środa, 27 maja 2015

Rozdział XIII

Co dziwne, wpuścili mnie bez problemu. To fakt, niedługo miałam skończyć 16 lat, ale jednak do klubów wchodzi się od 18… Może to dzięki Liamowi? Nieważne. Ważne było to, ze stałam tam teraz pośród głośnej muzyki, migających świateł i setek rodzajów alkoholu i, nie powiem, odpowiadało mi to. To nie tak, że byłam po raz pierwszy w klubie, bo w przeszłości on zabierał mnie tam często… Ale jego już nie ma, wyrzuciłam go ze swojego życia, teraz jestem tylko ja. Przyszłam tu, żeby się dobrze bawić, nie roztrząsać przeszłość.

Wzięłam do ręki zamówionego drinka i usiadłam wygodnie na kanapie stojącej nieopodal baru obok jakiegoś blondyna. Nie zwróciłam w ogóle na niego uwagi, dopóki się nie odezwał.

- Nie widziałem cię tu wcześniej.

- Nigdy tu nie byłam- odpowiedziałam, zastanawiając się, czemu miało służyć to stwierdzenie.

Odwróciłam głowę w jego stronę. Miał bardzo miły i przyjazny uśmiech, błękitne oczy i uroczy akcent.

- Nie odpowiada ci tutejsze towarzystwo?- spytał zdziwiony. Co go to obchodziło?

- Tego nie powiedziałam- odparłam niechętnie, upijając łyk alkoholu.- Po prostu nigdy jeszcze na niego nie natrafiłam.

- Spoko- oblizał wargę.- Jestem Niall.

- Amy.

- Świetnie- zaśmiał się, a ja z nim. Powoli wypite świństwo rozchodziło się z dziką rozkoszą po moim ciele. Z głośników popłynął nowy kawałek, zagłuszając resztę jego słów.

- Co mówiłeś?!- krzyknęłam.

- Chcesz zatańczyć?!

Uśmiechnęłam się kpiąco, podając mu rękę. W normalnej sytuacji nigdy bym się na to nie zgodziła, ale teraz jakoś… było mi wszystko jedno. Niech tańczy, jak chce.

W ten oto sposób znalazłam się w ramionach niewiele wyższego ode mnie blondyna, kołysząc się łagodnie w rytm energicznej piosenki, ale nie zwracałam na to większej uwagi. To się nie liczyło. Fantastycznie bawiłam się w tym towarzystwie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje naokoło ani co robiłam przed chwilą. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Tej nocy chciałam zapomnieć o wszystkich swoich problemach, chciałam odseparować się od świata i spędzić czas z ludźmi, których już nigdy nie zobaczę na oczy. Zaczynałam coraz bardziej rozumieć, dlaczego ludzie tak często chodzą do klubów.

W pewnym momencie wyrósł przede mną Liam, a tuż obok niego cholernie przystojny mulat. Spojrzałam na niego, mrużąc powieki. Wow.

- Chciałbym ci kogoś przedstawić, to jest…um… Zayn, mój przyjaciel.

Kiwnęłam głową w jego stronę, wciąż nie odklejając się od mojego partnera. Mm, naprawdę czarnowłosy był niczego sobie. Jego oczy miały kolor bursztynowy, miejscami przechodzący w czekoladowy, jego fryzura była perfekcyjnie ułożona, włosy natapirowane, z czego kilka kosmyków było zafarbowanych na jasny blond, a pełne usta wyginały się w półuśmiech. Zamknęłam na chwilę oczy, oddając się chwili i czerpiąc pełną przyjemność z ramion mojego blond towarzysza. Owszem, może i Zayn był przystojny… Wygląd to nie wszystko, chciałoby się powiedzieć, ale w tej sytuacji się po prostu nie dało. Chyba nie byłoby nikogo, kto oparłby się temu czekoladowemu spojrzeniu rzuconym spod długich, czarnych rzęs.

Minęło kilka minut, a dwójka chłopaków wciąż nie ruszała się z miejsca. Mogłam wyczuć na sobie wzrok, ale nie reagowałam. Było mi dobrze w tamtej pozycji.

- Nie za wygodnie ci?- powiedział Liam kpiąco, a ja tylko mruknęłam cicho. O co mu chodziło?- Dosyć tego, Horan, moja kolej.

Blondyn niechętnie odepchnął mnie od siebie, przekazując w ręce nowego partnera. Dość szybko się odnalazłam i już po chwili szalałam na parkiecie.

- Zazdrośnik?- stwierdziłam. Doskonale wiedziałam, ze normalnie nigdy bym się na coś takiego nie zdobyła, ale alkohol dodawał mi pewności siebie i nie przeszkadzało mi to- w końcu rano i tak nie będziemy nic pamiętać.

- Ja? Skądże- prychnął, przybliżając się do mnie. Mogłam wyczuć od niego whisky pomieszane z męską wodą po goleniu i to było naprawdę cudowne połączenie.

