Powiedziałam mu. Powiedziałam mu wszystko. I nie miałam już
pojęcia, czy w sumie tego żałuję, czy nie.
Zaczęłam od tego, jak zginął mój ojciec. Mama raczej unikała
tego tematu, ale jak miałam 12 lat w końcu powiedziała, że pracował w górach, w
kopalni i pewnego dnia zmiotła go lawina. Nie poruszała tego tematu od tamtego
czasu, a ja musiałam zadowolić się tą informacją. Ta historia brzmiała dość
znajomo, jak z jakiegoś serialu czy książki, gdzie ojciec wyrusza na wojnę i
ginie, ale moja miała małą różnicę – mama nigdy nie posadziła mnie na kolanku
siedząc na dużej, starej kanapie w salonie i nie opowiedziała, jakim to ojciec
był wspaniałym, dobrym i szlachetnym człowiekiem. Właściwie, nie powiedziała o
nim nic. I to mnie bolało. Tylko mi od czasu do czasu zdarzały się przebłyski świadomości z dzieciństwa. No cóż, było to nieco dziwne, ale uderzało z podwójną siłą. Jedno mogłam powiedzieć na pewno - bardzo za nim tęskniłam. Nieco później jednak, pod nieobecność mamy,
znalazłam w jej szufladzie album ze zdjęciami. Było tam mnóstwo moich zdjęć, praktycznie
całe dzieciństwo, i było też parę zdjęć mamy, a następnie widniało mnóstwo
pustych koszulek. Tak, jakby ktoś powyjmował z nich zdjęcia, jakby nie chciał
rozpamiętywać przeszłości. I zdawało mi się, że w tej sytuacji akurat
rozumiałam mamę i nawet nie miałam oto do niej żalu, chociaż nadal zależało mi,
by dowiedzieć się, jak wyglądał. Całym sercem czułam, że gdzieś w domu musiało
być jakieś jego zdjęcie, nie da się zabić wszystkich wspomnień. Ja też, pomimo
tego wszystkiego, zostawiłam jedno zdjęcie Louisa, i to na widoku, bo za wiele
nas łączyło. Owszem, może i teraz go nienawidziłam, ale w przeszłości
traktowałam go jak członka rodziny, jak bratnią duszę. Dlatego źle czułabym
się, gdybym zniszczyła tamto zdjęcie, tak, jak pozostałe.
Szukałam bardzo długo, ale nie mogłam nic znaleźć. Nie
potrafiłam jednak się poddać, nadzieja istniała nadal. W końcu jakiś rok
później wpadłam dopiero na pomysł, gdzie mogłaby być fotografia. Było to tak
banalne, że chciałam od razu palnąć się w głowę. Naprawdę, nie wiem, czemu
zajęło mi to aż rok, aby przypomnieć sobie, że ludzie noszą pamiątkowe zdjęcia
w portfelach.
Pamiętam, jak spędziłam dobre pół godziny, aby zapamiętać
jak najwięcej szczegółów z jego twarzy. Pomimo tego, że mama nie powiedziała mi
nic o jego charakterze, w głębi serca wiedziałam, że jednak był wspaniałym
człowiekiem. Moja mama przecież nie wyszłaby za byle kogo, zresztą szczery
uśmiech mulata na obrazku powodował u mnie przyjemne dreszcze. Na pewno w życiu
nie uwierzyłabym, że ten człowiek był mordercą, o to mogłam być spokojna.
