Nie umiałam siebie odnaleźć przez następne dni. Chciałam
ułożyć sobie tyle rzeczy w głowie, więc wtorkowy dzień w szkole także sobie
odpuściłam. Miałam nadzieję tylko, że Harry nie będzie na mnie wielce zły- ja
po prostu nie byłam w stanie rozmawiać z nim tak, jak dawniej. On wiedział,
więc po prostu bałam się. Będzie mnie traktował inaczej, będzie ostrożny czy
uzna, że to nigdy się nie wydarzyło? Nie chciałam być dla niego jak jajko. Nie
chciałam, aby był dla mnie miły na siłę. Chciałam, aby po prostu był sobą.
Obudziłam się dość późno i jakoś specjalnie nie spieszyłam
się do wygrzebania się z łóżka. Dobre dwie godziny zajęło mi leżenie i
rozmyślanie. Między innymi o tym lokowanym chłopaku, który ostatnio wtargnął w
moje życie i tyle namącił. Nie miałam mu jednak tego za złe… Przecież się na to
zgodziłam. I wcale nie żałowałam, mimo tylu przeciwności- znajomość z nim to
jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka przytrafiła mi się w całym moim życiu. A
wcale dużo ich nie było.
Po tradycyjnym
wmuszeniu w siebie śniadania wciąż miałam ogromny mętlik w głowie.
Zdecydowałam, że nie mogę spędzić całego dnia w domu i muszę zrobić coś
konstrukcyjnego. Cokolwiek. Narzuciłam więc na siebie jakąś kurtkę i wyszłam z
domu, kierując się w stronę biblioteki. Może było to nudne miejsce,
przynajmniej dla mnie… ale był tam Liam. Chciałam mieć z nim dobre kontakty.
Da się do niej dostać na dwa sposoby. Można zamiast udać się
główną drogą w górę wejść w skupisko małych domków naprzeciwko mojego, po drugiej
stronie owej drogi i tam przejść sobie spokojnie na drugą stronę zabudować.
Znajduje się tam ścieżka wiodąca przez mały, ale przyjazny lasek. Nie jest zbyt
uczęszczana, tylko co jakiś czas można spotkać przejeżdżający tędy samochód.
Idąc wzdłuż niej można rozkoszować się leśnym zapachem, śpiewem ptaków oraz
szumem rzeki wypływającej z jeziorka gdzieś w środku tego skupiska drzew. Po
pewnym czasie szum słychać coraz bardziej, bo w momencie, kiedy droga zmienia
kierunek i wiedzie w dół, ja zazwyczaj porzucam szlak i idę dróżką dalej przed
siebie, gdzie rzeka przecina się z moją trasą. Jest tam drewniany, stary, ale
wytrzymały mostek, na którym uwielbiam przysiąść i zwiesić nogi w dół. Oprócz
naturalnych odgłosów nie słychać tam żywej duszy- nikt nie zagłębia się w te
strony. Jakieś 100 metrów dalej znajduje się moja znienawidzona szkoła, gdzie,
niestety, nie jest tak cicho. Skręcając przy niej w lewo doszłabym do mojego
dzisiejszego celu, czyli biblioteki.
Tego dnia także chciałam nią pójść, ale w porę przypomniałam
sobie, że to jest pora, kiedy Harry i reszta kończą lekcje, więc mogłabym się
na nich natknąć. Westchnęłam cicho i pogodziłam się z myślą, że tym razem będę
zmuszona iść zwykłą drogą, jak inni ludzie. Udałam się więc w górę, podążając
tą samą drogą, którą wczoraj biegłam. Zarzuciłam torbę na ramię i rozpoczęłam
swój spacer. Nie chciało mi się już wyciągać słuchawek, więc tylko włóczyłam
nogami po ziemi, aż nie doszłam do placu zabaw, a nawet jeszcze kawałek dalej,
za szkołę dla dzieci. Tam się trochę opamiętałam i podniosłam głowę. Słońce
nadal świeciło, pogoda sprzyjała, ale ja nie czułam się przez to szczęśliwa.