- Jasne- zarzuciłam mu ręce na szyi, a on przesunął ustami po moim podbródku. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, przed oczami migały mi kolorowe ciapki, a w głowie szumiało. Może dlatego początkowo nie zrobiłam nic, gdy jego usta złączyły się z moimi. Smakował bardzo dobrze, a także miał fantastyczną technikę, ale… nie powiedziałabym, że to było takie mega mega. Uczucie, które posiadałam w środku siebie mówiło mi, że jest w porządku. Tylko tyle. Chyba… chyba nic do niego nie czułam.

Trwaliśmy tak kilka minut, wpijając się nawzajem w nasze wargi, a ja nabierałam więcej pewności, że to nie jest do końca słuszne. Owszem, to było przyjemne, ale nie z pasją, i to właśnie tej pasji mi tak brakowało. Mimowolnie nasunęła mi się myśl co by było, gdyby zamiast Liama stał tu teraz Harry… Potrząsnęłam głową, gdy już się od siebie oddaliliśmy, starając się wyrzucić lokowanego z głowy, po czym poinformowałam chłopaka, że idę do toalety. Zamknęłam drzwi i oparłam się o ścianę- zaczynałam mieć wyrzuty sumienia. On zawsze mnie wszędzie zabierał… Czemu jestem teraz w jakimś klubie z obcymi ludźmi i całuję jednego z nich? Czemu myśl o nim musi mnie prześladować wszędzie? Przemyłam twarz lodowatą wodą starając się przywrócić racjonalne myślenie, niestety drinki, które wypiłam, skutecznie mi to uniemożliwiały. Co się ze mną dzieje? Czemu tak się zachowuję? Przecież my nie jesteśmy parą, mogę sobie robić i całować kogo chcę, bo nic nie czuję do Harry’ego Stylesa, to już ustaliłam… prawda?

Pospiesznym krokiem udałam się w stronę baru i zamówiłam kolejnego drinka. Muszę to zapić. I tak rano nie będę nic pamiętać, nie mogę pozwolić, aby głupi taniec zepsuł mój wieczór. Byłam już nieźle upita, nie miałam kompletnego pojęcia, co się ze mną dzieje, gdzie jestem ani jak wrócę do domu. Może powinnam wyjść stąd zanim zaleję się w trupa?

Chwyciłam bluzę i torebkę i chwiejnym krokiem ruszyłam pustą o tej godzinie ulicą. Może to nie był najlepszy pomysł, aby wracać sama w środku nocy w alkoholem we krwi… Ale nie mogłam też tam zostać. Nie byłam w stanie spojrzeć Liamowi w oczy i powiedzieć mu, że dla mnie zawsze będzie tylko przyjacielem. Chciałam… ugh. Nie wiem, czego chciałam.

Zimne powietrze sprawiało, że czułam się bardziej orzeźwiona, a stan alkoholowy powoli mi przechodził. Kiedy w końcu zrozumiałam, co zrobiłam, czyli zostawiłam swojego przyjaciela, który mnie zaprosił na wypad samego w klubie, spuściłam głowę, wzdychając ciężko. Zawsze muszę coś zepsuć. Zawsze.

Wlekłam się tak noga za nogą, patrząc tylko i wyłącznie w chodnik, nic więc dziwnego, że wpadłam na jakiegoś człowieka. Niezdara.

- Przepraszam- mruknęłam, od razu się usuwając i podnosząc głowę. To jednak, co ujrzałam, przyprawiło mnie o dreszcze. Zamurowało mnie zupełnie. Przez kilka sekund, które zdawały się trwać jak godziny, nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. On także był zaskoczony, jednak udało mu się ostatecznie otworzyć buzię.

- Poznajesz mnie?

To było pytanie, którego najmniej spodziewałam się usłyszeć. Takich ludzi się nie zapomina.

- Louis- pokręciłam z niedowierzaniem głową, spoglądając w niebieskie oczy szatyna.

- Tak, um… właśnie cię szukałem, miałem iść do tego klubu, ale wyszłaś mi naprzeciw.

Zrobiło mi się słabo. Skąd on wiedział, gdzie mnie szukać? Śledził mnie? Pamięta mnie jeszcze? Dlaczego zależało mu na znalezieniu mnie? Czemu, czemu wyszłam pijana w nocy sama na ulicę?

- Przyszedłeś, żeby mnie zniszczyć totalnie?- grałam na czas, starając nie pokazać po sobie, jak bardzo jestem przerażona tym nagłym spotkaniem.

- Przyszedłem, żeby cię przeprosić.

Na te słowa aż mi szczęka opadła w dół. Nie mogłam w to uwierzyć. Louis, ten sam nieczuły człowiek, który wszystkich miał gdzieś, ten sam, który mnie zostawił i ten sam, który NIGDY nikogo nie przeprosił, właśnie to zrobił.

- Wow- udało mi się w końcu wykrztusić.- Zapewne jestem pierwszą osobą, której to powiedziałeś?

- Drugą- głowę cały czas trzymał zwieszoną i unikał mojego wzroku. W pewien sposób miałam pojęcie, jak się czuł.

- Czuję się zaszczycona- powiedziałam z sarkazmem.- Któż w takim razie doświadczył tego… przywileju bycia pierwszą?

