sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział V

Strasznie bałam się iść tego dnia do szkoły. To dopiero trzeci dzień, a ja już kompletnie nie dawałam sobie rady emocjonalnie. Analizując to głębiej, bałam się naprawdę wielu rzeczy.

Jednocześnie byłam strasznie zażenowana moją spontaniczną reakcją w stosunku do Harry’ego. On właściwie nic nie zrobił, a już oberwał. Zastanawiałam się, dlaczego jeszcze się ode mnie nie odwrócił? Nie poszedł, tak, jak wszyscy? Bo mimo przeszkód większych niż zwykle on nie tylko mnie nie zostawił, ale nawet nie wypowiedział żadnej obelgi. Nic. To dosyć… zaskakujące, prawda?

Nie należę do osób ani ufnych, ani wyrozumiałych. Wraz z czasem dystans między mną a ludźmi coraz bardziej się zwiększa. Nie mam pojęcia, co do tego doprowadza, ale domyślam się, że jedno z tragicznych- niestety tylko dla mnie- wydarzeń o podłożu psychicznym, które mi się przydarzyły. Na obecną chwilę nie mam żadnego pomysłu, które z nich to mogło być.

Wiem jednak, że skreśliłam ludzi. Nie mam do nikogo szacunku, tym bardziej zaufania, bo mimo, iż gdzieś tam w oddali mózgu znajduje się informacja, że nie wszyscy są źli, niestety, nie potrafię dopuścić do siebie tej myśli.

Ale najstraszniejsze jest, że zdaję sobie z tego sprawę. Że robię źle. A teraz zyskałam nawet dowód- Harry’ego. Chłopaka, którego wciąż nie znam nazwiska. Właściwie nie wiem o nim nic, ale najwyraźniej nie jest mi to potrzebne, aby zauważyć, że on nie jest wszystkimi. To ów wyjątek, do którego nie potrafię się przyznać.

I właśnie dla tego wyjątku zdecydowałam się dziś ubrać moje zniszczone (mogłabym nawet kupić sobie nowe, ale jakoś… nie obchodzi mnie, w czym chodzę) trampki i pomaszerować do szkoły. A właściwie pobiec, bo jak zwykle byłam spóźniona.

Tym razem jednak wpadłam do szkoły minutę przed dzwonkiem i od razu popędziłam na górę, do pokoju nauczycielskiego. Taa, wciąż nie postarałam się o plan lekcji. Zorientowawszy się, że zaczynamy historią, odetchnęłam z ulgą, robiąc parę kroków naprzód. Tak się składa, że sala historyczna znajduje się tuż koło pokoju nauczycielskiego, więc załapałam się na wejście do niej równo z klasą. Cudem udało mi się zająć moją ulubioną ławkę w rogu sali na samym tyle. To najlepsze miejsce. Poza zasięgiem wzroku zarówno samych uczniów, jak i nauczyciela. Dopiero, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, podniosłam wzrok na pana Mayer'a idącego w stronę biurka i rozejrzałam się wokoło.

Nie było go. Nie przyszedł.

Serce zaczęło mi się krajać, a myśl, że on mógłby być wyjątkiem, wyparowała z mojej głowy. Nie byłam pewna w tej chwili, czy znów mnie okłamał, czy po prostu nie przyszedł. Ale wczoraj, gdy odprowadzał mnie do domu, powiedział, że dzisiaj będzie. Obiecał mi. Czyli tak czy siak mnie oszukał.

Ukryłam twarz w dłoniach, kompletnie załamana. Jak to jest, że kiedy chcesz zacząć komuś ufać, on zawsze musi cię zawieść?

W tej samej chwili drzwi od klasy otworzyły się i wszedł przez nie wysoki chłopak w lokach. Nie mogłam temu dowierzyć. Na jego policzkach widniały wypieki, wyglądał na zmęczonego i zziajanego, jakby biegł, ale mimo to był uśmiechnięty. Moim oczom ukazały się urocze dołeczki na jego twarzy, a w jego oczach radosne iskierki. Te same, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Mimowolnie wyszczerzyłam się sama do siebie.

- Przepraszam za spóźnienie, panie…- zaczął, usiłując przypomnieć sobie nazwisko historyka. A ponieważ nie mógł (nic dziwnego, przecież go nawet nie poznał), uśmiechnął się przepraszająco i dokończył.- …proszę pana. Były straszne korki.

Natychmiast poczułam, jak się rumienię. Przed chwilą obgadywałam go w głowie, odepchnęłam go i byłam mega wkurzona, a to wszystko okazało się moją zbyt wybujałą wyobraźnią. Chyba za szybko reaguję. On znowu nic nie zrobił, a ja zwaliłam winę za mój chory umysł na niego. Strasznie mi wstyd.

- Nazwisko?- westchnął znudzony nauczyciel, biorąc długopis do ręki, chcąc wpisać mu obecność na lekcji.

- Styles- lokowany ponownie się uśmiechnął i mogę przysiąc, że kilka dziewczyn westchnęło z zachwytem i zatrzepotało rzęsami z zachwytem. Perfidne suki.

- Siadaj- rozkazał. Dopiero wtedy chłopak rozejrzał się po klasie. Błądził wzrokiem wśród przednich ławek, a parę dziewczyn zrobiło mu miejsce, sygnalizując, że może usiąść koło nich. Ten tylko pokręcił głową, próbując pohamować śmiech i w końcu jego oczy napotkały moje. Odwzajemniłam uśmiech, a ten szybkim krokiem podszedł i zajął miejsce po mojej lewej stronie. Co jak co, ale Harry nie był głupi. Nie dał się sprowokować jakimś wymalowanym lalom.

Teraz przynajmniej znam jego nazwisko, czyli już coś.

- Hej- szepnął, aby nikt nas nie usłyszał. Nie martwiłam się o pana Mayer'a, bo i tak jest praktycznie głuchy, ale o pozostałe, zzieleniałe z zazdrości laski.

- Hej. Czemu się spóźniłeś?- odszepnęłam.

- Powiedziałem. Były korki.

