Pomimo tego, że było dopiero popołudnie, po powrocie do domu
walnęłam się na łóżko i poszłam spać. Mama na szczęście poszła do pracy, także
mogłam odwlekać rozmowę do wieczora. W głębi serca palił się ostatni płomyk nadziei,
że może mi się jednak uda jej uniknąć, aczkolwiek to byłoby zbyt piękne.
Po obudzeniu się postanowiłam pobiegać. To był czwartek,
jeden z cięższych dni – matma i chemia z wychowawczynią w jednym. Nadchodził
wieczór, do szkoły już iść nie mogłam, zresztą szkoła bez Harry’ego była istnym
koszmarem.
W sumie nie wiem po co wciąż trenowałam bieganie, może
dlatego, że kochałam czuć wiatr we włosach, lub po prostu weszło to w mój
nawyk. Byłam jednak w tej chwili zupełnie pewna, że nie uciekałabym od Harry’ego.
Nie po tym wszystkim. Wiedziałam, że rozmowa była najlepszym wyjściem.
Musiałam przemyśleć sobie mnóstwo spraw. Naprawdę zakochałam
się w loczku, to już było ustalone. Pytanie, czy on odczuwał to samo w stosunku
do mnie? Wątpliwe. Raczej byłam dla niego wielką przyjaciółką, co i tak było
wielkim plusem, bo nie miałam wielu przyjaciół. Dobra, właściwie nikogo innego.
Można by było podciągnąć ewentualnie Liama, Nialla i Zayna pod hasło kumple, ale wciąż nie przyjaciele. Nie
byłam zbyt towarzyska, to fakt. Wolałam siedzieć zamknięta w swoim pokoju i
rozmyślać, albo, co niedawno odkryłam – biegać, no i wyjścia do klubu też były
w porządku, ale nic poza tym. Nie miałam w zwyczaju z nikim rozmawiać, jeździć
samochodem, dostawać się za nikim do szpitala, włamywać w środku nocy do
Wesołego Miasteczka, a już na pewno nie zwierzać. Trochę przerażało mnie, jak
wiele zmieniło się w moim życiu w ostatnim czasie, a to dopiero… Chwila. Od
początku roku szkolnego minęły dopiero niecałe dwa tygodnie? Jak ten czas
zleciał…
Nie zauważyłam nawet, gdy dobiegłam do swojego ulubionego
strumyka nad polanką w lesie, dopiero jego szum przywrócił mnie do
rzeczywistości. Postanowiłam zrobić sobie przerwę i pomoczyć trochę nogi, bo
pomimo tego, że była praktycznie połowa września, pogoda nie zdążyła się
jeszcze zepsuć. Siedziałam tak dobre dziesięć minut i w pewnym momencie zaczęło
mi czegoś, a raczej kogoś brakować.
Tak bardzo chciałam, aby siedział tu teraz obok mnie i
moczył nogi ze mną. Chciałabym czuć jego ciepły oddech na swoim karku,
chciałabym widzieć jego pełne, różowe usta i oczy, w których tak bardzo
kochałam się zatracać. Chciałam widzieć jego nienaturalnie wielkie ręce i
słyszeć zachrypnięty głos… Ale to było niemożliwe, bo leżał w szpitalu.
Nagle usłyszałam jego głos: Nie ma rzeczy niemożliwych. Odwróciłam się, ale nie zobaczyłam
nikogo. Serce zaczęło mi bić szybciej, ale byłam w lesie sama. No tak. To była
moja wyobraźnia, głos pochodził z mojej głowy. To nie oznaczało jednak, że nie
powinnam go posłuchać.
Zerwałam się i szybszym truchtem pobiegłam do domu.
Potrzebowałam tego. Potrzebowałam się z nim zobaczyć i mu to powiedzieć. Teraz
miałam w sobie odwagę, to był ten moment. Nie mogłam tak ciągle zwlekać.
Do szpitala dostałam się szybciej, niż ostatnio, ale mimo to
robiło się już ciemno, gdy weszłam do budynku. Natychmiastowo skierowałam się w
stronę recepcji, gdzie miałam nadzieję na spotkanie Lou, jednak ku mojemu
zdziwieniu siedział tam niewysoki, brodaty facet. Zamurowało mnie na chwilę.
