środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział XVI

Pomimo tego, że było dopiero popołudnie, po powrocie do domu walnęłam się na łóżko i poszłam spać. Mama na szczęście poszła do pracy, także mogłam odwlekać rozmowę do wieczora. W głębi serca palił się ostatni płomyk nadziei, że może mi się jednak uda jej uniknąć, aczkolwiek to byłoby zbyt piękne.

Po obudzeniu się postanowiłam pobiegać. To był czwartek, jeden z cięższych dni – matma i chemia z wychowawczynią w jednym. Nadchodził wieczór, do szkoły już iść nie mogłam, zresztą szkoła bez Harry’ego była istnym koszmarem.

W sumie nie wiem po co wciąż trenowałam bieganie, może dlatego, że kochałam czuć wiatr we włosach, lub po prostu weszło to w mój nawyk. Byłam jednak w tej chwili zupełnie pewna, że nie uciekałabym od Harry’ego. Nie po tym wszystkim. Wiedziałam, że rozmowa była najlepszym wyjściem.

Musiałam przemyśleć sobie mnóstwo spraw. Naprawdę zakochałam się w loczku, to już było ustalone. Pytanie, czy on odczuwał to samo w stosunku do mnie? Wątpliwe. Raczej byłam dla niego wielką przyjaciółką, co i tak było wielkim plusem, bo nie miałam wielu przyjaciół. Dobra, właściwie nikogo innego. Można by było podciągnąć ewentualnie Liama, Nialla i Zayna pod hasło kumple, ale wciąż nie przyjaciele. Nie byłam zbyt towarzyska, to fakt. Wolałam siedzieć zamknięta w swoim pokoju i rozmyślać, albo, co niedawno odkryłam – biegać, no i wyjścia do klubu też były w porządku, ale nic poza tym. Nie miałam w zwyczaju z nikim rozmawiać, jeździć samochodem, dostawać się za nikim do szpitala, włamywać w środku nocy do Wesołego Miasteczka, a już na pewno nie zwierzać. Trochę przerażało mnie, jak wiele zmieniło się w moim życiu w ostatnim czasie, a to dopiero… Chwila. Od początku roku szkolnego minęły dopiero niecałe dwa tygodnie? Jak ten czas zleciał…

Nie zauważyłam nawet, gdy dobiegłam do swojego ulubionego strumyka nad polanką w lesie, dopiero jego szum przywrócił mnie do rzeczywistości. Postanowiłam zrobić sobie przerwę i pomoczyć trochę nogi, bo pomimo tego, że była praktycznie połowa września, pogoda nie zdążyła się jeszcze zepsuć. Siedziałam tak dobre dziesięć minut i w pewnym momencie zaczęło mi czegoś, a raczej kogoś brakować.

Tak bardzo chciałam, aby siedział tu teraz obok mnie i moczył nogi ze mną. Chciałabym czuć jego ciepły oddech na swoim karku, chciałabym widzieć jego pełne, różowe usta i oczy, w których tak bardzo kochałam się zatracać. Chciałam widzieć jego nienaturalnie wielkie ręce i słyszeć zachrypnięty głos… Ale to było niemożliwe, bo leżał w szpitalu.

Nagle usłyszałam jego głos: Nie ma rzeczy niemożliwych. Odwróciłam się, ale nie zobaczyłam nikogo. Serce zaczęło mi bić szybciej, ale byłam w lesie sama. No tak. To była moja wyobraźnia, głos pochodził z mojej głowy. To nie oznaczało jednak, że nie powinnam go posłuchać.

Zerwałam się i szybszym truchtem pobiegłam do domu. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam się z nim zobaczyć i mu to powiedzieć. Teraz miałam w sobie odwagę, to był ten moment. Nie mogłam tak ciągle zwlekać.

Do szpitala dostałam się szybciej, niż ostatnio, ale mimo to robiło się już ciemno, gdy weszłam do budynku. Natychmiastowo skierowałam się w stronę recepcji, gdzie miałam nadzieję na spotkanie Lou, jednak ku mojemu zdziwieniu siedział tam niewysoki, brodaty facet. Zamurowało mnie na chwilę. Cóż, mam nadzieję, że nie będzie trudno…

Gdy jednak zbliżyłam się nieco, spostrzegłam, że rozmawiał przez telefon. I sądząc po tonie jego głosu, nie była to miła rozmowa.

