.
- Co ci się stało? - spytał
zmartwiony, ignorując moje pytanie. W pierwszej chwili nie miałam kompletnego
pojęcia, o czym on mówi. Nigdy nie pokazywałam swoich uczuć na zewnątrz. Nauczyłam
się je kontrolować, zatem niemożliwe jest, żeby wyczytał wszystkie wydarzenia
dzisiejszego dnia z mojej twarzy. Może i ten oto człowiek zagrzebał gdzieś moje
zdystansowane nastawienie do świata, ale nie mógł wydobyć na wierzch moich
uczuć. Nie.
- O co ci… - chciałam spytać, ale
w tej samej chwili uświadomiłam sobie, że nie ma mnie na lekcjach, twarz mam
całą od łez, tusz spływa po mojej twarzy i stoję zdyszana gdzieś pośrodku
miasta… Właśnie, gdzie ja jestem? Przez tą całą ucieczkę kompletnie straciłam zarówno
rachubę czasu, jak miejsca. Uniosłam głowę w górę, aby zaczerpnąć powietrza,
którego mi brakowało i zauważyć, że nade mną są drzewa. Wytarłam tusz rękawem
(jakby ta plama miała jakieś znaczenie… I tak nienawidziłam tej bluzy) i błyskawicznie
rozejrzałam się wokoło. Aleje wypełnione drobnymi, kolorowymi kamyczkami, rosło
mnóstwo starannie posadzonych, choć niezadbanych drzew, przez pomiędzy których
liście przedostawały się promienie słońca, na gałęziach siedziały ptaki,
robiące ostatnie przygotowania przed odlotem do ciepłych krajów, gdzieniegdzie
stała pojedyncza ławeczka, a przede wszystkim panowała tu cisza i spokój,
zakłócone raz po raz śpiewem ptaków. Niewątpliwie było to urokliwe miejsce i
bardzo przypominało opuszczony park. - Gdzie jesteśmy?
- The Yellow Pages Park -
odpowiedział szybko, głową wskazując na jedną z wolnych ławek. Ruszyłam za nim,
wiedząc, że to jest słuszne. Nie wiem, skąd we mnie ta pewność. - Aktualnie moje
ulubione miejsce w tym mieście. Nie widziałem za dużo, więc mówię aktualnie.
Pozwala się oderwać od rzeczywistości i tego miasta, które nigdy nie śpi.
Naprawdę! - oburzył się, gdy zachichotałam pod nosem. - Nie mogę zmrużyć oczu w
nocy, gdyż nieustannie słyszę chodzących ludzi, wyjące syreny przebijające się
przez mój apartament i widzę światła, które mnie oślepiają i nie dają mi spać.
To nie jest to, do czego przywykłem. Przed wyprowadzką byłem zwykłym wiejskim
chłopcem, przyzwyczajonym do trwałej harmonii i spokoju. A tutaj wszędzie
zanieczyszczenia, przez które nie da się normalnie oddychać. Próbuję sobie
wmawiać, że tamto już nigdy nie powróci, bo to tu jest mój dom, że to to samo
miejsce, a ja nie jestem tu obcy. Ale jeśli mogę powiedzieć, że gdzieś może być
jeszcze kawałek dawnego mnie, to właśnie tutaj.
- Jest przepiękny - pokiwałam
głową, nie bardzo wiedząc, co jeszcze mogłam mu powiedzieć. Byłam lekko
zszokowana jego słowotokiem. Do czego zmierzał…?
- Nie byłaś tu wcześniej? - spytał
zdziwiony, na co ja wzruszyłam ramionami. Dziwne, że mieszkam tu już od
trzynastu lat, a nie widziałam nawet połowy miasta.
- Jakoś nie było okazji - odpowiedziałam.
Chłopak usiadł na ławce, a ja razem z nim. Ten począł przyglądać się swoim
kolanom i bawić palcami. Miał naprawdę wielkie dłonie. Wpatrywałam się w nie
przez chwilę, gdy on w końcu przerwał ciszę.