Zmrużyłam oczy. Mimo iż przed chwilą bezpodstawnie go osądziłam, co, jak się okazało, było nieprawdą, wciąż nie mogłam zwyczajnie go nie podejrzewać.

- A tak na serio?

- Naprawdę!- uniósł ręce w geście obronnym.- Nie ufasz mi?

- Trudno mi zaufać ludziom po tym wszystkim- oświadczyłam, a on wyglądał na zakłopotanego i zmartwionego. Ale nie zapytał. Wiedział, że nie jestem gotowa. Zmienił więc umiejętnie temat, wskazując ruchem głowy na nauczycielka człapiącego po klasie:

- Kto to jest?
- Pan Mayer- przewróciłam oczami.- Straszny nudziarz, do tego nie ma jaj.

- Co?!

- Nic- stłumiłam śmiech, widząc jego reakcję.

Cała lekcja nie przebiegła tak źle, jak się spodziewałam. Może to dzięki Harry’emu, który co chwilę rzucał śmiesznymi uwagami o klasie lub wykładzie nauczyciela lub dlatego, że jedna z dziewczyn (zdaje mi się, że ma na imię Jessy, ale nie jestem pewna) wywaliła się w swoich długich szpilkach jak szła wyrzucić jakiś papierek do kosza. To mnie mega rozbawiło.

Gdy usłyszałam dzwonek, pomyślałam nawet, że to może być znośny dzień. Do czasu.

- Amy, mogę prosić, byś została chwilę po lekcji?- zapytał pan Mayer, a ja oblałam się rumieńcem. Nie miałam pojęcia, o co chodziło, ale mogłam to dodać do długiej już listy rzeczy, których się boję.

- Oczywiście- odpowiedziałam i dokończyłam pakowanie plecaka. Kątek oka zobaczyłam, że Harry zakłopotany stanął w drzwiach. Mrugnęłam do niego, sygnalizując, że wszystko jest w porządku i że może iść na następną lekcję. Ten tylko pokiwał głową i wyszedł.

- Amy- przywołał mnie nauczyciel, a ja przełknęłam ślinę i zbliżyłam się do biurka długiego biurka stojącego niemalże pod tablicą. Nie miałam pojęcia, co robić. On chyba też, bo udawał, że pakuje jakieś papiery do swojej torby. Zaczęłam błądzić wzrokiem po parapetach, na których stały jakieś zwiędłe, niegdyś różowe i żółte rośliny doniczkowe. Nic dziwnego, skoro stały tu przez całe wakacje i nikt nie zawracał sobie głowy, żeby je podlać. Nawet kaktus wyglądał, jakby uszło z niego życie, co, z niewiadomych przyczyn, bardzo mnie rozśmieszyło. Nie dałam jednak po sobie tego poznać, bo koło mnie cały czas stał ten mężczyzna. Czułam wielką presję, gdy w końcu się odezwał.

- Wczoraj nie było cię na lekcji- poinformował mnie, jakbym nie wiedziała. W sumie, niby skąd miałam skoro nie znam jeszcze planu lekcji? Skinęłam lekko głową, bo znowu nastała ta straszna cisza, a on tak jakby na to czekał.- Postanowiłem cię więc poinformować, że jeśli twoje oceny z zeszłego roku się nie poprawią, możesz wykonać pracę dodatkową. Wybacz mi, jeśli się mylę, ale chyba nie chciałabyś, żebyś znalazła się w takiej sytuacji jak w zeszłym roku.

Zmrużyłam oczy. Faktycznie, moje oceny z historii nigdy nie były dobre. Można by spokojnie określić je mianem fatalne, ponieważ byłam zmuszona zaliczać historię w wakacje, aby uzyskać premię do następnej klasy. Mimo to wszystko odczułam złość. On mnie skreślał od razu, a nie było jeszcze nawet żadnej kartkówki. Zacisnęłam ręce w piąstki, próbując się uspokoić.

- Dziękuję, ale raczej nie skorzystam- odparłam, starając się pozostać na zewnątrz bez oznak gniewu.

- Jesteś pewna? Bo…

- Tak- przerwałam mu bezczelnie, ale raczej mnie to nie obchodziło w tej chwili. Chciałam tylko wyjść z sali i udać się w inne miejsce, jak najdalej od niego. Odwróciłam się, z zamysłem odejścia, ale on mnie powstrzymał.

- Poczekaj. To nie jest to, o czym chciałem z tobą porozmawiać.

Spojrzałam na niego wyczekująco, pokazując, że ma się pospieszyć, bo ja nie mam całej przerwy.

- Zdaje się, że dobrze znasz Harry’ego, prawda?

Przyznam, zaskoczył mnie tym pytaniem. I to bardzo, do takiego stopnia, że nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Wydusiłam więc tylko krótkie:

- Nie.

Zastanowiło mnie to. Nie, nie znałam go dobrze. Właściwie nie znałam go wcale. Jedyne, co o nim wiedziałam, to to, że nie lubi miast, lubi ciszę i spokój, zachwycają go małe, proste rzeczy i nazywa się Harry Styles. Co można powiedzieć o osobie, którą się poznało niespełna dwie doby temu?

- Nie? A zdawało mi się, że inaczej.

- To źle się panu zdawało- odpyskowałam. Nie miałam już siły na rozmowę z nim.

- Czyli nie możesz powiedzieć mi o nim nic?

- Nic- odpowiedziałam poirytowana i, nie zważając na jego słowa, wyszłam na korytarz. Nie miałam pojęcia, czego ode mnie chciał, ale właśnie rozwalił mi dzień.

Niespodziewanie przed moimi oczami pojawił się uroczy lokowany. Nie mogłam powstrzymywać już dłużej cisnącego mi się na usta uśmiechu.

- Stałeś tu przez cały czas?- spytałam lekko zdziwiona.

- Tak, musiałem przecież pilnować, żeby ten zboczeniec cię mi nie zabrał- zażartował.- Widać, że ma chrapkę na młodsze.

- Młodszych- poprawiłam go.

- Co?!- chłopak nie był pewien, czy dobrze zrozumiał.