- Lottie.

- Oh.

Lottie była totalnym przeciwieństwem jej brata. Skromna, inteligentna, wrażliwa, piękna… No dobrze, to ostatnie nie było jego przeciwieństwem, bo tak, Louis jest przystojny. Do tego stopnia, że mnie kiedyś uwiódł.

- To dobrze. Zasłużyła. Po tym wszystkim…- pokręciłam głową.

Przyjaźniłam się z nią. Miała wielkie plany.  Starała się. Dostała się na wymarzone studia modowe. Wszystko poszło na marne, gdy jej brat zdecydował się przeprowadzić do innego kraju, by gonić za swoimi marzeniami. Myślał tylko o sobie, taka prawda. Stało się to w wakacje przed tym rokiem szkolnym, kiedy poznałam Harry’ego. Poniekąd „chodziliśmy” ze sobą. Nie powiem, bawiłam się świetnie. Wtedy jeszcze moje problemy nie były takie wielkie, a blizn nie było dużo, więc łatwo mi się je ukrywało. Muszę jednak przyznać, że jest on świetnym materiałem na chłopaka- zabierał mnie, gdzie tylko chciałam. Wesołe Miasteczko, McDonalds, festiwale- byleby tylko nie opuścić kraju. Było idealnie. Jak ślepa byłam, nie mogąc zauważyć, że wydawanie pieniędzy na kobietę nie są romantycznym gestem ze strony chłopaka. Tego lata mieliśmy wyjechać razem do Disneylandu. Byłam podekscytowana, bo nigdy nie wyjechałam poza granicę. To miał być nasz wielki dzień. Nasza rocznica chodzenia ze sobą. Niespodziewanie jednak musiało się coś stać, jak zwykle. Tym razem była to chora mama Louisa, co oczywiście zmyślił, bo ich mama mieszka w Londynie i czuje się świetnie. Także… wyjechał. Zabrał swoją siostrę, która była zrozpaczona i zakazał cokolwiek jej mi mówić. Chciał zataić prawdę. Przez pewien czas myślałam, że serio coś się stało ich mamie, o której mi jakoś specjalnie nigdy nie opowiadał. Jakie to naiwne! Było mi przykro, że wyjazd został odwołany, ale rozumiałam to. Dopiero, gdy Lottie udało się dorwać do komputera, wszystko mi napisała. Przyjaźniłyśmy się, więc czuła wyrzuty sumienia. To było tak: jakaś laska, o imieniu Bethany, podbiła jego serce. Miłość jego życia. Była bogata, jej ojciec był sławnym reżyserem, a Louis od dawna chciał zostać aktorem, więc miał zapewnioną drogę do sławy. Kochał ją podobno całym sercem, nie tak jak mnie. Gdy ta oświadczyła, że chce Louis wyjeżdża do Disneylandu (nic o mnie nie powiedział!), uparła się, by jechać z nim. Szatyn próbował ją przekonać, ale bezskutecznie. Raczej oczywiste, że nie mógł zabrać mnie w takiej sytuacji, bo wszystko by mu się posypało. Powiedział swojej siostrze, że jadą razem się trochę rozerwać. Nic nie podejrzewała, a on nie mógł jej tu zostawić, bo to byłoby podejrzane, gdyby sam pojechał do chorej matki. Do tej pory nie jestem pewna, czy na pewno w jego planach było zostać tam na zawsze. Myślę, że ta puszczalska suka go zmusiła. Lottie się wściekła, straciła szansę na studia i chciała wracać. On jej zabronił. Strach myśleć, w jaki sposób. Wciąż nie odpisała na mojego e-maila, podejrzewam, że coś jej zrobił. Nienawidziłam go i nienawidzę nadal. Zrujnował mi życie, obniżył samoocenę do maksymalnej granicy, rozwalił resztki mojej pewności siebie i zrobił ze mnie wrak, zamiast człowieka. Wszystko to dla jakiejś pindry z ulicy. Świetnie.

- Jak tam twoje życie?- starałam się nie rzucić na niego z pięściami. Ledwo pohamowywałam złość.- Co słychać u twojej dziewczyny?

- W porządku- przeczesał ręką włosy, po czym westchnął.- A u ciebie?

- Całkiem dobrze, pomijając fakt, że rozwaliłeś mi życie i zostawiłeś tu całkiem samą, bezradną i zrozpaczoną, czego nigdy nie uda mi się usunąć z głowy, na zawsze będzie niszczyć moją psychikę i zabrałeś na moje miejsce kogoś innego do Disneylandu- nie mogłam się powstrzymać. Miałam gdzieś, jak on się teraz czuje. Niech odczuwa mój ból.

- Zabrałem też Lottie- zauważył. Miałam ochotę palnąć go w twarz.

- Rujnując jej życie- zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki oddech. Spokojnie.

- Nadal to rozpamiętujesz?

- To już nie chodzi o pieprzony Disneyland- pokręciłam głową.- Jeśli chciałeś ze mną zerwać, mogłeś to zrobić w nieco mniej drastyczny sposób.