- Mam to gdzieś. Poważnie. Pieprzyć ciebie i te twoje zasady. Jak George się dowie…

Nie chciałam podsłuchiwać, naprawdę, ale jednocześnie nie byłam w stanie się ruszyć z miejsca. Może to strach, może szok, trudno powiedzieć. Mimowolnie słowa wciąż dolatywały do moich uszu.

- Nie! Nie, kurwa, nie!.... Absolutnie się na to nie zgadzam... Posłuchaj, to ty będziesz miał przesrane, nie ja!... Nie, Harry nie jest tu przeszkodą.

Harry. Usłyszenie jego imienia przyprawiło mnie o dreszcze. Miałam przeczucie, że zjawił się w tej rozmowie nieprzypadkowo i nie wróżyło to nic dobrego. Teraz już wiedziałam, że był to strach. Powoli zaczęłam się wycofywać tak, aby brodaty typ mnie nie spostrzegł.

- Słuchaj, nic mnie nie obchodzi, że to twoja dziewczyna... George tak powiedział... Ale go nie obchodzi twoje zdanie, mnie zresztą też.

Nie chciałam słyszeć już ani słowa. Gdy byłam w bezpiecznej odległości, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Chciałam już go zobaczyć. I dowiedzieć się wreszcie prawdy, bo całkowicie o tym zapomniałam. On musi mi powiedzieć o tej swojej pracy, a im szybciej to zrobi, tym lepiej.

Zdyszana stanęłam przed salą 224 i zaczęłam próbę uspokojenia się, albo chociażby oddechu. Niestety, nie tym razem.

Po otworzeniu drzwi uświadomiłam sobie, że gdyby jakimś cudem mi się to nawet udało, to byłoby to bezcelowe. Dlaczego? Już mówię. Po otworzeniu drzwi ukazał mi się rząd łóżek oraz to, na którym powinien leżeć Harry. Powinien, bo go tam nie było.

To było za wiele. Bez żadnych emocji odwróciłam się na pięcie i opuściłam budynek, nie zerkając nawet na brodacza w recepcji. Wróciłam do domu w jak najszybszym tempie, po czym zamknęłam się w pokoju. Kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie czułam nic. Myślałam, że po wejściu do środka się rozkleję albo zacznę walić w szafę, ale zamiast tego skończyłam leżąc na łóżku z poduszką naciśniętą na głowę.

Nie. Nie, nie nie. Gdzie on mógł być? Dopiero w tej chwili zaczęłam się martwić. Czemu wyszedł wcześniej ze szpitala? Przecież dopiero tam trafił. Nie mieściło mi się to w głowie. Nic już nie rozumiałam.

Właśnie! Mogłam się spytać jakiejś położnej. Mogłam interweniować. Mogłam coś zrobić. 
Cokolwiek. A zamiast tego uciekłam do domu z prędkością światła. Nawet o tym nie pomyślałam.
Zastygłam, gdy moje drzwi od pokoju otworzyły się i stanęła w nich… mama we własnej osobie.

- Amy? – spytała cicho, a ja przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że do tej rozmowy musiało kiedyś dojść, ale jednak chciałam to odwlekać tak długo, jak się dało. – Jesteś tu?

- Mhm – przytaknęłam i odgarnęłam poduszkę na bok, siadając.

- Chcę porozmawiać.

Westchnęła cicho wchodząc do środka i siadając obok mnie.

- Przedwczoraj… - zaczęła trzęsącym się głosem - przedwczoraj popołudniu nie wróciłaś do domu.  Ja… chcę wiedzieć… gdzie byłaś przez te dni.

Przeniosłam wzrok na dłonie, po czym powiedziałam najspokojniej jak się dało:

- Z Harrym.

Podniosła na mnie oczy i zmarszczyła brwi. Modliłam się tylko, żeby nie zadawała więcej pytań.

- Jak to z Harrym? Przez 3 dni?