- On jest gejem- wzruszyłam ramionami.- Twoje obawy nie ujrzały światła dziennego, przykro mi.

- Twój dobór słów mnie powala- wybuchnął śmiechem, a ja szybko się tym zaraziłam. Jeszcze niedawno nie pomyślałabym, że mogłabym się uśmiechnąć naturalnie, a tu proszę. To jakaś paranoja.- Czego chciał?

- Niczego.

- Amyyyyy- przeciągnął ostatnią sylabę, kładąc na nią swój niesamowity akcent.- Żądam, żebyś mi odpowiedziała.

- Dobra- uniosłam ręce w górę, wiedząc, że na nic się nie zda mój upór.- Chciał, żebym zrobiła projekt dodatkowy i wypytywał o ciebie.

- O mnie?- zmarszczył brwi.

- Tak.

- I co mu powiedziałaś?- wyraźnie się spiął. Ja w sumie też zaczęłam odczuwać pewien niepokój.

- Kompletnie nic- uspokoiłam go.- Ale to było bardzo dziwne.

- O co mogło mu chodzić?- chłopak podrapał się po głowie, a ja wzruszyłam ramionami. Powietrze stało się tak jakby cięższe, więc spojrzałam wymownie w dalszą stronę korytarza, na którym staliśmy.- Nieważne. Chodźmy na matematykę.

Powolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę sali, mimo, iż zadzwonił już pierwszy dzwonek. Ale nie obchodziło mnie to. Najważniejsze, że obok mnie był mój nowy przyjaciel, którego w ogóle nie znałam, ale byłam bliska zaufania mu. W sensie, że jeśli komukolwiek na świecie miałabym jeszcze jakimś cudem kiedyś zaufać, to tylko jemu.

- O czym myślisz?- nastolatek przerwał moje rozmyślania. Potrząsnęłam głową zmieszana.

- O tym, że mogę czuć jakąkolwiek więź z osobą, której w ogóle nie znam.

- Jak to nie znasz?- oczywiście, domyślił się, że chodzi o niego.

- Dzisiaj poznałam twoje nazwisko, pierwszego dnia twoje imię. Nie znam twojej historii. Nie mam pojęcia, co lubisz jeść na śniadanie, czy wolisz dżinsy czy zwykłe spodnie, ile poduszek masz w łóżku i czy wolisz brać prysznic, czy długą kąpiel w wannie.

- Nie potrzebujesz wiedzieć tych wszystkich rzeczy, bo kiedy dwie bratnie dusze się odnajdują, nie potrzebują nawet słów, by się porozumieć. Naprawdę interesuje cię to wszystko?

- Tak. To małe szczegóły, ale odwracają zupełnie mój pogląd.

- Dobrze, w takim razie możemy zagrać w grę. Będziemy zadawać sobie pytania, a druga osoba będzie na nie odpowiadać.

- To nie jest gra, to jest rozmowa- zachichotałam.

- Nie nazwałbym tego tak. Określiłbym to raczej… poznawaniem się nawzajem.

- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami, gdy Harry wyciągnął dzwoniący telefon (na dzwonek ustawioną miał piosenkę Autumn Leaves którą w myślach dodałam do powstającej w mojej głowie listy pięknych rzeczy) i nacisnął zieloną słuchawkę.

- Tak?- odszedł parę kroków ode mnie, abym nie słyszała rozmowy, a ja zmarszczyłam brwi w koncentracji. Ale nie, nie chciałam podsłuchiwać albo oskarżać go okłamywanie mnie. Wystarczająco dużo razy zrobiłam już to niesłusznie. Powinnam mu w końcu zaufać. Nie mogłam poradzić nic na to, że usłyszałam, jak chłopak syczy do słuchawki: teraz nie mam kurwa czasu. I nie mogłam nic na to poradzić, że odczułam dyskomfort, zwłaszcza, jak lokowany zakończył rozmowę i wrócił do mnie z uśmiechem na twarzy, ale stresem w oczach.

- Amy, posłuchaj mnie. Muszę gdzieś iść. Ale wrócę, jak najszybciej tylko potrafię. Proszę, nie idź za mną- dodał, gdy założyłam torbę na ramię, a ja wypięłam usta.- Tak będzie lepiej.

- Nie, Harry, tak nie będzie lepiej. To sprawi, że będę miała wahania nastroju i nie będę mogła się na niczym skupić, to sprawi, że mój dzień totalnie się zrujnuje i nie będę już miała żadnych powodów do uśmiechu- chciałam powiedzieć, ale oczywiście mi się nie udało. Uśmiechnęłam się więc tylko sztucznie i odrzekłam:

- Jasne, będę czekać.


W sercu jednak odczuwałam ogromny ból, a widok Harry’ego zbiegającego po schodach, jakby się paliło, tylko powiększył mój niepokój.

______________________________________

Tadam! Oto kolejny rozdział!
Zdaję sobie sprawę, że mógłby wyjść mi lepiej, ale nie miałam do tego głowy. Ferie za pasem, ale hobbym nauczycieli jest męczenie nas do końca.

Cały czas pracuję nad szablonem- w tej chwili dodatek obserwatorzy zabarwił mi się na brązowo i za nic nie chce mi się to zmienić. Komentarze też nadal są w rozsypce.

Pragnę zauważyć, że zmieniłam muzykę na swoim blogu- od teraz każda jest przypasowywana do rozdziału (taki soundtrack), aby uniknąć dawania linków etc i otwierania muzyki w osobnej karcie. Mam nadzieję, że to będzie praktyczniejsze. Jak Wam się podoba ta zmiana?

Tradycyjnie proszę o komentarze- te dobre i te złe, ważne, żeby coś się znalazło. Potrzebuję szczerej opinii, aby łatwiej było mi napisać następny rozdział!

ILY,

xx

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zwiastun

Może to nie jest nowy rozdział, ale postanowiłam wreszcie dodać trailer!
Możecie go także obejrzeć w zakładce zwiastun (logiczne, prawda?).