Chciałam… chciałam się oderwać od tego miejsca. Chciałam zapomnieć na chwilę o
całym świecie i odpocząć. Moja głowa tego potrzebowała. Ja tego potrzebowałam.
Ostatnimi czasy moje dramatyczne i pełne bólu, ale jednak dość spokojne życie
zmieniało się w jakąś bombę, która niedługo miała wybuchnąć. Nie. Mam dość.
Minęłam Tesco oraz rozwidlenie dróg. Aby trafić do mojej
szkoły, należy iść w prawo, a jeśli ktoś chciałby wstąpić do biblioteki lub
uciec z miasta (co wydawałoby się bardziej prawdopodobne) - w lewo. Nie trzeba
iść daleko, gdyż miejsce mojej obecnej pracy widać jest już z rozwidlenia.
Westchnęłam cicho, stawiając krok na pierwszym schodku.
Nienawidziłam tej pracy i jedynym pocieszeniem dla mnie w tej chwili był Liam.
Na samą myśl o nim na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Weszłam przez frontowe drzwi i skierowałam się do głównego
biura. Okazało się ono jednak puste, jak i pomieszczenie, w którym ostatnio
siedziałam z Liamem.
- Co do cholery…- mruknęłam, wchodząc na górę po schodach. Moim
oczom ukazały się rozmaite pomieszczenia, których większość miałam okazję
pozwiedzać z chłopakiem oraz strych. Co dalej?
- Em… Proszę pani?- zawołałam, trochę nieśmiało. Genialnie,
jak będę szeptać sama do siebie to przecież mnie nie usłyszy. Wzięłam wszystkie
siły i tym razem zabrzmiało to bardziej zdecydowanie.
-Pani Bresh?
Zza sterty pełnej papierów w archiwum wyłoniła się
uśmiechnięta blondynka i od razu dobiegł do mniej jej przesadnie słodki głos:
- Kto to…? Ach, to ty, Amelio!
- Właściwie… Amy- poprawiłam ją, przypominając sobie, co
ostatnio powiedział mi brunet.
- Dokładnie! Miło znowu cię widzieć!- wyszczerzyłam się, a
ja posłałam w jej stronę wymuszony półuśmiech.- Możesz zaczynać! Twoje biuro
jest na dole- wskazała, jakbym tego nie wiedziała.
- Dobrze, dziękuję- wysiliłam się na grzeczny ton głosu i
jak najszybciej oddaliłam się od kobiety.
Mogłam spokojnie powiedzieć, że nie
przepadałam za jej towarzystwem. Gdy już rozpoczęłam swój ponowny spacer po
schodach, coś mi się przypomniało.- Jest Liam?
- Kochanieńka, Liemi zaczyna dopiero za pół godziny, musisz
na niego poczekać.
Ugh, nienawidzę, gdy ktoś się tak do mnie zwraca. Nie jestem
popierdoloną kochanieńką ani nie
należę do niej. Niech lepiej zwraca się tak do swoich dzieci.
Mogłoby się zdawać, że pół godziny to nie dużo, ale gdy tak
siedzisz bezczynnie i kompletnie nie masz co robić, to ciągnie się wiekami.
Starałam się zająć czymś myśli, ale kiepsko mi to wychodziło. O czym miałam
myśleć? O książkach? O pani Bresh? O… Harrym?
Znowu on. Mam dość tego, że ta myśl zaprząta każdą moją
minutę. Uwielbiałam przyjaźń z Harrym, dała mi ona więcej niż cokolwiek innego
przez całe moje życie, ale nie chciałam ciągle o nim myśleć. To miał być dzień,
dzięki któremu miałam odpocząć. Zmieniłam więc temat na pierwszy, który
przyszedł mi do głowy.
Dlaczego pani Bresh ze wszystkich możliwych prac wybrała
właśnie tą? Rozumiem, dla kogoś może być to pasją, ale nawet w wymarzonej pracy
nie da się siedzieć całego dnia. Co spowodowało u niej to pragnienie? Co
sprawia, że ona czuje się tutaj lepiej niż we własnym domu? Ma jakieś kłopoty
finansowe? Rozwiodła się? Może nie ma domu?