- Tak, no bo ja… We wtorek pojechałam do niego i zrobiło się późno, więc postanowiłam przenocować, a następnego dnia po szkole poszłam do tej twojej biblioteki… I zostałam po godzinach, bo sama tego chciałaś. – spojrzałam na nią z wyrzutem.

- A teraz? To znaczy dzisiaj?

- Po szkole poszłam pobiegać – wyrzuciłam bez mrugnięcia okiem, jakby kłamstwo było moim drugim językiem.

- Pobiegać?

- Tak.

- Ty biegasz? – na jej czole pojawiła się zmarszczka.

- Tak, mamo. Możesz nie zadawać tyle pytań? – jęknęłam.

- Chodzi tylko o to, że… coś mi tu śmierdzi. Kim jest ten Harry?

- Przyjaciel – mruknęłam cicho, delikatnie się czerwieniąc, co nie umknęło uwadze mojej matki. Na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, a ona sama wyraźnie się rozpogodziła.

- Rozumiem, nie będę ci już przeszkadzać, pewnie jesteś zmęczone. – odparła, po czym wyszła, mając banana na twarzy. – Dobranoc.

Ah, mamo. Gdyby to wszystko było takie proste, jak myślisz.

Poczekałam, aż drzwi od jej sypialni się zamkną, po czym na palcach przemknęłam w stronę drzwi. Nie miałam zamiaru siedzieć tak bezczynnie. Za dużo rzeczy kołatało mi się w głowie. Postanowiłam przejść się na krótki spacer.

Już po otwarciu drzwi zrobiło mi się lepiej. Lubiłam zmierzch podczas jesieni, ponieważ już o 21:00 świecił księżyc. Było też dość chłodno, ale pamiętałam o zabraniu bluzy.
Podsumowując…. Ostatnie dwa tygodnie były czymś dziwnym w moim życiu. I strasznym, definitywnie. Ale nie wiem, czy tego żałowałam, chyba nie. Harry może i okazał się skomplikowaną osobą, która nie chce mi powiedzieć o swojej pracy, ale poza tym naprawdę wiele wniósł do mojego życia. A to dopiero dwa tygodnie.

Gdy skręciłam za róg sklepu, po drugiej stronie ulicy ujrzałam dziewczynę. Nie byłoby w niej nic dziwnego i w sumie nie wiem, czemu na nią spojrzałam, ale mój wzrok się na niej zatrzymał. Powodem był mały, srebrny naszyjnik w kształcie papierowego samolocika. Oh, fuck.
Dopiero po chwili ochłonęłam i przyjrzałam się jej dokładniej. Miała czerwone włosy i raczej była młoda, możliwe, że miała coś około 19 lat, ale i tak była dość wysoka jak na swój wiek. W ręku trzymała kubek ze Starburksa (jakby ten szczegół miał mi w czymś pomóc) i szła przed siebie szybkim krokiem. Ruszyłam swoim chodnikiem tak, żebym cały czas miała ją na widoku. Nie wiem, czemu zaczęłam ją „śledzić”, chociaż ja w sumie bym tego tak nie nazwała. Zgaduję, że bardzo chciałam dowiedzieć się, skąd ma ten naszyjnik. Albo dlaczego. Jednocześnie zbierałam się w sobie, żeby do niej zagadać. To wciąż było dla mnie zbyt trudne.

Dziewczyna przeszła przez ulicę i znalazła się jakieś 10 metrów przede mną. Przyśpieszyłam kroku, ale wtedy ktoś zagrodził mi drogę.

- Amy? – odezwał się znajomy głos, a ja obróciłam głowę w jego stronę. No tak, a kogo innego mogłam spotkać o tej godzinie na ulicy...

- Em… hej – odpowiedziałam szybko, przenosząc wzrok na czerwonowłosą. W tamtej chwili wsiadała do samochodu. Miałam ochotę do niej podbiec albo chociaż krzyknąć, ale Liam i Zayn mi to uniemożliwiali. Uznali by mnie za jeszcze większą wariatkę albo przynajmniej by się odwrócili i ja musiałabym się tłumaczyć. O, nie.

- Coś się stało? – spytał, gdy w moich oczach pojawiło się rozczarowanie po tym, jak auto odjechało. 
Cóż, trudno. Muszę się z tym pogodzić.