Mam nadzieję, że się spodoba, bo długo nad nim pracowałam i może trochę zaciekawi.
Nie mówi za dużo, bo oto chyba właśnie w nim chodzi.

Tradycyjnie zapraszam do pozostawienia swojej opinii w formie komentarza pod spodem, każdy komentarz wiele dla mnie znaczy i motywuje do dalszej pracy.

ILY,

xx

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział IV

- Harry? - wyjąkałam przerażona. Moje postanowienie unikania go obrało wręcz perfekcyjny kierunek. Tak szczerze, to nie miałam pojęcia, co robić. Chciałam po prostu odwrócić się i odejść. Pragnęłam iść w jakieś ustronne miejsce i przemyśleć sobie wszystko, najwyraźniej jednak siły wyższe zadecydowały inaczej. Nie mogłam oderwać wzroku od jego inspirujących oczu. Teraz były koloru morskiego. On jest niemożliwy, ugh. Zaklęłam pod nosem i ponownie uniosłam głowę w górę, by upewnić się, że to, co zobaczyłam, a raczej kto, nie było tylko moją wyobraźnią. - Ja… Co tutaj robisz? Nie powinieneś być na lekcjach?

Tam właśnie ukazuje swoją zimność i pogardę chłodna do niedawna i obojętna na wszystko dziewczyna przed tym oto okazem.

- Co ci się stało? - spytał zmartwiony, ignorując moje pytanie. W pierwszej chwili nie miałam kompletnego pojęcia, o czym on mówi. Nigdy nie pokazywałam swoich uczuć na zewnątrz. Nauczyłam się je kontrolować, zatem niemożliwe jest, żeby wyczytał wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia z mojej twarzy. Może i ten oto człowiek zagrzebał gdzieś moje zdystansowane nastawienie do świata, ale nie mógł wydobyć na wierzch moich uczuć. Nie.

- O co ci… - chciałam spytać, ale w tej samej chwili uświadomiłam sobie, że nie ma mnie na lekcjach, twarz mam całą od łez, tusz spływa po mojej twarzy i stoję zdyszana gdzieś pośrodku miasta… Właśnie, gdzie ja jestem? Przez tą całą ucieczkę kompletnie straciłam zarówno rachubę czasu, jak miejsca. Uniosłam głowę w górę, aby zaczerpnąć powietrza, którego mi brakowało i zauważyć, że nade mną są drzewa. Wytarłam tusz rękawem (jakby ta plama miała jakieś znaczenie… I tak nienawidziłam tej bluzy) i błyskawicznie rozejrzałam się wokoło. Aleje wypełnione drobnymi, kolorowymi kamyczkami, rosło mnóstwo starannie posadzonych, choć niezadbanych drzew, przez pomiędzy których liście przedostawały się promienie słońca, na gałęziach siedziały ptaki, robiące ostatnie przygotowania przed odlotem do ciepłych krajów, gdzieniegdzie stała pojedyncza ławeczka, a przede wszystkim panowała tu cisza i spokój, zakłócone raz po raz śpiewem ptaków. Niewątpliwie było to urokliwe miejsce i bardzo przypominało opuszczony park. - Gdzie jesteśmy?

- The Yellow Pages Park - odpowiedział szybko, głową wskazując na jedną z wolnych ławek. Ruszyłam za nim, wiedząc, że to jest słuszne. Nie wiem, skąd we mnie ta pewność. - Aktualnie moje ulubione miejsce w tym mieście. Nie widziałem za dużo, więc mówię aktualnie. Pozwala się oderwać od rzeczywistości i tego miasta, które nigdy nie śpi. Naprawdę! - oburzył się, gdy zachichotałam pod nosem. - Nie mogę zmrużyć oczu w nocy, gdyż nieustannie słyszę chodzących ludzi, wyjące syreny przebijające się przez mój apartament i widzę światła, które mnie oślepiają i nie dają mi spać. To nie jest to, do czego przywykłem. Przed wyprowadzką byłem zwykłym wiejskim chłopcem, przyzwyczajonym do trwałej harmonii i spokoju. A tutaj wszędzie zanieczyszczenia, przez które nie da się normalnie oddychać. Próbuję sobie wmawiać, że tamto już nigdy nie powróci, bo to tu jest mój dom, że to to samo miejsce, a ja nie jestem tu obcy. Ale jeśli mogę powiedzieć, że gdzieś może być jeszcze kawałek dawnego mnie, to właśnie tutaj.

- Jest przepiękny - pokiwałam głową, nie bardzo wiedząc, co jeszcze mogłam mu powiedzieć. Byłam lekko zszokowana jego słowotokiem. Do czego zmierzał…?

- Nie byłaś tu wcześniej? - spytał zdziwiony, na co ja wzruszyłam ramionami. Dziwne, że mieszkam tu już od trzynastu lat, a nie widziałam nawet połowy miasta.

- Jakoś nie było okazji - odpowiedziałam. Chłopak usiadł na ławce, a ja razem z nim. Ten począł przyglądać się swoim kolanom i bawić palcami. Miał naprawdę wielkie dłonie. Wpatrywałam się w nie przez chwilę, gdy on w końcu przerwał ciszę.

- Amy… Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne i z miejsca proszę cię, abyś dała mi się wypowiedzieć do końca, nie przerywając mi- wreszcie na mnie spojrzał, szukając potwierdzenia na mojej twarzy. Pokiwałam głową, zachęcając go do dalszej wypowiedzi. Bałam się, co powie, ale prędzej czy później ten moment by nadszedł. - Na początek chciałbym cię przeprosić, za tamto… Wiesz, wczoraj. Zachowałem się jak ostatni kretyn i jest mi z tego powodu naprawdę przykro. Nie jestem dobry w przepraszaniu, więc mam nadzieję, że mnie zrozumiesz…

- Co?! Przecież to była moja wina! - niemalże krzyknęłam, zapominając o tym, że przed chwilą przysięgłam mu nie przerywać i dać dopowiedzieć do końca. Ups.