Później powiedziałam mu, jak mama
zaczęła pracować w teorii na pół etatu – co wyglądało tak, że i tak spędzała
tam całe dnie i noce - co spokojnie wystarczałoby na życie dwóch osób, gdyby
nie terapie. I tu zaczął się problem – one sporo kosztowały, a mama pozostawała
przy swoim i nie chciała z nich zrezygnować. Bardzo się o mnie martwiła, w
końcu byłam jej jedynym dzieckiem i biedna łudziła się, że one mi w czymś
pomogą. Błąd. To było zwykłe wyrzucanie kasy w błoto, bo podczas tych sesji
zazwyczaj siedziałam na parapecie i gapiłam się na ulicę i albo byłam w swoim
świecie, rozmyślając, albo po prostu liczyłam samochody. Brzmi nudno, ale
skutecznie pozwalało ignorować kłopotliwe pytania terapeutki, na które i tak
bym nie odpowiedziała. Brakowało mi odwagi, brakowało mi zaufania do niej,
brakowało mi chęci. Jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło, ale żal mi było
pieniędzy. Miałam straszne wyrzuty sumienia, że mama robi, co w jej mocy, bo choć
nie może znaleźć dla mnie czasu, musząc pracować (przez te moje terapie między
innymi), to przynajmniej stara się dbać o moje bezpieczeństwo. A co robi jej
córka? No właśnie.
Obwiniałam siebie o wiele rzeczy i
zazwyczaj kończyło się to u mnie załamaniem. Terapeutka zwykła mi mówić, że to
niesłusznie i to się jakoś tam nazywa, ale ja wiedziałam swoje. Nie pamiętam
też, czy to także powiedziałam Harry’emu. Już w połowie mówienia mu o tym, jak
Louis mnie zostawił, poczułam łzy na policzkach. Naprawdę wylałam z siebie
wiele rzeczy, również z życia szkolnego. Nie potrafiłam nawet w tamtej chwili
spojrzeć mu prosto w oczy, po prostu bałam się, że się ode mnie odsunie.
Postąpił jednak inaczej. Jednym ruchem tej niepodpiętej ręki chwycił mnie za
już mokrą koszulkę, a następnie zamknął w uścisku.
- Shh, już w porządku – Harry próbował
mnie uspokoić, ale to nie pomagało. Łkałam tylko mocniej. Świeżo zasklepione
rany otwarły się na nowo, a ja zorientowałam się, jak krucha i bezsilna jestem.
– wszystko jest dobrze.
- Nic nie jest dobrze – mruknęłam do
siebie, ale to wystarczyło, że on chwycił mnie mocniej. To nie był zwykły
przytulas. To było przekazanie całych swoich złych emocji drugiej osobie, która
oddawała te dobre. Coś jak wymiana. I naprawdę nie miałam pojęcia, czemu ten
człowiek to robi i czemu ja jedyna na tym świecie w tej chwili widzę, jakie
wielkie serce on posiada.
- Niby czemu? – zapytał z
koncentracją, a ja prawie odpłynęłam, słysząc jego zduszony, zachrypnięty głos.
Minęła chwila, zanim się wreszcie opamiętałam.
- Ja jestem po prostu słaba, Harry.
– wyrzuciłam wreszcie z siebie to, co najważniejsze. Co nigdy nie dawało mi
spokoju. – Nie mam już siły, nie daję rady.
Nastała cisza, podczas której loczek trawił moje słowa i
jakby się nad czymś zastanawiał. Odważyłam się wreszcie spojrzeć w górę i
ujrzałam jego błyszczące tęczówki, momentalnie zastygając. Po raz kolejny
zdałam sobie sprawę, że jeden z cudów tego świata jest tak blisko mnie.
Naprawdę nie wiedziałam już, co mam robić – z każdym dniem coraz bardziej
zatracałam się w jego oczach. To już podchodziło pod paranoję, jakbym nie miała
ich za mało w życiu.
- Nie jesteś słaba – odezwał się w końcu. – Jesteś wystarczająco
silna i rozważna, aby walczyć. Bo walczysz, wiesz? I to jest naprawdę cudowne,
bo nie poddajesz się na starcie. Walczysz, rozmawiasz, chodzisz do szkoły, nie
zamykasz się w pokoju przed światem na całe dnie. I co najważniejsze – nosisz naszyjnik
ode mnie, a to już coś oznacza.
- Oznacza? – zdziwiłam się.
- Tak. Wiesz, że komuś na tobie zależy.