- Skądże – przywołałam uśmiech na twarzy i tym samym odciągnęłam ich od pomysłu odwrócenia się. – Co tutaj robicie?

- Właśnie wybieraliśmy się do klubu, chcesz iść z nami?

Zastanowiłam się chwilę. Ostatnim razem nie skończyło to się zbyt fajnie, a ja wciąż tego z nim nie wyjaśniłam. Nie bałam się, aczkolwiek… Potrzebowałam tego. Potrzebowałam alkoholu i oderwania się od tego… zamieszania.

- Chętnie – skinęłam głową, jeszcze raz przenosząc wzrok na miejsce, w którym przed chwilą stało auto. Taka okazja…

- Wszystko w porządku? – upewnił się, a ja skinęłam energicznie głową.

- Chodźmy!

Tylko Zayn rzucił mi spojrzenie, którego nie mogłam do końca odczytać, ale nie miałam czasu się nad tym dłużej zastanawiać. Ruszyliśmy w dół ulicy, w stronę świetnej miejscówy.

Tym razem szybciej przyzwyczaiłam się do hałasu, duchoty i ścisku. Już po kilku minutach od wypicia pierwszego drinka postawionego mi przez Liama szalałam dziko na parkiecie. Poruszałam się dość pewnie wśród spoconych ciał, nie myśląc o niczym innym, niż o dobrej zabawie. Wszystkie smutki wyparowały. Wszystkie zmartwienia odeszły na ten moment, liczyło się tylko tu i teraz. I właśnie taki cel chciałam osiągnąć, przychodząc tutaj.

Starałam tańczyć się w rytm muzyki i pilnować, aby nie tańczyć z osobami, które są bardzo nachlane. W pewnej chwili obok mnie zjawił się Liam i objął mnie ramieniem.

- Amy – powiedział i zachichotał, a ja z nim. Oboje byliśmy nieźle schlani, no może Liam trochę więcej. – Zatańczysz?

- Ja… - zastanowiłam się. W tamtej chwili to nie wydawało mi się takie złe, ale po chwili przypomniałam sobie, że trochę wypiłam. – Nie.

- Na pewno? – zasmucił się trochę.

- Nie, Liam, nie chcę powtórki – odpowiedziałam trochę za szybko, a ten się na mnie spojrzał.

- To znaczy, że ostatnim razem… To znaczy… Chcesz o tym porozmawiać? – spytał, na co ja kiwnęłam głową. – W takim razie poczekaj, pójdę kupić wodę.

Odsunęłam się w tył i oparłam o ścianę, czekając, aż wróci. Mój oddech był przyśpieszony ze zdenerwowania. Zrozumie czy będzie wściekły? Ale zawiedzony? Może smutny, bo oczekiwał czegoś z mojej strony, a ja… Czuję coś do kogo innego?
Zabrzmiało to jak prawdziwy dramat z serialu, no serio? Zawsze myślałam, że to takie proste i banalne.

Zauważyłam cień, a po chwili postać chłopaka. Nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy, bo stałam w rogu pomieszczenia, gdzie było ciemno.

- Chcesz przejść tam dalej czy zostać tutaj? – zapytałam, a on tylko pokręcił głową, po czym zbliżył się blisko mnie. Za blisko.

- Um, Liam, ja… - urwałam, gdy zobaczyłam, jak blisko była jego twarz. Zakmnęłam oczy, po czym stanowczo go od siebie odsunęłam. – Nie chcę.

Byłam dumna z siebie, że się na tyle odważyłam i mu się postawiłam, ale na tym się nie skończyło.
Chłopak przysunął się blisko przytrzymał mnie obiema rękoma. Byłam w tak wielkim szoku, że zareagowałam za późno. Dopiero, gdy zaczął robić malinkę ma mojej szyi, próbowałam go jakoś odsunąć. Niestety wciąż byłam przytrzymywana.

- Liam?! Liam, co ty odwalasz?! Zostaw mnie, słyszysz?! Zostaw!