- Miałaś mi nie przerywać! I nie, wbrew pozorom to nie była twoja wina. Może tego nie rozumiesz, Amy, i myślisz, że to ty nawaliłaś, ale to nie jest prawdą. Muszę się przyznać, chociaż zazwyczaj tego nie robię. Rozumiem, że masz jakieś swoje straszne wydarzenia z przeszłości i coś ci o nich przypomina, a ja wkroczyłem w tą sferę. A uwierz mi, nie ma nic gorszego. Wiem, bo sam takie mam. I nie chodzi mi teraz o pokazanie ci, jak mam źle, bo nie mam źle. Mam dach nad głową, zapewnioną szkołę i najcudowniejszą przyjaciółkę, jaką mógłbym mieć- uśmiechnął się delikatnie. To my jesteśmy przyjaciółmi?

Próbowałam zrobić wszystko, ale ta jedna łza spłynęła po moim policzku nieubłagalnie. O jedną za dużo. Chciałam mu powiedzieć, tak bardzo chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam. Nie wolno mi.

- Wiem, że jest ci trudno, mi też. Dlatego powinniśmy się razem trzymać, wspierać się i dodawać otuchy.

- To chyba najpiękniejsze słowa, jakie usłyszałam od lat - powiedziałam szeptem z niewiadomych powodów.

- Słowa mają wielką wagę. Od naszych słów może zależeć życie innych - przytaknął mi, również przechodząc do szeptu. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest jego inteligencja przewyższa zwykły rozum.. Racja, to nie było wrażenie, to był fakt.

- Jesteś strasznie mądry - postanowiłam mu to powiedzieć.

- To miłe - uśmiechnął się. - Amy?

- Tak?

- Dlaczego szepczemy?

W tej chwili już nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, a lokowany do mnie dołączył. Nie wiem, kiedy ostatni raz to robiłam, ale to było cudowne uczucie. Wiatr, który pojawił się znikąd, rozwiewał mi włosy, wokoło słychać było koncert ptaków, a ja siedziałam na ławce z przyjacielem (tak, odważę się go tak nazwać, mimo iż znam go zaledwie od kilkunastu godzin, bo po prostu mu ufam. Nie liczy się ilość, ale jakość), śmiejąc się i czując radość. Wreszcie mogłam doznać trochę beztroskości, której mi tak brakowało. To było niesamowite. Wiedziałam, że nie potrwa długo, ale chciałam się cieszyć choć tą krótką chwilą i dobrze ją wykorzystać. W końcu, po kilku minutach, Harry opanował się na tyle, by zapytać:

- Z czego się śmiejemy tak właściwie? - wywołując kolejną salwę śmiechu u nas dwojga. Naprawdę, nie mogłam się nacieszyć tą beztroskością. Nasze śmiechy nie stanowiły hałasu, ja to zazwyczaj jest. One tak jakby… Zlewały się razem, tworząc coś w rodzaju naszej osobistej muzyki, brzmiącej jak czyste szczęście i tak, to było przepiękne.

- Dziękuję - powiedziałam mu, gdy w końcu wszystko ucichło, a w parku znowu jedynymi dominującymi dźwiękami był śpiew ptaków i szum liści u drzew. - Dawno nie czułam się taka… szczęśliwa.

Chłopak tylko skupił z powrotem wzrok na swoich dłoniach i, westchnąwszy cicho, rzekł:

- Więc teraz muszę w końcu poznać odpowiedź na moje pytanie.

- Jakie pytanie? - zapytałam, choć dobrze wiedziałam, o co mu chodzi. Chciałam grać na czas mając nadzieję, że coś się wydarzy i uniknę przymusowej odpowiedzi.

- Zazwyczaj, gdy widzi się nastolatkę z rozmazanym makijażem, która uciekła z lekcji, to nie jest dobry znak…

Westchnęłam tylko cicho.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Czemu? Hej, Amy, mi możesz powiedzieć, ok? A ja muszę wiedzieć, dlaczego jesteś teraz tu, a nie na matmie.

- Pani zapowiedziała pracę kontrolną, no i tyle.

- Pracę kontrolną w pierwszy dzień szkoły?

Ups. No tak. Całkowicie zapomniałam, że szkoła dopiero co się zaczęła. Dla mnie to były wieki. Moje policzki przybrały kolor szkarłatu, a ja zwiesiłam głowę.

- No wiesz, taką sprawdzającą wiadomości i umiejętności z zeszłego roku - brnęłam dalej. Chłopak tylko pokręcił głową.

- Nie umiesz kłamać. Nie przede mną. Chcę usłyszeć prawdę, nie bajeczkę wyssaną z palca - odparł.

- Ale to prawda! - upierałam się dalej, choć wiedziałam z miejsca, że przegram.

- Dlaczego to robisz? - lokowany spytał zmartwiony. Jego twarz od razu posmutniała. Nie chcę, żeby myślał, że to jego wina. Nie zasłużył na takie traktowanie. Właśnie dlatego w tej chwili musiałam się poddać i przyznać mu rację. Może nie wprost, bo to nie w moim stylu, ale muszę. Dla niego.

- A ty? - spytałam z bólem w oczach, przypominając sobie, jak to dzisiaj nie zastałam go w klasie. - Dlaczego mam mówić ci prawdę, skoro ty też mi nie mówisz?

- Co ja zrobiłem? - spytał zdezorientowany, unosząc ręce w geście obronnym.

- Niech no pomyślę… Może powiedziałeś mi wczoraj, że chodzimy do jednej klasy i sprawiłeś, że odzyskałam nadzieję, choćby na tą jedną małą chwilę, zanim dzisiaj odkryłam prawdę - syknęłam w jego stronę. Nagle zrobiłam się strasznie wściekła, bo tak, jak nienawidzę, jak inni się ze mnie śmieją, jeszcze bardziej wkurza mnie, gdy ktoś mnie okłamuje. I to jeszcze w tak okrutny sposób.

Nie miałam odwagi podnieść głowy, by na niego spojrzeć. Znowu zapadła cisza. Czułam, że moja psychika ponownie siada. Nawet najmniejszy cios zadawałam mi ogromny ból. Chyba jestem za bardzo wrażliwa.

