Często bywa tak, że przez cały czas wiedziemy normalne
życie, nic specjalnego się nie dzieje, i nagle, niespodziewanie pojawia się
takie BUM i wszystko jest inne. Nagle
świat staje na głowie, a nam przez pewien czas trudno się do tego przyzwyczaić.
Dni stają się coraz krótsze, a my żyjemy w ciągłym chaosie, tęskniąc za dawnym,
spokojnym życiem, ale w końcu zrozumiemy, że ta zmiana była słuszna. Że nic nie
dzieje się przez przypadek.
***
Poranek. Jak każdy inny.
Zwlekłam się leniwie z łóżka i popatrzyłam smutno na okno.
Jakby tego było mało, padało. Świetnie.
- Amy! Wychodzimy! Nie będę na ciebie czekać! - rozległo się
z dołu.
- Już idę! - odkrzyknęłam wkurzona. Nienawidzę, gdy ktoś mnie
pośpiesza. Szybkim krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakieś
dżinsy i bluzę z napisem… hmm, okay, ta bluza nie miała napisu. Jakie to ma
znaczenie? Już miałam wychodzić z pokoju, gdy moje spojrzenie zatrzymało się
na zdjęciu stojącym na biurku. Westchnęłam. Stał na nim niegdyś mój przyjaciel,
później chłopak, a obecnie… Właśnie, kim on jest dla mnie? Nie znam odpowiedzi
na to pytanie. Te wspomnienia są zbyt bolesne.
Sprawnie uczesałam włosy w kucyka i stanęłam przed lustrem.
Osoba, która na mnie z niego patrzała, była bladą i chudą dziewczyną, liczącą
sobie lat 16 (no ale niedługo 17!), z beznadziejnie ułożonymi włosami, a
raczej tym, co z nich pozostało po całogodzinnym wyrywaniu ich sobie w
przypływach złości, z podkrążonymi oczami i zrezygnowaniem w oczach. Przede
wszystkim wyglądała szaro i odpychająco. I oto właśnie chodziło.
Nie miałam zamiaru z nikim rozmawiać. Oto nadszedł kolejny,
ostatni już rok nauki w tej szkole, wkrótce ją przecież miałam opuścić i
zostawić za sobą tych ludzi, nauczycieli i… życie.
Pierwszy września nie należy do najprzyjemniejszych dni, ale
też nie do najgorszych, bo po nim nadchodzi drugi września i w końcu zaczyna
się nauka. Czyli mieszanie nam w głowach z nadzieją, że coś z tego wyjdzie.
Zastanawiam się, jak udało mi się wytrzymać aż do teraz. Ale to już koniec, to
mój ostatni rok.
Praktycznie zostałam zawleczona tam siłą, tradycyjnie przez
mamę. Dawniej stwierdziłabym, że bez walki się nie poddam, ale teraz było mi
już wszystko jedno. To i tak nie miało żadnego znaczenia, więc tego dnia moje
nogi skierowane były w kierunku szkoły.
Wchodząc do szkoły, natychmiast zostałam staranowana przez
grupę dzieciaków, które ścigały się, kto pierwszy będzie w środku. Pewnie normalnie bym
na nie nawrzeszczała, ale teraz… no cóż, to i tak by nie miało sensu.
Powłócząc nogami, odnalazłam swoją klasę i zajęłam miejsce
najbardziej oddalone na lewo. Nie musiałam długo czekać, aż dyrektorka
(nazywana przez wszystkich Kluską) o nogach kurczaka stanie na środku i wygłosi
swoją formułkę, która ma miejsce co roku, dotyczącą tego, że miło nas widzieć
po wakacjach i wszelkie używanie i przemycanie niedozwolonych produktów będzie
karane (uważaj, bo ktoś się tym przejmie). Myślami byłam zupełnie gdzie
indziej. Myślałam o tym, jak uda mi się przeżyć dzisiejszy dzień. Moja głowa
produkowała coraz to nowe teksty na pocisk, aby uchronić się i pozostać za
barierą. Wojna trwa. I choć nie mam ochoty w niej brać udziału, obiecałam
sobie, że nim skończę 17 lat, muszę walczyć. Muszę się utrzymać. Dalej niech
się dzieje, co chce.