Jedną ręką przesunął po moim policzku, a następnie przytrzymał mój podbródek tak, abym nie uciekała, po czym przycisnął swoje usta do moich, łapczywie ssąc. Nie byłam w stanie nawet wołać o pomoc, po prostu kopałam i wierzgałam na wszystkie strony, przerażona i zdruzgotana.
Czułam się jak w jakimś popierdolonym śnie. Światła migotały coraz szybciej, a ja tam stałam, nie mogąc się wyswobodzić. To nie mogło dziać się naprawdę, co nie? To było po prostu niemożliwe.
Jeśli myślałam, że to było dramatyczne, to prawie zemdlałam, kiedy przesunął ręką po moich piersiach, a następnie zdjął mi bluzkę. O nie, tego było za wiele. Kopnęłam go z całej siły, a on odsunął się na ułamek sekundy.

- Pomocy! Ratunku! On chce mnie….


Nie zdążyłam dokończyć, bo Liam przykleił się do moich ust ponownie. Nie, to nie było realne. Czemu nikt nie reagował? Wokół było pewno ludzi, na pewno ktoś musiał mnie słyszeć. Byłam bliska płaczu, bo prawdę powiedziawszy, byłam po prostu bezradna. Nie miałam już sił, żeby go kopać, powietrze mi się kończyło, a duszne powietrze mąciło mi w głowie. Kolana się pode mną ugięły, a on zaczął powoli zsuwać moje spodnie.
_____________________________________________________

Ha! Nie jestem spóźniona! To chyba pierwszy raz :D
Informuję, że za tydzień wyjeżdżam do Londynu (miejsce na piski i fangirling), także następne rozdziały mogą się spóźniać... znowu. Ale wiecie jak to jest, są wakacje, także życzę wszystkim wyjeżdżającym i siedzącym w domach miłej zabawy xx


All the love,

xx


1 komentarz:

  1. Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Kiedy napisałam długi komentarz i chciałam go opublikować - najzwyczajniej w świecie wyłączył mi się internet, a całą moją pracę szlak trafił. Nie umiałam go odzyskać, ani odtworzyć. Teraz postaram się to nadrobić.
    Ale ja tak bardzo lubiłam Liama. Dlaczego? Czemu robisz z niego takiego dupka? Co on Ci zrobił? Kurcze. Może to przez alkohol? Oby tak... A ludzie w klubie tego nie widzą? Czy oni wyszli na zewnątrz? Nie, stali w rogu pomieszczenia. Ale to ludzie nie zauważyli, że oni planują, Liam planuje, zrobić to przy wszystkich? Pewnie nikt by nie zareagował, bo nie chcą się wtrącać. HARRY URATUJ JĄ.
    Ta dziewczyna, którą śledziła Amy to Gemma, siostra Harry'ego, prawda? Ma taki sam samolocik, czyli jest ważna dla chłopaka. To urocze, choć Senall (wybacz, że po nazwisku, ale nie chcę, aby imię się powtórzyło) może to uznać jako, hm, zdradę. No, bo nic nie wie o życiu chłopaka i nagle spotyka osobę, która ma taki sam naszyjnik. Podejrzane, prawda?
    A ta rozmowa z mamą była okej. Spodziewałam się czegoś innego, wiesz ostrzejszego, a tu proszę. Wyszło milutko. Chyba jej rodzicielka zorientowała się, że dla niej Syles jest kimś więcej..
    Chwilka, a gdzie Zayn? Nie może jej pomóc?
    Chyba, że ta sytuacja wynika przez pracę Harry'ego. Ktoś przekupił Liam'a, zmusił go, żeby to zrobił. Nie mogę o tym myśleć. :c
    Do Londynu? *-* Ja byłam raz i z chęcią bym tam wróciła. Niesamowite miejsce. :)
    Udanego wypoczynku!
    Pozdrawiam, karmeeleq

    OdpowiedzUsuń

Komentarz jest dla mnie czymś więcej, niż tylko wyrażeniem swojego zdania. Jest znakiem dla mnie, że ktoś tutaj zajrzał, co jest bardzo miłe i krzepiące. Jeśli więc to czytasz, proszę, pozostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. Każdy jest dla mnie ogromną motywacją i powoduje uśmiech na mojej twarzy :)