Wstałam i szybkim krokiem udałam się w stronę wyjścia z parku. Chwilę później, gdy usłyszałam krzyki i kroki za sobą, moje nogi automatycznie przyśpieszyły. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać. Nie chciałam, by znowu widział moje łzy. Chciałam po prostu zamknąć się w pokoju i zrobić to, co zawsze. Niestety, nie wszystko w życiu jest takie, jakie oczekujemy.

Zorientowałam się, że przebyłam całkiem spory kawałek, właściwie nie wiedziałam, w której części parku jestem. Obchodziło mnie tylko, żeby uciec. Jak najdalej. Mimo tego, że biegłam najszybciej, jak potrafiłam, Harry w końcu mnie dogonił. Nic dziwnego, nigdy nie byłam jakoś wybitna z wf’u, a wypchany książkami plecak dodatkowo mnie spowalniał. Chłopak chwycił mnie gwałtownie za nadgarstek, a ja syknęłam i pospiesznie go wyrwałam. Bolało. I to jak.

Zdyszana pochyliłam się opierając ręce na kolanach i starając się złapać oddech. Czułam, jakby moje serce chciało mnie opuścić. Teraz. W sumie, nie miałam nic przeciwko.

- Amy! - krzyknął. Odwróciłam się w jego stronę. - Stój!

- Niby czemu? - zapytałam, rozmasowując nadgarstek. Miałam nadzieję, że przestanie za chwilę szczypać.

- Co ci jest? - spojrzał na moje ręce, ignorując moje pytanie. Shit. Co ja mu teraz powiem?

- Nic - natychmiast opuściłam je w dół i odwróciłam się, chcąc odejść. Naprawdę miałam dość.

- Boli cię? Ścisnąłem za mocno?

- Nie - udało mi się wykrztusić, próbując zachować normalny ton głosu.

- Przepraszam - wydyszał szybko. Dopiero teraz miałam okazję usłyszeć, jak bardzo zmęczył go ten bieg. - Pokaż.

- Nic mi nie jest - schowałam ręce za plecy. Przerażenie nie jest wystarczającym słowem, by opisać, co czułam.

- Amy… - już wyciągał rękę, żeby chwycić moją. Nie mogłam na to pozwolić.

- Jest w porządku, ok? - postanowiłam przybrać formę ochronną, warcząc na niego. W środku jednak byłam niczym miękkie jajko. Nie chciałam, żeby wiedział. Albo żeby dowiedział się w ten sposób. Przełknęłam ślinę z nadzieją, że sobie odpuści.

Gdy w końcu odważyłam się i uniosłam głowę, chłopak patrzył na swoje nagle intersujące (dla mnie zawsze) wielkie ręce, intensywnie o czymś myśląc. Nie chciałam mu przerywać tej retrospekcji, więc zaczęłam się po cichu wycofywać, podejmując próbę ucieczki już po raz setny tego dnia. Fakt, że podniósł głowę, nie był dla mnie żadnym zaskoczeniem.

- Nie okłamałem cię - pokręcił głową, sprawiając, że zatrzymałam się. Byłam ciekawa, jak z tego wybrnie.

- Hmm? - uniosłam brwi, czekając na ruch z jego strony. Ten tylko westchnął i pospiesznie wytłumaczył:

- Jesteśmy w tej samej klasie. Po prostu nie było mnie dzisiaj w szkole.

- Oh - poczułam, jak moje policzki się czerwienią. Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej? Zrobiłam straszną aferę, i to jeszcze o nic. Przygryzłam wargę, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Wydukałam więc tylko: - Przepraszam.

W przeciwieństwie do dziękuję, przepraszam używałam niemal codziennie. Ludzie nie powinni doznać w życiu takiego bólu, jak poznanie mnie. Współczuję mojej mamie, serio. Miałaby wyrzuty sumienia, gdyby mnie porzuciła, bo w końcu jestem jej dzieckiem, ale wiem, jak bardzo jednocześnie spadłby jej kamień z serca. Próbowałam trzymać Harry’ego na dystans, przyrzekam. Nie chcę, by się dowiedział. Nie chcę, by się martwił. Pewnie ma wystarczająco dużo problemów.

- W porządku - przygryzł wargę, co wyglądało strasznie seksownie. Dziwię się, że nie ma dziewczyny, a do tego chce się przyjaźnić ze mną. Pewnie miał wielki wybór, dlaczego więc dokonał najgorszego? - Poznam więc prawdę?

Miałam nadzieję, że już do tego nie powróci.

- Dlaczego cię nie było w szkole? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Musiałem coś zrobić - odrzekł, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. - Dlaczego uciekłaś z lekcji?

- Musiało coś się stać - odparłam drażliwie. Nie miałam humoru i nie chciałam mu wyjaśniać, że ja- jako najbardziej żałosna osoba świata - uciekła z chemii, ponieważ została ośmieszona przed całą klasą. Przy odrobinie szczęścia, które niestety zbyt często mi nie dopisuje, nie pozna prawdy.

- Widzę, że się nie dogadamy - pokręcił głową z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. - Odprowadzić cię do domu?

- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami. Jasne, że chciałam, ale jednocześnie nie pragnęłam zawracać mu głowy. - Nie musisz. I tak dużo już zrobiłeś.

- Nie żartuj - oblizał wargę. - Chodźmy tędy, może to nie najszybsza droga, ale za to przyjemniejsza.

Udaliśmy się wzdłuż jeziora, rozkoszując się dźwiękami plusku wody i ciągłego śpiewu ptaków. Nie śpieszyliśmy się, to był miły spacer. Słońce przyjemnie grzało nam plecy, tylko od czasu do czasu było przysłaniane przez drzewa. Lato się jeszcze nie skończyło.

Gdy wyszliśmy z gąszczu drzew, Harry rozejrzał się wokoło, nieco zniesmaczony. Może i to miasto miało swoje uroki, ale ta dzielnica nie należała do najpiękniejszych. Porozwalane śmietniki, zepsute lampy uliczne przez wandali i mnóstwo spalin trudno było określić mianem piękny. Zmrużył oczy i westchnął cicho.