- Amy… Wiem, że to dla ciebie
bardzo trudne i z miejsca proszę cię, abyś dała mi się wypowiedzieć do końca,
nie przerywając mi- wreszcie na mnie spojrzał, szukając potwierdzenia na mojej
twarzy. Pokiwałam głową, zachęcając go do dalszej wypowiedzi. Bałam się, co
powie, ale prędzej czy później ten moment by nadszedł. - Na początek chciałbym
cię przeprosić, za tamto… Wiesz, wczoraj. Zachowałem się jak ostatni kretyn i
jest mi z tego powodu naprawdę przykro. Nie jestem dobry w przepraszaniu, więc
mam nadzieję, że mnie zrozumiesz…
- Co?! Przecież to była moja
wina! - niemalże krzyknęłam, zapominając o tym, że przed chwilą przysięgłam mu
nie przerywać i dać dopowiedzieć do końca. Ups.
- Miałaś mi nie przerywać! I nie,
wbrew pozorom to nie była twoja wina. Może tego nie rozumiesz, Amy, i myślisz,
że to ty nawaliłaś, ale to nie jest prawdą. Muszę się przyznać, chociaż
zazwyczaj tego nie robię. Rozumiem, że masz jakieś swoje straszne wydarzenia z
przeszłości i coś ci o nich przypomina, a ja wkroczyłem w tą sferę. A uwierz
mi, nie ma nic gorszego. Wiem, bo sam takie mam. I nie chodzi mi teraz o
pokazanie ci, jak mam źle, bo nie mam źle. Mam dach nad głową, zapewnioną
szkołę i najcudowniejszą przyjaciółkę, jaką mógłbym mieć- uśmiechnął się
delikatnie. To my jesteśmy przyjaciółmi?
Próbowałam zrobić wszystko, ale ta jedna łza spłynęła po moim policzku nieubłagalnie. O jedną za dużo. Chciałam mu powiedzieć, tak bardzo chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam. Nie wolno mi.
- Wiem, że jest ci trudno, mi też. Dlatego powinniśmy się razem trzymać, wspierać się i dodawać otuchy.
Próbowałam zrobić wszystko, ale ta jedna łza spłynęła po moim policzku nieubłagalnie. O jedną za dużo. Chciałam mu powiedzieć, tak bardzo chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam. Nie wolno mi.
- Wiem, że jest ci trudno, mi też. Dlatego powinniśmy się razem trzymać, wspierać się i dodawać otuchy.
- To chyba najpiękniejsze słowa,
jakie usłyszałam od lat - powiedziałam szeptem z niewiadomych powodów.
- Słowa mają wielką wagę. Od
naszych słów może zależeć życie innych - przytaknął mi, również przechodząc do
szeptu. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest jego inteligencja przewyższa
zwykły rozum.. Racja, to nie było wrażenie, to był fakt.
- Jesteś strasznie mądry -
postanowiłam mu to powiedzieć.
- To miłe - uśmiechnął się. - Amy?
- Tak?
- Dlaczego szepczemy?
W tej chwili już nie wytrzymałam
i wybuchłam śmiechem, a lokowany do mnie dołączył. Nie wiem, kiedy ostatni raz
to robiłam, ale to było cudowne uczucie. Wiatr, który pojawił się znikąd,
rozwiewał mi włosy, wokoło słychać było koncert ptaków, a ja siedziałam na
ławce z przyjacielem (tak, odważę się
go tak nazwać, mimo iż znam go zaledwie od kilkunastu godzin, bo po prostu mu
ufam. Nie liczy się ilość, ale jakość), śmiejąc się i czując radość. Wreszcie mogłam doznać trochę beztroskości,
której mi tak brakowało. To było niesamowite. Wiedziałam, że nie potrwa długo,
ale chciałam się cieszyć choć tą krótką chwilą i dobrze ją wykorzystać. W
końcu, po kilku minutach, Harry opanował się na tyle, by zapytać:
- Z czego się śmiejemy tak
właściwie? - wywołując kolejną salwę śmiechu u nas dwojga. Naprawdę, nie mogłam się
nacieszyć tą beztroskością. Nasze śmiechy nie stanowiły hałasu, ja to zazwyczaj
jest. One tak jakby… Zlewały się razem, tworząc coś w rodzaju naszej osobistej
muzyki, brzmiącej jak czyste szczęście i tak, to było przepiękne.