Powinnam przestać się zatracać w swoim dziennym marzeniu,
odciągnąć wzrok od grubych ud Kluski i w końcu zacząć uważać. Do tej pory
miałam szczęście, że nikt o nic nie pytał, trzymał się z daleka i nie zawracał
mi głowy… No ale co dobre, zawsze musi się kiedyś skończyć. Zaczęłam się
zastanawiać, dlaczego w ogóle się zastanawiałam, że tak będzie? Podniosłam
pospiesznie wzrok i skierowałam go w stronę chłopaka, który energicznie machał
ręką przed moimi oczami. Uniosłam pytająco brwi, chcąc wiedzieć, czemu to robi
i chcąc, by jak najszybciej zostawił mnie w moich przemyśleniach.
- Czego? - warknęłam, próbując go odstraszyć. Ups, chyba nie
podziałało, ale przynajmniej wyraźnie się speszył.
- Apel się skończył, a klasa poszła do sali… Uznałem, że
powinnaś wiedzieć.
Kolor odpłynął mi z twarzy. Faktycznie, na prymitywnej auli
zostałam tylko ja i ten chłopak. Nie widziałam go tu wcześniej, co mnie wcale
nie zdziwiło, ponieważ żadnych osób z innych klas nawet nie obdarzam
spojrzeniem. A tych z mojej klasy i tak praktycznie nie znam, zdarzyło mi się
zawiesić na paru wzrok gdy tak strasznie nudziło mi się na lekcji lub zostali
wyczytani do odpowiedzi. Chwilę później pokryłam się rumieńcem, bo go tak źle
potraktowałam, a on był taki uprzejmy i mnie poinformował. Faktycznie, nie
mogłam go znać, bo żadna z pieprzniętych osób z mojej klasy nie zwróciłaby na
mnie uwagi.
- Przepraszam- powiedziałam cicho, przygryzając wargę, po
czym wstałam.- Zamyśliłam się. I… dziękuję.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz użyłam tego słowa.
Wydawałoby się, że wieki temu. To dosyć dziwne, bo nie jestem jakoś krytycznie
wychowanym dzieckiem, po prostu nie było okazji do tego.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się, a ja w myślach zanotowałam,
jak uroczo przy tym wyglądał. Nie wiem, czemu zwróciłam na to uwagę, ale
wydawał się być miłym człowiekiem. Tak jak nikt dookoła. Ludzie z mojej klasy
nie dbają o nikogo spoza swoim kilkuosobowych grupach, dosłownie chronią tylko
swoje tyłki. Wszystkich innych mają w dupie. Założę się, że nikomu ze swoich
paczek nie pożyczyliby nawet długopisu. To takie niesprawiedliwe, bo ja nie
należę do żadnej z nich. Nie, żeby mi zależało. Cóż, daleko nam od wspólnoty,
którą powinniśmy tworzyć.
- Hej, znowu się zamyśliłaś!
- Ups - speszyłam się. - Ja… przepraszam - powiedziałam po raz
kolejny z wymuszonym uśmiechem, nie bardzo wiedząc, czego ten brunet jeszcze ode mnie oczekuje.
- Nie szkodzi - chłopak zachichotał. Właściwie, był nawet
ładny. Co ja mówię, był cholernie przystojny, pewnie co tydzień zmieniał
dziewczynę. Nie chciałam go oceniać, ale większość tak właśnie robiła.
- Nie idziesz do sali? - zdziwiłam się. Nie wyglądał na typa, który kocha urywać się z lekcji, ale kto go tam wie.
- Nie idziesz do sali? - zdziwiłam się. Nie wyglądał na typa, który kocha urywać się z lekcji, ale kto go tam wie.
- A ty? - uśmiechnął się po raz kolejny, ukazując dołeczki.
Dopisałam je po cichu do najpiękniejszych rzeczy w życiu, jakie ujrzałam. Nic
na to nie poradzę, ale jestem pewna, że każdy inny na moim miejscu by to zrobił.
Nie dało się ich po prostu opisać.
- Em… Pewnie- ruszyłam powoli w stronę górnego piętra, a
chłopak za mną. Zastanawiałam się, w jakim jest wieku i w której jest klasie.
Nie wyglądał na młodszego ode mnie, wręcz przeciwnie. Zwiesiłam wzrok w dół i zaczęłam
się wspinać po schodach, a on wciąż za mną. Czego on chce?
- Czemu jesteś tak cicho? - zapytał, a ja westchnęłam.
Normalnie odpowiedziałabym zwykłym „bo cię nie lubię, ok?”, żeby go uciszyć,
ale to nie była prawda. Nie tym razem. Naprawdę, nie miałam nic do niego i
bardzo miło, że na mnie poczekał i zwrócił uwagę, ale ile można? Niech już się
odczepi. Nie chciałam go urazić, bo nie wydawał się być niemiły, jak wszyscy
tutaj, więc odpowiedziałam pytaniem, aby jakoś zabić tą ciszę:
- Nie wiem, czemu na mnie zaczekałeś?