Cóż, mam nadzieję, że nie będzie trudno…
Gdy jednak zbliżyłam się nieco, spostrzegłam, że rozmawiał
przez telefon. I sądząc po tonie jego głosu, nie była to miła rozmowa.
- Mam to gdzieś. Poważnie. Pieprzyć ciebie i te twoje
zasady. Jak George się dowie…
Nie chciałam podsłuchiwać, naprawdę, ale jednocześnie nie
byłam w stanie się ruszyć z miejsca. Może to strach, może szok, trudno
powiedzieć. Mimowolnie słowa wciąż dolatywały do moich uszu.
- Nie! Nie, kurwa, nie!.... Absolutnie się na to nie zgadzam...
Posłuchaj, to ty będziesz miał przesrane, nie ja!... Nie, Harry nie jest tu
przeszkodą.
Harry. Usłyszenie jego imienia przyprawiło mnie o dreszcze. Miałam
przeczucie, że zjawił się w tej rozmowie nieprzypadkowo i nie wróżyło to nic
dobrego. Teraz już wiedziałam, że był to strach. Powoli zaczęłam się wycofywać
tak, aby brodaty typ mnie nie spostrzegł.
- Słuchaj, nic mnie nie obchodzi, że to twoja dziewczyna...
George tak powiedział... Ale go nie obchodzi twoje zdanie, mnie zresztą też.
Nie chciałam słyszeć już ani słowa. Gdy byłam w bezpiecznej odległości,
odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Chciałam już go zobaczyć. I
dowiedzieć się wreszcie prawdy, bo całkowicie o tym zapomniałam. On musi mi
powiedzieć o tej swojej pracy, a im szybciej to zrobi, tym lepiej.
Zdyszana stanęłam przed salą 224 i zaczęłam próbę
uspokojenia się, albo chociażby oddechu. Niestety, nie tym razem.
Po otworzeniu drzwi uświadomiłam sobie, że gdyby jakimś
cudem mi się to nawet udało, to byłoby to bezcelowe. Dlaczego? Już mówię. Po
otworzeniu drzwi ukazał mi się rząd łóżek oraz to, na którym powinien leżeć
Harry. Powinien, bo go tam nie było.
To było za wiele. Bez żadnych emocji odwróciłam się na
pięcie i opuściłam budynek, nie zerkając nawet na brodacza w recepcji. Wróciłam
do domu w jak najszybszym tempie, po czym zamknęłam się w pokoju. Kompletnie
nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie czułam nic. Myślałam, że po wejściu do
środka się rozkleję albo zacznę walić w szafę, ale zamiast tego skończyłam
leżąc na łóżku z poduszką naciśniętą na głowę.
Nie. Nie, nie nie. Gdzie on mógł być? Dopiero w tej chwili zaczęłam
się martwić. Czemu wyszedł wcześniej ze szpitala? Przecież dopiero tam trafił.
Nie mieściło mi się to w głowie. Nic już nie rozumiałam.
Właśnie! Mogłam się spytać jakiejś położnej. Mogłam
interweniować. Mogłam coś zrobić.
Cokolwiek. A zamiast tego uciekłam do domu z
prędkością światła. Nawet o tym nie pomyślałam.
Zastygłam, gdy moje drzwi od pokoju otworzyły się i stanęła
w nich… mama we własnej osobie.
- Amy? – spytała cicho, a ja przełknęłam ślinę. Wiedziałam,
że do tej rozmowy musiało kiedyś dojść, ale jednak chciałam to odwlekać tak
długo, jak się dało. – Jesteś tu?
- Mhm – przytaknęłam i odgarnęłam poduszkę na bok, siadając.
- Chcę porozmawiać.
Westchnęła cicho wchodząc do środka i siadając obok mnie.
- Przedwczoraj… - zaczęła trzęsącym się głosem -
przedwczoraj popołudniu nie wróciłaś do domu. Ja… chcę wiedzieć… gdzie byłaś
przez te dni.
Przeniosłam wzrok na dłonie, po czym powiedziałam
najspokojniej jak się dało:
- Z Harrym.