- Dziękuję - powiedziałam mu, gdy
w końcu wszystko ucichło, a w parku znowu jedynymi dominującymi dźwiękami był
śpiew ptaków i szum liści u drzew. - Dawno nie czułam się taka… szczęśliwa.
Chłopak tylko skupił z powrotem
wzrok na swoich dłoniach i, westchnąwszy cicho, rzekł:
- Więc teraz muszę w końcu poznać
odpowiedź na moje pytanie.
- Jakie pytanie? - zapytałam, choć
dobrze wiedziałam, o co mu chodzi. Chciałam grać na czas mając nadzieję, że coś
się wydarzy i uniknę przymusowej odpowiedzi.
- Zazwyczaj, gdy widzi się
nastolatkę z rozmazanym makijażem, która uciekła z lekcji, to nie jest dobry
znak…
Westchnęłam tylko cicho.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Czemu? Hej, Amy, mi możesz
powiedzieć, ok? A ja muszę wiedzieć, dlaczego jesteś teraz tu, a nie na matmie.
- Pani zapowiedziała pracę kontrolną,
no i tyle.
- Pracę kontrolną w pierwszy
dzień szkoły?
Ups. No tak. Całkowicie
zapomniałam, że szkoła dopiero co się zaczęła. Dla mnie to były wieki. Moje
policzki przybrały kolor szkarłatu, a ja zwiesiłam głowę.
- No wiesz, taką sprawdzającą
wiadomości i umiejętności z zeszłego roku - brnęłam dalej. Chłopak tylko
pokręcił głową.
- Nie umiesz kłamać. Nie przede mną. Chcę usłyszeć prawdę, nie
bajeczkę wyssaną z palca - odparł.
- Ale to prawda! - upierałam się
dalej, choć wiedziałam z miejsca, że przegram.
- Dlaczego to robisz? - lokowany
spytał zmartwiony. Jego twarz od razu posmutniała. Nie chcę, żeby myślał, że to
jego wina. Nie zasłużył na takie traktowanie. Właśnie dlatego w tej chwili
musiałam się poddać i przyznać mu rację. Może nie wprost, bo to nie w moim
stylu, ale muszę. Dla niego.
- A ty? - spytałam z bólem w
oczach, przypominając sobie, jak to dzisiaj nie zastałam go w klasie. - Dlaczego
mam mówić ci prawdę, skoro ty też mi nie mówisz?
- Co ja zrobiłem? - spytał
zdezorientowany, unosząc ręce w geście obronnym.
- Niech no pomyślę… Może
powiedziałeś mi wczoraj, że chodzimy do jednej klasy i sprawiłeś, że odzyskałam
nadzieję, choćby na tą jedną małą chwilę, zanim dzisiaj odkryłam prawdę -
syknęłam w jego stronę. Nagle zrobiłam się strasznie wściekła, bo tak, jak
nienawidzę, jak inni się ze mnie śmieją, jeszcze bardziej wkurza mnie, gdy ktoś
mnie okłamuje. I to jeszcze w tak okrutny sposób.
Nie miałam odwagi podnieść głowy,
by na niego spojrzeć. Znowu zapadła cisza. Czułam, że moja psychika ponownie
siada. Nawet najmniejszy cios zadawałam mi ogromny ból. Chyba jestem za bardzo
wrażliwa.
Wstałam i szybkim krokiem udałam
się w stronę wyjścia z parku. Chwilę później, gdy usłyszałam krzyki i kroki za
sobą, moje nogi automatycznie przyśpieszyły. Nie chciałam teraz z nim
rozmawiać. Nie chciałam, by znowu widział moje łzy. Chciałam po prostu zamknąć
się w pokoju i zrobić to, co zawsze. Niestety, nie wszystko w życiu jest takie,
jakie oczekujemy.