- Nie wiem - zaśmiał się. - Nie znam numeru sali.
Aha. Więc oto chodziło. Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Ale to tylko pretekst, po prostu… Nie mam pojęcia,
chciałem kogoś poznać? A ty po prostu wydałaś mi się odpowiednią i miłą osobą.
- Serio? - zrobiłam duże oczy. Wyglądałam mu na… miłą osobę?
Chyba muszę nad tym popracować, tak nie miało być.
- Taaa, tak myślę. Więc, gdzie jest owa sala?
- Hmm, na drugim… Czekaj, jesteś w mojej klasie?
- Tak, chyba, że coś mi się pomyliło. Wychowawczynią jest
pani Gerschule? - upewnił się.
- Oh. Nie pomyliło ci się. - wetchnęłam, godząc się z myślą, że będę dłużej skazana na jego towarzystwo. - Czemu cię tu wcześniej nie
zauważyłam?
- To mój, tak jakby… Pierwszy dzień w tej szkole. Może
zechciałabyś mi nieco o niej opowiedzieć? - cóż, nie umiałam odmówić tym
dołeczkom. Eh.
- Mhm… Ale o szkole czy klasie?
- Obojętnie - wzruszył ramionami.
- Ok, ale nie spodziewaj się jakiś fantastycznych wspomnień
stąd. W klasie mamy same grupki, zaczynając od wrednych suk, które przychodzą
do klasy, siadają w drugiej lub trzeciej ławce i obgadują innych i spiskują,
jak tylko innym dopiec. To prawdziwe gówniary. Są też typowe dziunie, czyli takie wytapetowane lale,
chodzące w ciuchach, które mają bardziej odkrywać, niż zakrywać ciało,
robiących dzióbki do fotek, powiększających sobie cycki i uwodzące naiwnych
facetów. Następnie, jeśli skupisz się na tylnej części klasy, zobaczysz
mózgowców. Nie, to nie są kujony, tylko geniusze. Czasami hakerzy. Gadają do siebie,
posługując się dziwnymi słowami lub gestami, których inni nie rozumieją,
ubierają luźne ciuchy, a na informatyce, zamiast skupić się na ćwiczeniach,
włamują się na różne strony, żeby w razie czego było na szkołę. Czasami
wkradają się na szkolną stronę i dzięki temu wiedzą o niezapowiedzianych
niespodziankach. Rzecz jasna, rzadko komu mówią, bo by się wydało. Potem, pod
parapetem, siedzą dwie najlepsze psiapsiółki. Gadają całą lekcję i mają w dupie
zwracających im uwagę nauczycieli. Na lewo od nich siedzi troje chłopaków z
podstępnymi twarzami. Nie rozgryzłam ich planów, ale sądząc po ich minie, nie
jest to nic przyjemnego. Typowi nudziarze znajdują się w różnych częściach
klasy, kujonów raczej u nas nie ma, nasza klasa leży z ocenami. Aaa, no i kilka
osób wydaje się naprawdę normalnych. A to jest ledwo połowa ludzi.
- Rety - zachichotał.- Skąd to wszystko wiesz?
- Obserwacje - powiedziałam obojętnym tonem.
- I z nikim nie zamieniłaś nigdy słowa?
- Tylko w sytuacjach koniecznych- wzruszyłam
ramionami, powodując u niego śmiech. Jeju, jaki on jest pozytywnie nastawiony do świata, jak on to robi?
Znaleźliśmy się dokładnie przed drzwiami do 231.
Znaleźliśmy się dokładnie przed drzwiami do 231.
- Wchodzimy? - skinął głową, jakby upewniając się, że to
tutaj.
- Nie wiem - zbledłam, uświadamiając sobie, że każdy
podniesie głowę i na mnie spojrzy, a ja wręcz nienawidzę być w centrum
uwagi. Obecność... chłopaka nie polepszy sytuacji. Właśnie, jak on ma na imię? -
Jak się nazywasz?
- Jestem Harry - wyszczerzył się, ukazując dołeczki po raz
setny tego dnia. Ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to nie one są
najpiękniejsze w nim. Chyba te świecące oczy, idealnie określające jego emocje.
Tyle w nich… siły, radości, żywiołowości, chęci do życia. - A ty?
- Amy - starałam się brzmieć obojętnie.
- Ok, Amy. W czym tkwi problem?