- To nigdy nie będzie mój dom.
_______________________________

Zacznę od tego, że bardzo miło mi się zrobiło, gdy kilka osób napisało w komentarzu, że czeka na następny rozdział. To było super, nie powiem.
Akcja powoli się zaczyna, mam nadzieję, że w jest w miarę ok, a nie jak jakieś flaki z olejem, chociaż ja się nie znam :P
Pytanko ode mnie: zaciekawiłam was chociaż troszkę (tak mini mini)?

Następna sprawa: chrzani mi się szablon. Bawiłam się, aby go udoskonalić i coś rozwaliłam (taa, tylko ja). Z każdą poprawką chrzaniło się coś innego. Teraz została jeszcze tylko kwestia wyglądu komentarzy, chyba, że coś pominęłam. Posiłuję się z nią w wolnej chwili.

Dziękuję za prawie 1000 wyświetleń! To naprawdę wielkie wyróżnienie dla mnie, po tak krótkim czasie!
Skoro jesteśmy przy podziękowaniach- dziękuję też za każdy komentarz, ponieważ sprawia, że naprawdę jestem szczęśliwa, szczerzę się do siebie jak głupia lmao xd.

Mam nadzieję, że tym razem także pozostawicie po sobie jakiś znak. Przypominam: to nie musi być ocena pozytywna. Możecie pohejcić. To i tak będzie dla mnie zaszczyt! Nie bójcie się wyrazić swojego zdania :)


ILY,

xx

wtorek, 20 stycznia 2015

Liebster Award II

Witam wszystkich!
Więc... dostałam kilka nominacji do Liebster Blogger Award i jestem z tego powodu mega szczęśliwa! Wiem, że to nie jest nowy rozdział, za co przepraszam, ale chcę go poprawić i przygotować odpowiednio, a dostałam tyle tych LBA.... Postanowiłam więc się z nimi uporać. Nie chcę robić spamu na blogu etc., ale tego nie uniknę :( W takiej oto sytuacji, następnych kilka postów będzie dotyczyło LBA, proszę o wyrozumiałość :)
Moja druga nominacja pochodzi z bloga Stockholme Syndrome! Dziękuję!
W ramach przypomnienia...
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

 

Pytania i odpowiedzi:
1. Ile masz lat?
Nie za dużo, nie za mało :)
2. Ulubiony sklep?
Empik!
3. Ulubiona piosenka?
Nie mam jednej. To za dużo dla mnie. Są setki piosenek, których słucham i mają dla mnie ogromne znaczenie.
4. Ulubiona książka?
Znowu, haha. Nie mam jednej ulubionej, chociaż ostatnio mam fazę na Love, Rosie
5. Ulubione Fanfiction?
Między innymi: Cień, Pułapka, Trouble, TOTGA, TDB, TOLTN, WIHAY, WTNGD, Cold, Chills, Frost Bite, Replay, Psychotic, Chaotic i mnóstwo innych, których na obecną chwilę nie pamiętam.
6.Którego chłopca z One Direction chciałabyś poznać najbardziej?
Wszystkich na raz i w jednakowym czasie.
7. Co jest twoją pasją?
Czytanie, pisanie, bazgranie ołówkiem po kartce, oddychanie, jedzenie, wyżywanie się na ludziach, twitter.
8. Czy twoi znajomi/przyjaciele/rodzina wiedzą, że prowadzisz bloga?
Znajomi wiedzą, aczkolwiek nikt nie posiada linka. Powód? Nie chcę, żeby ktoś, kogo znam z realu, czytał moje fanfici, bo nie lubię się upokarzać przed osobami, które znam tak dobrze. A rodzice wiedzą, że mam około 40 blogów, nieszczególnie ich to obchodzi.
9. Czy coś się zmieniło odkąd prowadzisz bloga?

Taa, trochę. Pozwoliło mi to zauważyć, jak bardzo pisanie pomaga w sprawach codziennych.

10. Co cię inspiruje do pisania?

Życie codzienne. Serio. Wystarczy, że spojrzę na jakiś przedmiot, w głowie od razu układa mi się tzw. historia z nim związana i myślę, jakby tu go wplątać do fanfica. Tak powstaje fabuła. Dosyć dziwne, ale czy ja kiedykolwiek mówiłam, że jestem normalna?

11. Czy masz jakieś zwierzątko?

Psa, którego mowę rozumiem w 99%, a on rozumie moją i glonojada, który także jest moim big friend :)



Nominuję:

1. Niechciana

2. Escape

3. Midnight Memories

4. Mój tajemniczy świat...

5. All I Want

6. Nieodkryta zieleń nadziei

7. Critical Past

8. Półelf z Fabryki Świętego Mikołaja

9. Dreams

10. Lovely Angel

11. Lailarosa



Moje pytania:

1. W skali 1-10 jak oceniasz swojego bloga?

2. Co ci się najbardziej w nim podoba?

3. Masz rodzeństwo?

4. Twój ulubiony owoc?

5. Jakiej muzyki słuchasz?

6. Masz crusha? Jeśli tak, jak ma na imię?

7. Twoja najbardziej żenująca wpadka?

8. Kiedy ostatni raz śmiałaś się tak bardzo, że nie mogłaś przestać?

9. Potrafisz dotknąć językiem nosa?

10. Jaką średnią miałaś w zeszłym roku?

11. Jeśli mogłabyś wybrać jedną moc, jaką posiadałabyś do końca życia, co by to było?

Dziękuję za wszystkie komentarze! Nie macie pojęcia, ile dla mnie znaczą :)
ILY,
xx

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział III

Harry’s Pov


Udałem się w drogę powrotną do domu, samotnie. Bez niej. Cóż, życie dawało mi gorsze sytuacje do przetestowania na mnie, ale to nie zmienia faktu, że zachowałem się jak ostatni palant. Czy ja zawsze muszę coś rozwalić? Ugh.