Myślałam, że spłonę rumieńcem, ale to się nie stało.
Najwyraźniej w ostatnich dniach nabrałam trochę pewności siebie, ale jego słowa
zastanowiły mnie. Czemu ten naszyjnik jest taki, jaki jest? Czemu samolot, a
nie kwiatek, serduszko czy najzwyczajniej w świecie słoneczko?
- Co oznacza
właściwie ten samolocik? – postanowiłam wreszcie spytać.
- Każdy interpretuje to, jak chce.
Znowu zagadkowy ton, znowu próba wywinięcia się od tematu.
Poznałam Harry’ego już na tyle dobrze, aby wiedzieć, że tą jego grę należy po
prostu kontynuować, a nie naciskać.
- A ty jak interpretujesz?
Mimo tego, że wyraz jego twarzy wydawał się nieco zmieszany,
nie musiałam czekać długo na odpowiedź.
- Każdy ma prawo do własnego wyboru - samolocika papierowego
lub odrzutowca. Każdy nasz wybór jest właściwy, jeśli robimy go zgodnie z
sumieniem, ale to od nas zależy, czy dzięki temu wyborowi pofruniemy daleko jak
papierowy samolocik, czy spadniemy jak stalowy.
- Stalowy też przecież poleci! – oburzyłam się, próbując
wykrzesać od niego jak najwięcej informacji. – Ma przecież silnik, a
papierowego może strącić byle deszczyk czy mocniejszy podmuch wiatru.
- Nie do końca. Silny papierowy samolocik da radę wszystkim
przeciwnościom, bynajmniej będzie z nimi walczyć. A stalowy będzie latał,
dopóki ma jakąś pomoc, jednak nigdy nie wiesz, czy pewnego dnia może jej
zabraknąć….
Nie rozumiałam wtedy jeszcze tych słów.
Wciąż tkwiłam w uścisku bruneta, przetwarzając w głowie jego
słowa. Nieźle namącił, serio. Jego ciepły oddech na moim karku mieszał mi
jeszcze bardziej, ale to nie wystarczało. Czułam, że zwykły przytulas to za
mało. Mimo tego, co zrobił dla mnie Harry Styles, ja pragnęłam od niego więcej.
I już wiedziałam, co to jest.
Powoli odwróciłam głowę, przykładając swoje czoło do jego.
Byliśmy teraz naprawdę blisko, tak jak kafelki od szpitalnej podłogi. Może to
nie było zbyt dobre ani romantyczne porównanie, ale w tamtej chwili kompletnie
nie miałam do tego głowy.
Poczułam jak dotyka swoimi różowymi ustami mojego czoła. I
wtedy oprzytomniałam. Nie mogę do tego dopuścić. Nie teraz.
Jak oparzona odskoczyłam od niego i zaczęłam ciężko łapać
oddech. Byłam śmiertelnie przerażona, a serce biło mi jak opętane. Totalnie
mnie pogięło, co ja narobiłam?
Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, a Harry chyba to
zauważył, bo natychmiast chwycił mnie za ramię.
- Amy? W porządku?
Nie odezwałam się. Przed oczami migał mi obraz jego ust,
oraz ust Louisa. Słyszałam gdzieś w tle jego śmiech z naszej byłej
telefonicznej rozmowy, że miłość dla ludzi takich jak ja nie istnieje, żebym
przestała wierzyć w bajki. Odbijał mi się echem po głowie. Ta retrospekcja
trwała może kilkadziesiąt sekund, ale dla mnie była jak godziny. Za nic nie
mogłam się uspokoić.
- Amy? – szepnąć cicho, delikatnie mnie obejmując. Nie bałam
się jego dotyku, ale mimo tego przebiegł mnie dreszcz. Zauważył to chyba i się
odsunął, zostawiając mi strefę prywatności. Jakim cudem ten człowiek wciąż tu
jest? Czemu jestem tu i zawracam mu głowę swoimi problemami?