Zorientowałam się, że przebyłam
całkiem spory kawałek, właściwie nie wiedziałam, w której części parku jestem.
Obchodziło mnie tylko, żeby uciec. Jak najdalej. Mimo tego, że biegłam
najszybciej, jak potrafiłam, Harry w końcu mnie dogonił. Nic dziwnego, nigdy
nie byłam jakoś wybitna z wf’u, a wypchany książkami plecak dodatkowo mnie
spowalniał. Chłopak chwycił mnie gwałtownie za nadgarstek, a ja syknęłam i
pospiesznie go wyrwałam. Bolało. I to jak.
Zdyszana pochyliłam się opierając
ręce na kolanach i starając się złapać oddech. Czułam, jakby moje serce chciało
mnie opuścić. Teraz. W sumie, nie miałam nic przeciwko.
- Amy! - krzyknął. Odwróciłam się
w jego stronę. - Stój!
- Niby czemu? - zapytałam,
rozmasowując nadgarstek. Miałam nadzieję, że przestanie za chwilę szczypać.
- Co ci jest? - spojrzał na moje
ręce, ignorując moje pytanie. Shit. Co ja mu teraz powiem?
- Nic - natychmiast opuściłam je w
dół i odwróciłam się, chcąc odejść. Naprawdę miałam dość.
- Boli cię? Ścisnąłem za mocno?
- Nie - udało mi się wykrztusić,
próbując zachować normalny ton głosu.
- Przepraszam - wydyszał szybko.
Dopiero teraz miałam okazję usłyszeć, jak bardzo zmęczył go ten bieg. - Pokaż.
- Nic mi nie jest - schowałam ręce
za plecy. Przerażenie nie jest
wystarczającym słowem, by opisać, co czułam.
- Amy… - już wyciągał rękę, żeby
chwycić moją. Nie mogłam na to pozwolić.
- Jest w porządku, ok? -
postanowiłam przybrać formę ochronną, warcząc na niego. W środku jednak byłam
niczym miękkie jajko. Nie chciałam, żeby wiedział. Albo żeby dowiedział się w
ten sposób. Przełknęłam ślinę z nadzieją, że sobie odpuści.
Gdy w końcu odważyłam się i
uniosłam głowę, chłopak patrzył na swoje nagle intersujące (dla mnie zawsze)
wielkie ręce, intensywnie o czymś myśląc. Nie chciałam mu przerywać tej
retrospekcji, więc zaczęłam się po cichu wycofywać, podejmując próbę ucieczki
już po raz setny tego dnia. Fakt, że podniósł głowę, nie był dla mnie żadnym
zaskoczeniem.
- Nie okłamałem cię - pokręcił
głową, sprawiając, że zatrzymałam się. Byłam ciekawa, jak z tego wybrnie.
- Hmm? - uniosłam brwi, czekając
na ruch z jego strony. Ten tylko westchnął i pospiesznie wytłumaczył:
- Jesteśmy w tej samej klasie. Po
prostu nie było mnie dzisiaj w szkole.
- Oh - poczułam, jak moje policzki
się czerwienią. Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej? Zrobiłam straszną aferę,
i to jeszcze o nic. Przygryzłam wargę, próbując skleić jakieś sensowne zdanie.
Wydukałam więc tylko: - Przepraszam.
W przeciwieństwie do dziękuję, przepraszam używałam niemal codziennie. Ludzie nie powinni doznać w
życiu takiego bólu, jak poznanie mnie. Współczuję mojej mamie, serio. Miałaby
wyrzuty sumienia, gdyby mnie porzuciła, bo w końcu jestem jej dzieckiem, ale
wiem, jak bardzo jednocześnie spadłby jej kamień z serca. Próbowałam trzymać
Harry’ego na dystans, przyrzekam. Nie chcę, by się dowiedział. Nie chcę, by się
martwił. Pewnie ma wystarczająco dużo problemów.
- W porządku - przygryzł wargę, co
wyglądało strasznie seksownie. Dziwię się, że nie ma dziewczyny, a do tego chce
się przyjaźnić ze mną. Pewnie miał
wielki wybór, dlaczego więc dokonał najgorszego? - Poznam więc prawdę?