Podniosła na mnie oczy i zmarszczyła brwi. Modliłam się
tylko, żeby nie zadawała więcej pytań.
- Jak to z Harrym? Przez 3 dni?
- Tak, no bo ja… We wtorek pojechałam do niego i zrobiło się
późno, więc postanowiłam przenocować, a następnego dnia po szkole poszłam do
tej twojej biblioteki… I zostałam po godzinach, bo sama tego chciałaś. –
spojrzałam na nią z wyrzutem.
- A teraz? To znaczy dzisiaj?
- Po szkole poszłam pobiegać – wyrzuciłam bez mrugnięcia
okiem, jakby kłamstwo było moim drugim językiem.
- Pobiegać?
- Tak.
- Ty biegasz? – na jej czole pojawiła się zmarszczka.
- Tak, mamo. Możesz nie zadawać tyle pytań? – jęknęłam.
- Chodzi tylko o to, że… coś mi tu śmierdzi. Kim jest ten
Harry?
- Przyjaciel – mruknęłam cicho, delikatnie się czerwieniąc,
co nie umknęło uwadze mojej matki. Na jej twarzy momentalnie pojawił się
uśmiech, a ona sama wyraźnie się rozpogodziła.
- Rozumiem, nie będę ci już przeszkadzać, pewnie jesteś
zmęczone. – odparła, po czym wyszła, mając banana na twarzy. – Dobranoc.
Ah, mamo. Gdyby to wszystko było takie proste, jak myślisz.
Poczekałam, aż drzwi od jej sypialni się zamkną, po czym na
palcach przemknęłam w stronę drzwi. Nie miałam zamiaru siedzieć tak bezczynnie.
Za dużo rzeczy kołatało mi się w głowie. Postanowiłam przejść się na krótki
spacer.
Już po otwarciu drzwi zrobiło mi się lepiej. Lubiłam
zmierzch podczas jesieni, ponieważ już o 21:00 świecił księżyc. Było też dość
chłodno, ale pamiętałam o zabraniu bluzy.
Podsumowując…. Ostatnie dwa tygodnie były czymś dziwnym w
moim życiu. I strasznym, definitywnie. Ale nie wiem, czy tego żałowałam, chyba
nie. Harry może i okazał się skomplikowaną osobą, która nie chce mi powiedzieć
o swojej pracy, ale poza tym naprawdę wiele wniósł do mojego życia. A to dopiero
dwa tygodnie.
Gdy skręciłam za róg sklepu, po drugiej stronie ulicy ujrzałam
dziewczynę. Nie byłoby w niej nic dziwnego i w sumie nie wiem, czemu na nią spojrzałam,
ale mój wzrok się na niej zatrzymał. Powodem był mały, srebrny naszyjnik w
kształcie papierowego samolocika. Oh, fuck.
Dopiero po chwili ochłonęłam i przyjrzałam się jej
dokładniej. Miała czerwone włosy i raczej była młoda, możliwe, że miała coś
około 19 lat, ale i tak była dość wysoka jak na swój wiek. W ręku trzymała
kubek ze Starburksa (jakby ten szczegół miał mi w czymś pomóc) i szła przed
siebie szybkim krokiem. Ruszyłam swoim chodnikiem tak, żebym cały czas miała ją
na widoku. Nie wiem, czemu zaczęłam ją „śledzić”, chociaż ja w sumie bym tego
tak nie nazwała. Zgaduję, że bardzo chciałam dowiedzieć się, skąd ma ten
naszyjnik. Albo dlaczego. Jednocześnie zbierałam się w sobie, żeby do niej
zagadać. To wciąż było dla mnie zbyt trudne.
Dziewczyna przeszła przez ulicę i znalazła się jakieś 10
metrów przede mną. Przyśpieszyłam kroku, ale wtedy ktoś zagrodził mi drogę.
- Amy? – odezwał się znajomy głos, a ja obróciłam głowę w
jego stronę. No tak, a kogo innego mogłam spotkać o tej godzinie na ulicy...