To absurd- od razu
wywaliłam tę myśl z głowy. Byłam prawie wszędzie w tym budynku i nigdzie nie
widziałam łóżka ani chociażby lodówki. Wszędzie… ale nie na strychu.
Mimo że wiedziałam, że to nie był jej dom, tylko znowu
wielką rolę odegrała moja jakże bujna wyobraźnia, bardzo ciekawiło mnie, to tam
jest. Dlaczego Liam nie miał do niego kluczy? Dlaczego w ogóle był zamknięty?
Wszystkie pomieszczenia tutaj stały otworem, tylko to jedno nie. Jakie sekrety
przechowywała tam właścicielka i dlaczego było to takie ważne? Ciekawe, czy
gdybym jej zapytała, odpowiedziałaby mi.
Usłyszałam skrzypnięcie podłogi, więc podniosłam głowę. Spodziewałam
się ujrzeć tam Liama, ale moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna, mający około
trzydziestki trzymający za rękę małego chłopczyka o naprawdę słodkiej twarzy. Na
głowie spod niebieskiej basebolówki wychodziły kosmyki jasnych, kręconych
włosków, a w ręce trzymał lizaczka. Byłam niemal pewna, że regulamin biblioteki
zabraniał wnoszenia słodyczy na jej teren, ale… kogo to w tej chwili
obchodziło?
Wstałam, otrzepując spodnie i zbliżyłam się powolnym krokiem
do głównego biurka, zajmując swoje miejsce.
- W czym mogę państwu służyć?- zapytałam, uśmiechając się,
co wcale nie było takie trudne, gdy przede mną stał kilkuletni malec. Był
naprawdę uroczy.
- Chcielibyśmy wypożyczyć książkę... Nicky, jaki to był
tytuł?
- Flanklin i tajemnica uklytego klucza- powiedział,
sepleniąc delikatnie, a ja zachichotałam, udając się w stronę regałów i
wyszukując dział książki dla dzieci.
Nie mam pojęcia, skąd wiedziałam, co trzeba robić, bo nie miałam doświadczenia.
Zawsze chciałam mieć brata. Siostrą też bym nie pogardziła,
ale najbardziej brata. Wyobrażałam sobie tyle rzeczy, które mogłabym z nim
robić, chociażby zwykłe uczenie go jazdy na rowerze albo zderzanie się
samochodami w Wesołym Miasteczku. Tata… tata obiecał mi, że będę miała jakieś
rodzeństwo, ale potem został zmuszony do pracy na wykopach i tam… Zawsze ciężko
było mi się z tym pogodzić.
Potrząsnęłam głową, wyrzucając z niej nieprzyjemne i myśli i
pospiesznie podeszłam do czekających ludzi. Wyjęłam kartkę z książki, chcąc
włożyć ją do odpowiedniego pliku.
- Nazwisko?- spytałam zestresowana. Jeszcze nigdy nie wypożyczałam nikomu książki, co na tutaj robię tak w
ogóle?
- Malik- powiedział łagodnie, a ja rozluźniłam się, gdy
zauważyłam odpowiednią szufladkę.
- Proszę. Mają państwo 2 tygodnie na zwrot- powiedziałam
formułkę, którą słyszałam zawsze, gdy jako mała dziewczynka wypożyczałam
lekturę szkolną.
- Co się mówi, Nicky?
- Em…
- No już- ponaglił go mężczyzna.
- Dziękuję- szepnął nieśmiało i wycofał się w tył. To mnie
bardzo rozbawiło, on był taki słodki.
- Nie ma za co, wpadaj częściej- odpowiedziałam mu radośnie,
po czym pomachałam na odchodne. Nie
poszło mi tak źle! Dopiero, gdy moi pierwsi klienci zniknęli za rogiem
zauważyłam, że ktoś przygląda mi się z boku.
- Nieźle, jak na osobę, która nie postawiła nigdy nogi w bibliotece-
zaśmiał się chłopak, a ja z nim.