- W niczym- nie mogę mu przecież powiedzieć, jak panicznie
boję się tych ludzi. Po tym, co zdążyłam mu już wypaplać... Lepiej nie robić sobie nowych wrogów. Nawet jeśli mam ich kompletnie gdzieś. - Otwieraj.
- Hej, jeśli nie chcesz, nie musimy tam wchodzić- chwycił
mnie za rękę (nie dłoń, rękę). Przygryzłam wargę, cudem nie wydając z siebie
żadnego dźwięku. Starałam się jej od razu nie zabrać i nie okazać, ile bólu mi
tym sprawił. Serce przyśpieszyło mi, nie byłam pewna czy z bliskości, czy ze
strachu. Postanowiłam się w końcu do niego uśmiechnąć. Chyba nic nie zauważył.
- Niby czemu miałbyś to zrobić? - poczułam przypływ odwagi.
- Nie wiem. Wiesz co, wiem, że to zabrzmi trochę dziwnie,
ale nawet cię polubiłem i jeśli chcesz, możemy opuścić tą durną szopkę, której
nasłuchałem się przez tyle lat i po prostu gdzieś wyskoczyć.
- Czekaj. Zrobiłbyś to? Dla dopiero co poznanej osoby?-
zdziwiłam się.
- Jestem samotny, potrzebuję kogoś, komu mógłbym się czasem
wygadać. I proszę, nie skreślaj mnie, jestem po prostu szczery i nie owijam w
bawełnę, bo to szkoda czasu.
- Ah tak? - założyłam ręce na biodra. - Namawiasz mnie na
wagary?
- Nazwałbym to inaczej, ale jeśli ci to pomoże…
- I mówisz, że nie masz żadnych przyjaciół? Pff, nie wierzę
ci.
- Dlaczego? Dopiero co się tu przeprowadziłem, nie zdążyłem
nikogo poznać. Miło by było, gdybyśmy się jakoś dogadali. Naprawdę nie jestem
typem samotnika.
Szkoda, że ja jestem. Ale w tym wypadku jestem gotowa na
wyjątki. Nie rozumiem tylko jednego: czemu on chce się zadawać akurat ze mną? I dlaczego szczerzę się jak głupia, czując, że moje
durne, przygnębiające myśli gdzieś ulatują? Czemu nagle stałam się rozgadaną,
uśmiechniętą osobą, otworzyłam akurat przed nim, a nie skreśliłam, tak, jak
resztę? Czemu po prostu nie zachowałam swojej poker face i nie
odeszłam? Ok, może nie rozumiem wielu rzeczy. Dobrze chociaż, że wiem jedno:
nie obchodzi mnie, jak często rzuca dziewczyny, i tak czuję do niego coś w
rodzaju sympatii. Tak wiem, to dziwne.
- Więc jak będzie? Chcesz jechać na przykład do otwartego
dzisiaj Wesołego Miasteczka? Mają być przez tydzień, praktycznie zawsze przez
cały czas tam są tłumy. Jeśli pojedziemy tam teraz, możliwe, że uda nam się je
ominąć.
Uśmiechnęłam się, kiwając głową. Czy ja właśnie w końcu
znalazłam coś na kształt tak zwanego przyjaciela?
xx
Twój blog został dodany do Magicznej Przystani Blogów.
OdpowiedzUsuńhttp://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/p/fanfiction.html
Pozdrawiam serdecznie :)
Elfik Book
Ojej dziękuję! Niezmiernie mnie to cieszy :)
UsuńTak, masz rację, że trochę banalny ten rozdział. Nadałaś dziewczynie pewne cechy (samotniczka itp.), które potem trochę wyparowały, ale rozumiem, że zauroczenie, te sprawy :) Harry... Harry taki pewny siebie, odważny i w ogóle... Jeśli okaże się, że Twoja powieść nie jest tylko banalnym romansidłem o 1D to pewnie zostanę na dłużej :)
OdpowiedzUsuńhm... Trochę dziwnie to wyszło na początku, ale początki bywają ciężkie. Romansidło to ostatnie słowo, jakie określiłabym ten fanfic :)
UsuńMnie się podoba. Przyjemnie się czyta. Mam nadzieję, że Harry nie jest tylko taki słodkim chłopakiem ale będzie miał trochę temperamentu :D Zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://live-in-danger.blogspot.com
A ja nie uważam tego za jakiś banalny początek, bo to początek. Zawsze jest najtrudniej ubrać wszystko w odpowiednie słowa. Nooo to zabieram się za nexta :)
OdpowiedzUsuńbtw masz ustawioną świetną playlistę >>>