Miałam nadzieję, że już do tego
nie powróci.
- Dlaczego cię nie było w
szkole? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Musiałem coś zrobić - odrzekł,
starając się zachować obojętny wyraz twarzy. - Dlaczego uciekłaś z lekcji?
- Musiało coś się stać -
odparłam drażliwie. Nie miałam humoru i nie chciałam mu wyjaśniać, że ja- jako
najbardziej żałosna osoba świata - uciekła z chemii, ponieważ została ośmieszona
przed całą klasą. Przy odrobinie szczęścia, które niestety zbyt często mi nie
dopisuje, nie pozna prawdy.
- Widzę, że się nie dogadamy -
pokręcił głową z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. - Odprowadzić cię do domu?
- Jak chcesz - wzruszyłam
ramionami. Jasne, że chciałam, ale jednocześnie nie pragnęłam zawracać mu
głowy. - Nie musisz. I tak dużo już zrobiłeś.
- Nie żartuj - oblizał wargę. -
Chodźmy tędy, może to nie najszybsza droga, ale za to przyjemniejsza.
Udaliśmy się wzdłuż jeziora,
rozkoszując się dźwiękami plusku wody i ciągłego śpiewu ptaków. Nie
śpieszyliśmy się, to był miły spacer. Słońce przyjemnie grzało nam plecy, tylko
od czasu do czasu było przysłaniane przez drzewa. Lato się jeszcze nie
skończyło.
Gdy wyszliśmy z gąszczu drzew,
Harry rozejrzał się wokoło, nieco zniesmaczony. Może i to miasto miało swoje
uroki, ale ta dzielnica nie należała do najpiękniejszych. Porozwalane
śmietniki, zepsute lampy uliczne przez wandali i mnóstwo spalin trudno było
określić mianem piękny. Zmrużył oczy
i westchnął cicho.
- To nigdy nie będzie mój dom.
_______________________________
Zacznę od tego, że bardzo miło mi
się zrobiło, gdy kilka osób napisało w komentarzu, że czeka na następny
rozdział. To było super, nie powiem.
Akcja powoli się zaczyna, mam
nadzieję, że w jest w miarę ok, a nie jak jakieś flaki z olejem, chociaż ja się
nie znam :P
Pytanko ode mnie: zaciekawiłam
was chociaż troszkę (tak mini mini)?
Następna sprawa: chrzani mi się
szablon. Bawiłam się, aby go udoskonalić i coś rozwaliłam (taa, tylko ja). Z
każdą poprawką chrzaniło się coś innego. Teraz została jeszcze tylko kwestia
wyglądu komentarzy, chyba, że coś pominęłam. Posiłuję się z nią w wolnej
chwili.
Dziękuję za prawie 1000
wyświetleń! To naprawdę wielkie wyróżnienie dla mnie, po tak krótkim czasie!
Skoro jesteśmy przy
podziękowaniach- dziękuję też za każdy komentarz, ponieważ sprawia, że naprawdę
jestem szczęśliwa, szczerzę się do siebie jak głupia lmao xd.
Mam nadzieję, że tym razem także
pozostawicie po sobie jakiś znak. Przypominam: to nie musi być ocena pozytywna.
Możecie pohejcić. To i tak będzie dla mnie zaszczyt! Nie bójcie się wyrazić swojego zdania :)
ILY,
Rozdział dobry i tak, zaciekawił mnie :) Najfajniejszy był ten moment, w którym atmosfera się rozluźniła i Harry i Amy się śmiali. Zastanawia mnie, jak długo Harry jeszcze wytrzyma z Amy, bo ona raczej wyrozumiała w stosunku do niego nie jest xd
OdpowiedzUsuńBardzo fajne były opisy parku. Z łatwością można było go sobie wyobrazić.