- Bez przesady, jako dziecko czytałam lektury!- chciałam się
wybronić.
- Dobra, już dobra- podniósł ręce w górę.- Nie bulwersuj się
tak. Jak długo tu już siedzisz?
- Dobre 40 minut- mruknęłam.- Gdzie byłeś?
- W szkole, a gdzie miałem być?
- A no tak, sorki.
- A ty? Nie uciekłaś dzisiaj z lekcji, prawda?
No tak, zapomniałam całkowicie o szkole i tego typu przyziemnych
rzeczach, które w porównaniu z tym wszystkim, co ostatnio miało miejsce, wydawały
się naprawdę nieważne. Chociaż patrząc na to z innej perspektywy… Właściwie nic
takiego się nie wydarzyło.
- Nie, po prostu skończyłam dzisiaj wcześniej- wymyśliłam
niewinne kłamstewko na poczekaniu. Nie chciałam, aby Liam brał też w tym
wszystkim udział.
- W porządku- odrzekł, włączając komputer.- To teraz czas na
tracenie naszego cennego czasu na siedzenie w komputerze, aby zyskać w łatwy
sposób trochę kasiorki.
- A propos… Kiedy jest tu wypłata?- zaciekawiłam się. To nie
tak, że byliśmy bardzo biedni, ale mojej mamie na pewno przydałyby się
pieniądze, tym bardziej, że dużo straciła przeze mnie i moją głupotę.
- Co miesiąc, tak jak wszędzie indziej- chłopak wstał,
udając się w stronę wyjścia.- Idę do kibla, jak chcesz, to możesz użyć
komputera.
Siedziałam grzecznie i czekałam aż wróci, bo nie przychodził
mi do głowy żaden cel, do którego mogłam użyć komputera. Bawiłam się jedynie naszyjnikiem
w kształcie samolocika, który wisiał na mojej szyi, dopóki nie zobaczyłam na
spodzie jakiegoś napisu. ATF.
Co to miało znaczyć? W pierwszej chwili wydało mi się to
podejrzane, jak wszystko, ale szybko się uspokoiłam. To najwyraźniej firma,
która produkuje te cuda. Moje jakże wielkie odkrycie nie powstrzymało mnie
jednak od wstukania tych trzech literek do znanego Google. Zawsze mogłam
sprawdzić, ile się na mnie wykosztował, dzięki czemu mogłabym mu się może
kiedyś odwdzięczyć lub po prostu wywnioskować, ile zarabia. Ach, ta kobieca
ciekawość.
Początkowo nie znalazłam nic, co wskazywałoby na pełną nazwę
czy stronę firmy. Wpisywałam na przemian różne frazy, ale dopiero za piątym
razem mi się udało.
- Angels to fly-
firma składowa…- zaczęłam czytać, próbując znaleźć coś istotnego. Zdaje się, że
w końcu znalazłam.
Miałam rację z tym, że produkuje ona biżuterię, zwłaszcza
naszyjniki, są to jednak zazwyczaj drogie cacka.
Wgłębiając się w to dalej dowiedziałam się, że w 2011 roku wyprodukowała ona 3
naszyjniki próbne, które nie chciały się sprzedać i dlatego wstrzymano ich
produkcję. Ktoś potem kupił cały komplet za niższą cenę i chyba nawet
wiedziałam, kto. Jeden z tych trzech wisiorków spoczywał właśnie na mojej szyi,
a gdzie pozostałe dwa?
Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak wrócił z powrotem do
pomieszczenia.
- Coś się tak zaczytała? Coś ważnego?- zbliżył się, a ja
pospiesznie chciałam zamknąć kartkę, ale jak na złość ten stary grat się
zwiesił. Odczułam panikę. Nie chciałam, żeby zaczął coś podejrzewać.
- Nic, nic- pospiesznie wstałam i nacisnęłam przycisk
restartu komputera, aby- jak już się odwiesi- automatycznie się wyłączył.
- Czemu wstałaś?- zmarszczył brwi.
- Chyba pójdę się przewietrzyć, duszno tutaj- odrzekłam
szybko, biorąc torebkę do ręki.- Mam już dosyć tego miejsca.