- Pójdę już – wstałam i chciałam wyjść, ale chłopak mi nie
pozwolił.
- Czekaj. Proszę. Chcę, żebyś została.
Pozwoliłam jeszcze jednej łzie wypłynąć, zanim nie otarłam
oczu rękawem. Czymże zasłużyłam sobie na niego? Na te piękne, oniemiewające
oczy? Na ten szczery uśmiech i ciepłe słowa, będące zawsze gotowe wypłynąć?
Nie chciałam go dłużej martwić, ale serio potrzebowałam
prywatności. Istniał tylko jeden sposób, aby go uspokoić. Zmusiłam się do
najszczerszego uśmiechu pod słońcem i wyszepnęłam:
- Jesteś Aniołem.
Doskonale widziałam, jak przewraca oczami, w których jednak
zagościła wyraźna ulga. I o to mi chodziło.
- Nie jestem Aniołem, kochanie.
- Udowodnij – w.cedziłam z zabawnym akcentem.
- Um… Nie mam skrzydeł?
- Nie wszystkie Anioły mają skrzydła, wiesz?
Zamknął na chwilę powieki i wziął głęboki oddech, jakby
chciał coś powiedzieć, ale nie znalazł odpowiednich słów. Zamiast tego
zachichotał uroczo, a ja z nim, bo inaczej po prostu się nie dało.
- Jesteś niemożliwa.
- Wzajemnie – odnotowałam u siebie znaczną poprawę humoru,
ponownie zawdzięczając ją temu człowiekowi. – Ale serio powinnam już iść, dostałam
przepustkę, ale wątpię, aby nawet ona uprawniała mnie do siedzenia tutaj
godzinami. W ogóle dziwię się, że nikt się jeszcze tu nie zjawił z pretensjami.
- Przepustkę?
- Tak. Lou może mieć przeze mnie kłopoty.
- Lou? – zmrużył oczy w koncentracji. Nie mógł przypomnieć
sobie żadnej Lou z jego życia, co naprawdę wydało mi się zabawne.
- Kiedy indziej ci opowiem, Aniołku. Do zobaczenia wkrótce!
Wychodząc z sali, kątem oka widziałam, jak odmachał mi
zdrową ręką.
__________________________________________
Wyobrażam sobie złość niektórych i można wylewać do mnie pretensje w komentarzach pod tym postem.
Prawie półtora miesiące bez postów, woaw, szalejemy.
Pozwólcie jednak pokrótko wyjaśnić, może będziecie mniej źli. Dla niezaciekawionych - notkę pominąć.
Po powrocie z koncertu walczyłam o oceny, jak większość z was, jednocześnie nadrabiając ten wyjazd do Francji, co okazało się nieco ponad moje siły. No tak, ale wystawienie ocen było do któregoś tam czerwca, w każdym razie kilka dni po koncercie, więc co robiłam dalej?
Idk co mi strzeliło do głowy, ale wcześniej zapisałam się na wymianę młodzieżową, więc przyjechała do mnie dziewczyna z Niemiec. Naprawdę sympatyczna, fajnie się bawiłam, ale kiedy była u mnie w domu, nie mogłam tak po prostu zostawić jej np. z moimi siostrami i powiedzieć jej: "Słuchaj, ty teraz tu sobie siedź, ja muszę napisać rozdział". A potem zaczęły się wakacje, a tak jak wspomniałam - wakacje miałam mieć zawalone po brzegi. Wczoraj wróciłam z obozu harcerskiego i pół niedzieli odsypiałam, także wiecie... Wypadł mi tygodniowy wyjazd do Włoch także mam zamiar to wszystko nadrobić.
Nadal zachęcam do wylewania bulwersu poniżej, tymczasem ja będę się szykować do spanka. Miłej nocki!
Widzę wakacje zawalone bardziej niż rok szkolny. 😂 hah Ja osobiście nie jestem na ciebie zła każdy m swoje życie osobiste c: Rozdział superowy ;) WENY <3
OdpowiedzUsuń