- Nie chciałem z tob…- urwał, gdyż mu przerwałam.

- Proszę cię, nie wmawiaj mi głupstw. Co, może myślałeś, że pogodzę się z myślą, że masz inną laskę, z którą mnie zdradzasz, i wyznaniem mi tego w najbardziej okrutny sposób?

- Amy…- powiedział cicho, pragnąc mi coś powiedzieć, ale ja nie chciałam go słuchać.

- NIE CHCĘ SŁUCHAĆ TWOICH KŁAMSTW! MAM DOSYĆ…- krzyknęłam, a on tylko pokręcił głową, poddając się,

- Nie czepiaj się mnie, ok? To mój wybór. A skoro nie chcesz mnie słuchać, to chociaż przestań krzyczeć. Co to za naszyjnik masz na szyi?- umiejętnie zmienił temat. Miałam ochotę mu odpyskować, że to nie jego interes i żeby spadał, ale postanowiłam mu coś pokazać, udowodnić. Jeśli chciał zniszczyć mnie w całości, nie udało mu się.

- Od przyjaciela- uśmiechnęłam się na myśl o Harrym i jego cudnych oczach. Ten piękny widok w mojej wyobraźni przyćmił na chwilę wszystko, całą rzeczywistość.

- Przyjaciela?

Ok, wkurzyło mnie to, już nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego. Zawsze łatwo wpadałam złość, a alkohol, którego resztki jeszcze się we mnie znajdowały, tylko to spotęgował. Czułam pięści na swojej skórze i ogromny ból, ale się nie poddawałam. Nie wiem, co sobie myślałam w tamtej chwili. Oto jak kilka drinków potrafi wmówić człowiekowi, że jest silny i niepokonany. Za dużo nie pamiętam z tej chwili- wiem, że na pewno uderzyłam go boleśnie w twarz i w krocze, a on trafił w moją kostkę, sprawiając, że poczułam ogromny ból. Jęknęłam tylko, ale dalej waliłam go w różne części ciała. Wściekłość mnie zaślepiła totalnie, także dopiero czyjeś mocne szarpnięcie odciągnęło mnie od szatyna. Niemalże upadłam, ale szybko złapałam równowagę i już miałam coś zrobić osobie, która mi przeszkodziła, ale wtedy przeniosłam wzrok na te cudowne oczy, tym razem koloru soczystej zieleni, które lśniły od światła półksiężyca. Aż zaparło mi dech w piersiach.

- Harry…- szepnęłam, patrząc jak odważnie przełożył sobie niebieskookiego przez kolano i dość mocno zbił. Był w koszulce na krótki rękaw, także mogłam bez problemu obserwować jego mięśnie.

Nigdy nie kierowałam się umięśnieniem u chłopaka, ale jeśli już było, nie miałam z tym problemu, rzecz jasna. Pomimo wszystko byłam tylko zwykłą nastolatką, która też miała swoje słabości, i mimo że nie starałam się zwracać uwagi na wygląd... Cóż. Jego tatuaże idealnie podkreślały jego siłę, przez co przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Nie powiem, że mnie to nie podniecało. Cholera.

Otrząsnęłam się po chwili, przerażona, obserwując walkę. Lokowany miał wyraźną przewagę, ale powoli kończyły mu się siły. Louis zawsze miał tą wytrzymałość, pamiętam, że kilka razy siedziałam na trybunach i dopingowałam go w jego zawodach, zwłaszcza, gdy grał w piłkę. Ale to już przeszłość. W tej chwili był dla mnie tylko zupełnie obcym gnojkiem, którego nie znosiłam, bo złamał mi serce. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w ogóle się chciał ze mną zadawać, skoro i tak mnie nie kochał, przecież nie dawałam mu żadnych korzyści.

Zaledwie 5 minut później zauważyłam, że szatyn się przewrócił. Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że już się nie podniesie, ale zdążyłam tylko posłać słaby uśmiech w stronę Harry’ego, kiedy nagle mój wróg poderwał się z ziemi i wszystko rozpoczęło się od nowa. Rzecz jasna, Styles nie był na to przygotowany i mimo że dzielnie się bronił, w końcu zobaczyłam, jak mała piąstka tego dupka uderza prosto w jego twarz. Chłopak upadł na ziemię, a jego powieki przysłoniły zielone tęczówki, które lśniły w świetle księżyca.
__________________________________________

Jestem po prostu wściekła. Napisałam te rozdziały tak, jak obiecałam, i ustawiłam automatyczną publikację, ale się nie opublikowało. Nic. Wróciłam szczęśliwa z Francji, chcąc zobaczyć, jak się przyjęły dalsze części, a tu pustki. Nie mam pojęcia, co się stało, pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Blogger zaczyna się psuć. No, nic już nie zrobię. Poszerzyłam trochę ten rozdział, także wyszedł mi trochę dłuższy, co można potraktować jako moją rekompensatę za wszelkie poprzednie opóźnienia i brak rozdziałów. Mam tylko nadzieję, że jakoś (znowu) mi wybaczycie.

Nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami w komentarzu! Każdy naprawdę wiele dla mnie znaczy, niekoniecznie z opinią pozytywną!


All the love,

xx

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział XII

Nie umiałam siebie odnaleźć przez następne dni. Chciałam ułożyć sobie tyle rzeczy w głowie, więc wtorkowy dzień w szkole także sobie odpuściłam. Miałam nadzieję tylko, że Harry nie będzie na mnie wielce zły- ja po prostu nie byłam w stanie rozmawiać z nim tak, jak dawniej. On wiedział, więc po prostu bałam się. Będzie mnie traktował inaczej, będzie ostrożny czy uzna, że to nigdy się nie wydarzyło? Nie chciałam być dla niego jak jajko. Nie chciałam, aby był dla mnie miły na siłę. Chciałam, aby po prostu był sobą.

Obudziłam się dość późno i jakoś specjalnie nie spieszyłam się do wygrzebania się z łóżka. Dobre dwie godziny zajęło mi leżenie i rozmyślanie. Między innymi o tym lokowanym chłopaku, który ostatnio wtargnął w moje życie i tyle namącił. Nie miałam mu jednak tego za złe… Przecież się na to zgodziłam. I wcale nie żałowałam, mimo tylu przeciwności- znajomość z nim to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka przytrafiła mi się w całym moim życiu. A wcale dużo ich nie było.

Po tradycyjnym wmuszeniu w siebie śniadania wciąż miałam ogromny mętlik w głowie. Zdecydowałam, że nie mogę spędzić całego dnia w domu i muszę zrobić coś konstrukcyjnego. Cokolwiek. Narzuciłam więc na siebie jakąś kurtkę i wyszłam z domu, kierując się w stronę biblioteki. Może było to nudne miejsce, przynajmniej dla mnie… ale był tam Liam. Chciałam mieć z nim dobre kontakty.

Da się do niej dostać na dwa sposoby. Można zamiast udać się główną drogą w górę wejść w skupisko małych domków naprzeciwko mojego, po drugiej stronie owej drogi i tam przejść sobie spokojnie na drugą stronę zabudować. Znajduje się tam ścieżka wiodąca przez mały, ale przyjazny lasek. Nie jest zbyt uczęszczana, tylko co jakiś czas można spotkać przejeżdżający tędy samochód. Idąc wzdłuż niej można rozkoszować się leśnym zapachem, śpiewem ptaków oraz szumem rzeki wypływającej z jeziorka gdzieś w środku tego skupiska drzew. Po pewnym czasie szum słychać coraz bardziej, bo w momencie, kiedy droga zmienia kierunek i wiedzie w dół, ja zazwyczaj porzucam szlak i idę dróżką dalej przed siebie, gdzie rzeka przecina się z moją trasą. Jest tam drewniany, stary, ale wytrzymały mostek, na którym uwielbiam przysiąść i zwiesić nogi w dół. Oprócz naturalnych odgłosów nie słychać tam żywej duszy- nikt nie zagłębia się w te strony. Jakieś 100 metrów dalej znajduje się moja znienawidzona szkoła, gdzie, niestety, nie jest tak cicho.  Skręcając przy niej w lewo doszłabym do mojego dzisiejszego celu, czyli biblioteki.

Tego dnia także chciałam nią pójść, ale w porę przypomniałam sobie, że to jest pora, kiedy Harry i reszta kończą lekcje, więc mogłabym się na nich natknąć. Westchnęłam cicho i pogodziłam się z myślą, że tym razem będę zmuszona iść zwykłą drogą, jak inni ludzie. Udałam się więc w górę, podążając tą samą drogą, którą wczoraj biegłam. Zarzuciłam torbę na ramię i rozpoczęłam swój spacer. Nie chciało mi się już wyciągać słuchawek, więc tylko włóczyłam nogami po ziemi, aż nie doszłam do placu zabaw, a nawet jeszcze kawałek dalej, za szkołę dla dzieci. Tam się trochę opamiętałam i podniosłam głowę. Słońce nadal świeciło, pogoda sprzyjała, ale ja nie czułam się przez to szczęśliwa. Chciałam… chciałam się oderwać od tego miejsca. Chciałam zapomnieć na chwilę o całym świecie i odpocząć. Moja głowa tego potrzebowała. Ja tego potrzebowałam. Ostatnimi czasy moje dramatyczne i pełne bólu, ale jednak dość spokojne życie zmieniało się w jakąś bombę, która niedługo miała wybuchnąć. Nie. Mam dość.

Minęłam Tesco oraz rozwidlenie dróg. Aby trafić do mojej szkoły, należy iść w prawo, a jeśli ktoś chciałby wstąpić do biblioteki lub uciec z miasta (co wydawałoby się bardziej prawdopodobne) - w lewo. Nie trzeba iść daleko, gdyż miejsce mojej obecnej pracy widać jest już z rozwidlenia.

Westchnęłam cicho, stawiając krok na pierwszym schodku. Nienawidziłam tej pracy i jedynym pocieszeniem dla mnie w tej chwili był Liam. Na samą myśl o nim na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.