- Ja też- zaśmiał się.- Chcesz może wyskoczyć do klubu?
Ostatnim razem się nie udało, więc może teraz?
Wahałam się tylko chwilę, zanim uśmiechnęłam się do niego
ciepło i kiwnęłam głową.
- Jasne, czemu nie?- odpowiedziałam.- A co z panią Bresh?
- Żartujesz? Nawet nie zauważy naszej nieobecności-
zachichotał, po czym obydwoje wyszliśmy przez frontowe drzwi.
_______________________________________
Jestem spóźniona, jak zwykle, i strzelam, że to, co za chwilę napiszę, również nie jest zachwycające. Otóż wyjeżdżam (tak, znowu), tym razem na tydzień do Francji, a potem od razu na wycieczkę trzydniową, także nie będzie mnie do końca maja. Ponieważ jednak zawiodłam was już wiele razy, mam nadzieję, że mój genialny plan wypali. Jeśli zdążę, napiszę rozdziały na zapas (wyjeżdżam dopiero w środę za tydzień) i ustawię, aby automatycznie się publikowały co tydzień, a mam nadzieję, że na trzydniówce będzie wifi :) Nie chcę nic obiecywać, bo te tygodnie mam teraz naprawdę zawalone, ale zrobię wszystko, co z mojej mocy.
ILY,
Ale ten chłopczyk musiał być słodki, jejciu! *-* Tylko skoro to TEN Malik, to on jest jego zupełnym przeciwieństwem. Zakładając, że to jego brat. :3
OdpowiedzUsuńLiam, pojawił się Liam! I idą do klubu! :o Nasza Amy się rozkręca.
Nie mam Ci tego za złe. Ba, nawet rozumiem.
Udanego wypoczynku! :*
Zapomniałam napisać o naszyjniku! Brawa dla mnie...
UsuńSkoro na świecie są tylko trzy, to ludzie! Jaki on musi być drogi!
Coraz bardziej wydaje mi się, że Harry wplątał się w jakąś mafię. :c
Ojeju rozdział naprawdę udany, przyjemnie się czytało. I ten chłopczyk-słodziak <3 ach.
OdpowiedzUsuńI ten strych? Co to może być? Coś mi się wydaję, że nasza kochana Amy nie zostawi tego tak, i będzie chciała się dowiedzieć. I to bardzo dobrze, bo ja również. Czyżby pani bibliotekarka faktycznie tam mieszkała? Ciekawe,ciekawe.
I teraz najważniejsza sprawa... NASZYJNIK, o co tutaj chodzi... są tylko trzy, a ona jest jedną z tych naszyjników posiadaczką... oj na pewno jest to duża sprawa. Rozkręca się..
I nie było w tym rozdziale naszego Harrego.. oj brakowało mi go.
Ale było pocieszenie Liam! I idą do klubu, nasza Amy otwiera się na ludzi, jest dobrze!
Czekam na następngo, mam nadzieję, że wszystko będzie po twojej myśli :* I udanego wypoczynku kochana <3
I zapraszam jak będziesz miała czas do mnie na nowy rozdział ;)
http://live-in-danger.blogspot.com/
Hmm.
OdpowiedzUsuńTroche tajemniczości...
Super
Czekam na next
Czytam, czytam :) Ostatnio zapomniałam dodać komentarza i jakoś tak mi się przedłużyło, przepraszam. Dopiera teraz tak mi się przypomniało.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście super, ciekawe, jak to się wszystko rozwinie z "Liemim" (jeny, jak bardzo mi się podoba to przekręcenie imienia xd)
Szkoda tylko, że Harryego nie było, ale nie musi być w każdym rozdziale. Jakoś przeżyję!
Fajnie, gdybyś zdążyła napisać wcześniej i ustawić automatyczne wstawianie :)
Zapraszam na mój nowy blog z imaginami. Jest dopiero jeden na podstawie Igrzysk Śmierci, ale planuję kolejne :P
mojacelajestluksusowa.blogspot.com