- Em… hej – odpowiedziałam szybko, przenosząc wzrok na
czerwonowłosą. W tamtej chwili wsiadała do samochodu. Miałam ochotę do niej
podbiec albo chociaż krzyknąć, ale Liam i Zayn mi to uniemożliwiali. Uznali by
mnie za jeszcze większą wariatkę albo przynajmniej by się odwrócili i ja
musiałabym się tłumaczyć. O, nie.
- Coś się stało? – spytał, gdy w moich oczach pojawiło się
rozczarowanie po tym, jak auto odjechało.
Cóż, trudno. Muszę się z tym
pogodzić.
- Skądże – przywołałam uśmiech na twarzy i tym samym
odciągnęłam ich od pomysłu odwrócenia się. – Co tutaj robicie?
- Właśnie wybieraliśmy się do klubu, chcesz iść z nami?
Zastanowiłam się chwilę. Ostatnim razem nie skończyło to się
zbyt fajnie, a ja wciąż tego z nim nie wyjaśniłam. Nie bałam się, aczkolwiek…
Potrzebowałam tego. Potrzebowałam alkoholu i oderwania się od tego…
zamieszania.
- Chętnie – skinęłam głową, jeszcze raz przenosząc wzrok na
miejsce, w którym przed chwilą stało auto. Taka okazja…
- Wszystko w porządku? – upewnił się, a ja skinęłam
energicznie głową.
- Chodźmy!
Tylko Zayn rzucił mi spojrzenie, którego nie mogłam do końca
odczytać, ale nie miałam czasu się nad tym dłużej zastanawiać. Ruszyliśmy w dół
ulicy, w stronę świetnej miejscówy.
Tym razem szybciej przyzwyczaiłam się do hałasu, duchoty i
ścisku. Już po kilku minutach od wypicia pierwszego drinka postawionego mi
przez Liama szalałam dziko na parkiecie. Poruszałam się dość pewnie wśród
spoconych ciał, nie myśląc o niczym innym, niż o dobrej zabawie. Wszystkie
smutki wyparowały. Wszystkie zmartwienia odeszły na ten moment, liczyło się
tylko tu i teraz. I właśnie taki cel chciałam osiągnąć, przychodząc tutaj.
Starałam tańczyć się w rytm muzyki i pilnować, aby nie
tańczyć z osobami, które są bardzo nachlane. W pewnej chwili obok mnie zjawił
się Liam i objął mnie ramieniem.
- Amy – powiedział i zachichotał, a ja z nim. Oboje byliśmy
nieźle schlani, no może Liam trochę więcej. – Zatańczysz?
- Ja… - zastanowiłam się. W tamtej chwili to nie wydawało mi
się takie złe, ale po chwili przypomniałam sobie, że trochę wypiłam. – Nie.
- Na pewno? – zasmucił się trochę.
- Nie, Liam, nie chcę powtórki – odpowiedziałam trochę za
szybko, a ten się na mnie spojrzał.
- To znaczy, że ostatnim razem… To znaczy… Chcesz o tym
porozmawiać? – spytał, na co ja kiwnęłam głową. – W takim razie poczekaj, pójdę
kupić wodę.
Odsunęłam się w tył i oparłam o ścianę, czekając, aż wróci. Mój
oddech był przyśpieszony ze zdenerwowania. Zrozumie czy będzie wściekły? Ale
zawiedzony? Może smutny, bo oczekiwał czegoś z mojej strony, a ja… Czuję coś do
kogo innego?
Zabrzmiało to jak prawdziwy dramat z serialu, no serio?
Zawsze myślałam, że to takie proste i banalne.
Zauważyłam cień, a po chwili postać chłopaka. Nie mogłam
odczytać wyrazu jego twarzy, bo stałam w rogu pomieszczenia, gdzie było ciemno.
- Chcesz przejść tam dalej czy zostać tutaj? – zapytałam, a
on tylko pokręcił głową, po czym zbliżył się blisko mnie. Za blisko.
- Um, Liam, ja… - urwałam, gdy zobaczyłam, jak blisko była
jego twarz. Zakmnęłam oczy, po czym stanowczo go od siebie odsunęłam. – Nie chcę.
Byłam dumna z siebie, że się na tyle odważyłam i mu się
postawiłam, ale na tym się nie skończyło.
Chłopak przysunął się blisko przytrzymał mnie obiema rękoma.