Weszłam przez frontowe drzwi i skierowałam się do głównego biura. Okazało się ono jednak puste, jak i pomieszczenie, w którym ostatnio siedziałam z Liamem.

- Co do cholery…- mruknęłam, wchodząc na górę po schodach. Moim oczom ukazały się rozmaite pomieszczenia, których większość miałam okazję pozwiedzać z chłopakiem oraz strych. Co dalej?

- Em… Proszę pani?- zawołałam, trochę nieśmiało. Genialnie, jak będę szeptać sama do siebie to przecież mnie nie usłyszy. Wzięłam wszystkie siły i tym razem zabrzmiało to bardziej zdecydowanie. 

-Pani Bresh?

Zza sterty pełnej papierów w archiwum wyłoniła się uśmiechnięta blondynka i od razu dobiegł do mniej jej przesadnie słodki głos:

- Kto to…? Ach, to ty, Amelio!

- Właściwie… Amy- poprawiłam ją, przypominając sobie, co ostatnio powiedział mi brunet.

- Dokładnie! Miło znowu cię widzieć!- wyszczerzyłam się, a ja posłałam w jej stronę wymuszony półuśmiech.- Możesz zaczynać! Twoje biuro jest na dole- wskazała, jakbym tego nie wiedziała.

- Dobrze, dziękuję- wysiliłam się na grzeczny ton głosu i jak najszybciej oddaliłam się od kobiety. 

Mogłam spokojnie powiedzieć, że nie przepadałam za jej towarzystwem. Gdy już rozpoczęłam swój ponowny spacer po schodach, coś mi się przypomniało.- Jest Liam?

- Kochanieńka, Liemi zaczyna dopiero za pół godziny, musisz na niego poczekać.

Ugh, nienawidzę, gdy ktoś się tak do mnie zwraca. Nie jestem popierdoloną kochanieńką ani nie należę do niej. Niech lepiej zwraca się tak do swoich dzieci.

Mogłoby się zdawać, że pół godziny to nie dużo, ale gdy tak siedzisz bezczynnie i kompletnie nie masz co robić, to ciągnie się wiekami. Starałam się zająć czymś myśli, ale kiepsko mi to wychodziło. O czym miałam myśleć? O książkach? O pani Bresh? O… Harrym?

Znowu on. Mam dość tego, że ta myśl zaprząta każdą moją minutę. Uwielbiałam przyjaźń z Harrym, dała mi ona więcej niż cokolwiek innego przez całe moje życie, ale nie chciałam ciągle o nim myśleć. To miał być dzień, dzięki któremu miałam odpocząć. Zmieniłam więc temat na pierwszy, który przyszedł mi do głowy.

Dlaczego pani Bresh ze wszystkich możliwych prac wybrała właśnie tą? Rozumiem, dla kogoś może być to pasją, ale nawet w wymarzonej pracy nie da się siedzieć całego dnia. Co spowodowało u niej to pragnienie? Co sprawia, że ona czuje się tutaj lepiej niż we własnym domu? Ma jakieś kłopoty finansowe? Rozwiodła się? Może nie ma domu?

To absurd- od razu wywaliłam tę myśl z głowy. Byłam prawie wszędzie w tym budynku i nigdzie nie widziałam łóżka ani chociażby lodówki. Wszędzie… ale nie na strychu.

Mimo że wiedziałam, że to nie był jej dom, tylko znowu wielką rolę odegrała moja jakże bujna wyobraźnia, bardzo ciekawiło mnie, to tam jest. Dlaczego Liam nie miał do niego kluczy? Dlaczego w ogóle był zamknięty? Wszystkie pomieszczenia tutaj stały otworem, tylko to jedno nie. Jakie sekrety przechowywała tam właścicielka i dlaczego było to takie ważne? Ciekawe, czy gdybym jej zapytała, odpowiedziałaby mi.

Usłyszałam skrzypnięcie podłogi, więc podniosłam głowę. Spodziewałam się ujrzeć tam Liama, ale moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna, mający około trzydziestki trzymający za rękę małego chłopczyka o naprawdę słodkiej twarzy. Na głowie spod niebieskiej basebolówki wychodziły kosmyki jasnych, kręconych włosków, a w ręce trzymał lizaczka. Byłam niemal pewna, że regulamin biblioteki zabraniał wnoszenia słodyczy na jej teren, ale… kogo to w tej chwili obchodziło?
Wstałam, otrzepując spodnie i zbliżyłam się powolnym krokiem do głównego biurka, zajmując swoje miejsce.

- W czym mogę państwu służyć?- zapytałam, uśmiechając się, co wcale nie było takie trudne, gdy przede mną stał kilkuletni malec. Był naprawdę uroczy.

- Chcielibyśmy wypożyczyć książkę... Nicky, jaki to był tytuł?

- Flanklin i tajemnica uklytego klucza- powiedział, sepleniąc delikatnie, a ja zachichotałam, udając się w stronę regałów i wyszukując dział książki dla dzieci. Nie mam pojęcia, skąd wiedziałam, co trzeba robić, bo nie miałam doświadczenia.