Czekam na kolejny rozdział :)
http://polelf-z-fabryki-swietego-mikolaja.blogspot.com/
znalazłam bloga teraz, ale świetny jest :o
Usuńzaciekawiłaś, i ten park :3
można być inf na tt? jeśli tak to proszę na @corolful
zapraszam też do mnie
nightchangesxx.blogspot.com
weny misiu <3
jeju, dziękuję bardzo! Chciałam zrobić zakładkę "informowani", ale nie sądziłam, że ktoś chciałby...
UsuńCudny rozdział! Mam nadzieję, że szybko będzie następny.
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuńPo pierwszym rozdziale już mogłam stwierdzić, że lubię Twój styl pisania. Masz tutaj duuuużo przemyśleń, co też jest bardzo ważne. Dialogów jest co prawda mało, ale przemyślenia bohaterów je zastępują.
Amy jest taka... Delikatna. Naprawdę, bardzo mi jej szkoda. Jest taka wrażliwa!
Za to Harry jest zagadką! Niby jest bohaterem, z którego można czytać jak z otwartej księgi, lecz ma swoje sekrety co mnie bardzo nurtuje! I ciekawi :)
Rozdziały są długie, myślę jednak że to odpowiednia długość. Na pewno nie trzeba ich wydłużać, takie są idealne :* Mogę mieć do Ciebie pytanie? Ile zajmuje Ci jeden rozdział w Wordzie? No, chyba że piszesz od razu w Blogerrze, to zignoruj pytanie xd
Bardzo lubię Twój szablon! Nagłówek szczególnie :) Ah, ostatnio coś mam obsesję na punkcie aniołów :D Ciągle je sobie wyobrażam i myślę, że one są naprawdę piękne! Twój szablon ukazuje to piękno ♥
Mam nadzieję, że Amy i Harry się polubią, że ona mu zaufa, a on jej nie zrani :)
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz u siebie :) To było kochane! ♥
Nicol <3
http://harrykochakotki.blogspot.com/
P.S. Przepraszam, że nie doczytałam reszty rozdziałów. Postaram się to później nadrobić :)
Jeju bardzo ci dziękuję za te słowa i że się zgodziłaś, to wiele dla mnie znaczy!
UsuńMam taką podnietę i wgl, w końcu ja aka wielka fanka twojego bloga otrzymuję od ciebie komentarz!
Co do rozdziałów- zajmuje mi średnio 4 strony nie zmieniając akapitów, czcionką domyślną 11.
Kurczę no, naprawdę się cieszę, że zajrzałaś tu do mnie efbwubbbgwehf89erg jesteś kochana. Jeszcze raz dziękuję za wszystko!
Haha, ojejku jesteś kochana! ♥
UsuńMoje rozdziały mają niecałe 4 strony, czcionka Arial (nie mogę patrzeć na New Times, nie wiem czemu xd Po prostu nienawidzę tej czcionki :D) 12.
Mi też było przemiło, kiedy zobaczyłam komentarz od Ciebie :)
Nie nadrobiłam pozostałych rozdziałów jeszcze, ale to zrobię. Mam strasznie dużo teraz na głowie, koszmar xd Mam nadzieję, że się nie gniewasz ♥
Pozdrawiam Cię serdecznie!
N.x
http://harrykochakotki.blogspot.com/
Nie ma sprawy! Dziękuję za wszystko♥
UsuńWszystko świetnie, no prawie. Jak dla mnie za szybko oni się tak zaprzyjaźnili no bo kurczę, tak nagle mają do siebie zaufanie? Zwłaszcza, że ona jest typem samotniczki. trzyma się zawsze z dala, a tu nagle nabiera dobrego kontaktu z jakby nie patrzeć prawie obcym chłopakiem. A zaufanie się buduję. Ale nie ważne ;) Mnie bardzo zaciekawiłaś chociażby tym... czemu jak on ją za cokolwiek złapie to ją to boli? Jest bita, czy jak? Oh.. jest ciekawe. Nie powiem,że nie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://live-in-danger.blogspot.com
Zaczyna sie robic coraz lepiej! Co prawda amy wciąż zachowuje sie troche zbyt nadwrazliwie, ale moze w nast rozdziałach dowiem się dlaczego. Pisz dalej x
OdpowiedzUsuń