Byłam w tak wielkim szoku, że zareagowałam za późno. Dopiero, gdy zaczął robić
malinkę ma mojej szyi, próbowałam go jakoś odsunąć. Niestety wciąż byłam
przytrzymywana.
- Liam?! Liam, co ty odwalasz?! Zostaw mnie, słyszysz?!
Zostaw!
Jedną ręką przesunął po moim policzku, a następnie
przytrzymał mój podbródek tak, abym nie uciekała, po czym przycisnął swoje usta
do moich, łapczywie ssąc. Nie byłam w stanie nawet wołać o pomoc, po prostu
kopałam i wierzgałam na wszystkie strony, przerażona i zdruzgotana.
Czułam się jak w jakimś popierdolonym śnie. Światła migotały
coraz szybciej, a ja tam stałam, nie mogąc się wyswobodzić. To nie mogło dziać
się naprawdę, co nie? To było po prostu niemożliwe.
Jeśli myślałam, że to było dramatyczne, to prawie zemdlałam,
kiedy przesunął ręką po moich piersiach, a następnie zdjął mi bluzkę. O nie,
tego było za wiele. Kopnęłam go z całej siły, a on odsunął się na ułamek
sekundy.
- Pomocy! Ratunku! On chce mnie….
Nie zdążyłam dokończyć, bo Liam przykleił się do moich ust
ponownie. Nie, to nie było realne. Czemu nikt nie reagował? Wokół było pewno
ludzi, na pewno ktoś musiał mnie słyszeć. Byłam bliska płaczu, bo prawdę
powiedziawszy, byłam po prostu bezradna. Nie miałam już sił, żeby go kopać,
powietrze mi się kończyło, a duszne powietrze mąciło mi w głowie. Kolana się
pode mną ugięły, a on zaczął powoli zsuwać moje spodnie.
_____________________________________________________
Ha! Nie jestem spóźniona! To chyba pierwszy raz :D
Informuję, że za tydzień wyjeżdżam do Londynu (miejsce na piski i fangirling), także następne rozdziały mogą się spóźniać... znowu. Ale wiecie jak to jest, są wakacje, także życzę wszystkim wyjeżdżającym i siedzącym w domach miłej zabawy xx
All the love,
Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Kiedy napisałam długi komentarz i chciałam go opublikować - najzwyczajniej w świecie wyłączył mi się internet, a całą moją pracę szlak trafił. Nie umiałam go odzyskać, ani odtworzyć. Teraz postaram się to nadrobić.
OdpowiedzUsuńAle ja tak bardzo lubiłam Liama. Dlaczego? Czemu robisz z niego takiego dupka? Co on Ci zrobił? Kurcze. Może to przez alkohol? Oby tak... A ludzie w klubie tego nie widzą? Czy oni wyszli na zewnątrz? Nie, stali w rogu pomieszczenia. Ale to ludzie nie zauważyli, że oni planują, Liam planuje, zrobić to przy wszystkich? Pewnie nikt by nie zareagował, bo nie chcą się wtrącać. HARRY URATUJ JĄ.
Ta dziewczyna, którą śledziła Amy to Gemma, siostra Harry'ego, prawda? Ma taki sam samolocik, czyli jest ważna dla chłopaka. To urocze, choć Senall (wybacz, że po nazwisku, ale nie chcę, aby imię się powtórzyło) może to uznać jako, hm, zdradę. No, bo nic nie wie o życiu chłopaka i nagle spotyka osobę, która ma taki sam naszyjnik. Podejrzane, prawda?
A ta rozmowa z mamą była okej. Spodziewałam się czegoś innego, wiesz ostrzejszego, a tu proszę. Wyszło milutko. Chyba jej rodzicielka zorientowała się, że dla niej Syles jest kimś więcej..
Chwilka, a gdzie Zayn? Nie może jej pomóc?
Chyba, że ta sytuacja wynika przez pracę Harry'ego. Ktoś przekupił Liam'a, zmusił go, żeby to zrobił. Nie mogę o tym myśleć. :c
Do Londynu? *-* Ja byłam raz i z chęcią bym tam wróciła. Niesamowite miejsce. :)
Udanego wypoczynku!
Pozdrawiam, karmeeleq