Zawsze chciałam mieć brata. Siostrą też bym nie pogardziła, ale najbardziej brata. Wyobrażałam sobie tyle rzeczy, które mogłabym z nim robić, chociażby zwykłe uczenie go jazdy na rowerze albo zderzanie się samochodami w Wesołym Miasteczku. Tata… tata obiecał mi, że będę miała jakieś rodzeństwo, ale potem został zmuszony do pracy na wykopach i tam… Zawsze ciężko było mi się z tym pogodzić.

Potrząsnęłam głową, wyrzucając z niej nieprzyjemne i myśli i pospiesznie podeszłam do czekających ludzi. Wyjęłam kartkę z książki, chcąc włożyć ją do odpowiedniego pliku.

- Nazwisko?- spytałam zestresowana. Jeszcze nigdy nie wypożyczałam nikomu książki, co na tutaj robię tak w ogóle?

- Malik- powiedział łagodnie, a ja rozluźniłam się, gdy zauważyłam odpowiednią szufladkę.

- Proszę. Mają państwo 2 tygodnie na zwrot- powiedziałam formułkę, którą słyszałam zawsze, gdy jako mała dziewczynka wypożyczałam lekturę szkolną.

- Co się mówi, Nicky?

- Em…

- No już- ponaglił go mężczyzna.

- Dziękuję- szepnął nieśmiało i wycofał się w tył. To mnie bardzo rozbawiło, on był taki słodki.

- Nie ma za co, wpadaj częściej- odpowiedziałam mu radośnie, po czym pomachałam na odchodne. Nie poszło mi tak źle! Dopiero, gdy moi pierwsi klienci zniknęli za rogiem zauważyłam, że ktoś przygląda mi się z boku.

- Nieźle, jak na osobę, która nie postawiła nigdy nogi w bibliotece- zaśmiał się chłopak, a ja z nim.

- Bez przesady, jako dziecko czytałam lektury!- chciałam się wybronić.

- Dobra, już dobra- podniósł ręce w górę.- Nie bulwersuj się tak. Jak długo tu już siedzisz?

- Dobre 40 minut- mruknęłam.- Gdzie byłeś?

- W szkole, a gdzie miałem być?

- A no tak, sorki.

- A ty? Nie uciekłaś dzisiaj z lekcji, prawda?

No tak, zapomniałam całkowicie o szkole i tego typu przyziemnych rzeczach, które w porównaniu z tym wszystkim, co ostatnio miało miejsce, wydawały się naprawdę nieważne. Chociaż patrząc na to z innej perspektywy… Właściwie nic takiego się nie wydarzyło.

- Nie, po prostu skończyłam dzisiaj wcześniej- wymyśliłam niewinne kłamstewko na poczekaniu. Nie chciałam, aby Liam brał też w tym wszystkim udział.

- W porządku- odrzekł, włączając komputer.- To teraz czas na tracenie naszego cennego czasu na siedzenie w komputerze, aby zyskać w łatwy sposób trochę kasiorki.

- A propos… Kiedy jest tu wypłata?- zaciekawiłam się. To nie tak, że byliśmy bardzo biedni, ale mojej mamie na pewno przydałyby się pieniądze, tym bardziej, że dużo straciła przeze mnie i moją głupotę.

- Co miesiąc, tak jak wszędzie indziej- chłopak wstał, udając się w stronę wyjścia.- Idę do kibla, jak chcesz, to możesz użyć komputera.

Siedziałam grzecznie i czekałam aż wróci, bo nie przychodził mi do głowy żaden cel, do którego mogłam użyć komputera. Bawiłam się jedynie naszyjnikiem w kształcie samolocika, który wisiał na mojej szyi, dopóki nie zobaczyłam na spodzie jakiegoś napisu. ATF.

Co to miało znaczyć? W pierwszej chwili wydało mi się to podejrzane, jak wszystko, ale szybko się uspokoiłam. To najwyraźniej firma, która produkuje te cuda. Moje jakże wielkie odkrycie nie powstrzymało mnie jednak od wstukania tych trzech literek do znanego Google. Zawsze mogłam sprawdzić, ile się na mnie wykosztował, dzięki czemu mogłabym mu się może kiedyś odwdzięczyć lub po prostu wywnioskować, ile zarabia. Ach, ta kobieca ciekawość.

Początkowo nie znalazłam nic, co wskazywałoby na pełną nazwę czy stronę firmy. Wpisywałam na przemian różne frazy, ale dopiero za piątym razem mi się udało.

- Angels to fly- firma składowa…- zaczęłam czytać, próbując znaleźć coś istotnego. Zdaje się, że w końcu znalazłam.

Miałam rację z tym, że produkuje ona biżuterię, zwłaszcza naszyjniki, są to jednak zazwyczaj drogie cacka. Wgłębiając się w to dalej dowiedziałam się, że w 2011 roku wyprodukowała ona 3 naszyjniki próbne, które nie chciały się sprzedać i dlatego wstrzymano ich produkcję. Ktoś potem kupił cały komplet za niższą cenę i chyba nawet wiedziałam, kto. Jeden z tych trzech wisiorków spoczywał właśnie na mojej szyi, a gdzie pozostałe dwa?

Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak wrócił z powrotem do pomieszczenia.

- Coś się tak zaczytała? Coś ważnego?- zbliżył się, a ja pospiesznie chciałam zamknąć kartkę, ale jak na złość ten stary grat się zwiesił. Odczułam panikę. Nie chciałam, żeby zaczął coś podejrzewać.

- Nic, nic- pospiesznie wstałam i nacisnęłam przycisk restartu komputera, aby- jak już się odwiesi- automatycznie się wyłączył.

- Czemu wstałaś?- zmarszczył brwi.

- Chyba pójdę się przewietrzyć, duszno tutaj- odrzekłam szybko, biorąc torebkę do ręki.- Mam już dosyć tego miejsca.

- Ja też- zaśmiał się.- Chcesz może wyskoczyć do klubu? Ostatnim razem się nie udało, więc może teraz?

Wahałam się tylko chwilę, zanim uśmiechnęłam się do niego ciepło i kiwnęłam głową.

- Jasne, czemu nie?- odpowiedziałam.- A co z panią Bresh?


- Żartujesz? Nawet nie zauważy naszej nieobecności- zachichotał, po czym obydwoje wyszliśmy przez frontowe drzwi.
_______________________________________

Jestem spóźniona, jak zwykle, i strzelam, że to, co za chwilę napiszę, również nie jest zachwycające. Otóż wyjeżdżam (tak, znowu), tym razem na tydzień do Francji, a potem od razu na wycieczkę trzydniową, także nie będzie mnie do końca maja. Ponieważ jednak zawiodłam was już wiele razy, mam nadzieję, że mój genialny plan wypali. Jeśli zdążę, napiszę rozdziały na zapas (wyjeżdżam dopiero w środę za tydzień) i ustawię, aby automatycznie się publikowały co tydzień, a mam nadzieję, że na trzydniówce będzie wifi :) Nie chcę nic obiecywać, bo te tygodnie mam teraz naprawdę zawalone, ale zrobię wszystko, co z mojej mocy.

ILY,

xx

wtorek, 5 maja 2015

Liebster Award IV

To nie kolejny rozdział, bo jego pisanie ZNOWU może mi się trochę przedłużyć, więc postanowiłam wstawić jeszcze jedno zaległe LBA. Zdaję sobie sprawę, że to nie to, czego oczekiwaliście, ale postanowiłam odpowiedzieć na pytania z tej i zaległych nominacji, bo trwa to chwilkę, a ktoś musiał zadać sobie trud (xd) aby znaleźć tego bloga i nominować.

Moja kolejna (już czwarta!) nominacja pochodzi z bloga Wilk z Cumberland, za co ślicznie dziękuję!




Pytania:



1. Ile masz lat?

Nie za dużo, nie za mało :)


2. Długo już jesteś na blogspocie?

Ok 3 lata.



3. Hobby?


Jedzenie, pisanie, czytanie, wyżywanie się na ludziach, spanie, fangirling, twitter.


4. Ulubiona książka?

Wymienię tylko kilka: seria Harry Potter, Igrzyska Śmierci, "Love, Rosie", Miasto Kości


5. Ulubiony przedmiot w szkole?

Informatyka.


6. Twoja najwyższa średnia w szkole?

Nie uczę się źle, a moją najwyższą średnią uzyskałam w szóstej klasie (kiedy to było...), wynosiła 5,87. Nie jestem kujonem, ale moje techniki ściągania... :D


7. Co lubisz robić w wolnym czasie?

Patrz: hobby.



8. Ile czasu piszesz już swojego bloga?


Tego akurat zaczęłam pisać w listopadzie, czyli ma już 7 miesięcy.


9. Jaki jest twój ulubiony sport i dlaczego?

Lubię biegać, pozwala mi to się pozbyć negatywnych emocji etc, zresztą słuchawki na uszach sprawiają, że to wszystko jest magiczne. Uwielbiam grać na Kinect Xbox, a poza tym lubię pływać (ale nie w szkole!), jeździć na rowerze, nartach, łyżwach, tańczyć, gdy nikt nie patrzy.


10. Jakie jest twoje ulubione jedzenie?

Będzie trudno, bo kocham jeść. Myślę, że spaghetti, lassagnie, małże w winie, rosół, makaron z sosem pomidorowym, sushi, gofry i wszelkiego rodzaju słodycze.


11. Jaki jest twój ulubiony gatunek książek?

Hmm... Nie mam konkretnego, jednak zdecydowanie częściej sięgam po książki fantasty i akcji, niż romansidła (są oczywiście wyjątki).


Postanowiłam nikogo już nie nominować, bo nie znam więcej blogów, a nie chcę wchodzić, szukać na chybił-trafił i nominować blogów, na którym nie pozostawiłam w życiu żadnego komentarza. Rozdział postaram się wstawić w piątek lub sobotę, zależy, jak się wyrobię :).


xx