Starałem sobie wmówić, że to nie moja wina, ale cały czas nie mogłem zapomnieć tej ciszy w samochodzie. Doskonale pamiętam, co zobaczyłem w jej oczach, gdy dotknąłem jej ręki. Ból. Jej odruch, gdy ją zabrała, świadczył o jakiś tragicznych wspomnieniach z przeszłości, tak myślę. Najwyraźniej ktoś bardzo jej bliski też ją tak chwytał. To smutne i wstrząsające dla mnie. Wiedziałem, że muszę być delikatny w tej sprawie, ale w końcu dorwę drania, kimkolwiek on jest i cokolwiek jej zrobił. Chcę zdobyć jej zaufanie. Nie po to, żeby ją wykorzystać. Chcę, aby o nim zapomniała, abyśmy się mogli przyjaźnić, a w jej oczach nie było tego jakże znanego mi bólu. Chcę jej pomóc. Nie wiedziałem nawet, dlaczego. Dopiero ją poznałem, to takie... Dziwne. Dziwne, że chcę ją chronić. Chyba za bardzo przypomina mi moją siostrę, tak myślę.

Oparłem się o siedzenie, starając się skupić na drodze, ale nie potrafiłem. Zrezygnowany wolną ręką wybrałem numer do Seana. Nie przepadałem za nim, to fakt, ale żeby się upić, nie zawsze potrzebne jest miłe towarzystwo.
- Tak? - odpowiedział męski głos w słuchawce.
- Hej Sean, tu Harry. Masz chwilę?
- Chwilę, czyli…?
- Czyli cały dzisiejszy wieczór, do jutra rana.
- Możliwe - założę się, że na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek. - O której mam być?
- Za godzinę - pospieszyłem z odpowiedzią.- Aa, Sean? Kup jakieś mocne, w domu kończy mi się zapas.
Rzuciłem telefon na kanapę, po czym wyszedłem z auta i od razu ruszyłem w stronę lodówki. Tak, jak myślałem - w środku znalazłem zaledwie 2 puszki. Biorąc jedną, rozsiadłem się na kanapie, włączając telewizor. Nie mogłem się skupić na żadnym z tandetnych seriali, więc gdy w końcu usłyszałem dzwonek do drzwi, poczułem się jak zbawiony. Oczywiście, że nie ruszyłem tyłka z kanapy. Dla takiego drania nie warto. Był już u mnie tyle razy, że wiedział, że po 2 minutach, jak nikt nie otworzy, samemu mu wolno wparować do środka. I po raz kolejny miałem rację - nie, żeby przyniosło mi to jakąś satysfakcję. Mi trudno dogodzić.
Usłyszałem kroki, ale nie zaszczyciłem kumpla (dobra, kumpel to za mocne słowo) spojrzeniem. Odwróciłem wzrok od telewizora dopiero w chwili, gdy pod moimi nogami pojawiły się różnorodne alkohole.
- Żubrówkę też wziąłeś? - uśmiechnąłem się zadowolony. W końcu wstałem i ruszyłem w stronę szafek, by wyjąć dwa kieliszki i wypełnić je po brzegi wódką.
- Więc? Jaki jest powód? - spytał, upijając łyka. Pokręciłem głową w zamyśleniu.
- Nie uwierzysz mi, ale dziewczyna.
- Dziewczyna? Upijasz się z powodu dziewczyny? A gdzie zasady?
- Nie o to chodzi. Chciałem się z nią zaprzyjaźnić, uzyskać przyjaciółkę, bo pasowała do moich wymagań, a wiesz, jak trudno znaleźć kogoś takiego. Jest idealna - uśmiechnąłem się na jej wspomnienie.
- W takim razie w czym problem? - zmarszczył brwi.
- Nie będę ci się wyżalał, bo chcę o tym zapomnieć. Zrobiłem parę błędów, chyba ją raniąc i nie wiem, czy będzie chciała dalej się ze mną przyjaźnić…
- Nie przejmuj się tym.  Zachowujesz się jak pięciolatek. Wrzuć na luz i po prostu powiedz jej swoje wątpliwości, bo inaczej będziecie obwijać w bawełnę i nie skończycie przed pięćdziesiątką.
- Czyją? - zaśmiałem się. Powoli czułem, jak alkohol rozchodził się po moim ciele, poprawiając mi humor.
- Mojego dziecka - zaczął się śmiać, co brzmiało bardziej jak bełkot, a ja do niego dołączyłem.  To takie głupie. Obydwoje wiedzieliśmy, że Sean nie ma zamiaru mieć przeklętego bachora na głowie. Tak jakby nigdy.
Godziny mijały, a ja kompletnie odpływałem… 
Amy’s Pov
Z wściekłością walnęłam w piszczący budzik, aby go uciszyć. O dziwo, ustał. Niezadowolona wstałam i zaczęłam szykować się do szkoły. Mój humor nie mógłby być już chyba gorszy. Myśląc o tym, że znowu idę tam, gdzie ziszczają się moje najgorsze koszmary, że będę skazana na wyżywanie się na mnie nauczycieli i codziennymi sprawdzianami przez kolejny rok, zeszłam na dół i nalałam sobie mleka do miski z płatkami kukurydzianymi. Nawet nie wiem, jaką lekcją zaczynamy. Zaniosłam miskę do stołu. Tego dnia nie załapałam się na podwózkę do szkoły, bo mama miała zmianę nocną. Westchnęłam cicho, zanurzając łyżkę w mleku i zaczęłam mieszać. Nie miałam ochoty tego jeść, ale podobno śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia blablabla, więc już się przymuszę. Mam nadzieję, że moje oceny będą lepsze niż w zeszłym roku. Wtedy miałam chyba średnią… 2,3? To nie za dobrze, muszę przyznać, tym bardziej, że stać mnie na więcej. Ale nie jestem w stanie się uczyć mając tyle na głowie.
W końcu włożyłam łyżkę do buzi i skrzywiłam się. No tak, nie podgrzałam w mikrofalówce, a ja wręcz nienawidzę zimnego mleka. Odsunęłam talerz z obrzydzeniem i spojrzałam na zegar. Straciłam całe 20 minut na mieszanie łyżką w talerzu, świetnie. I tak już nie zdążę tego zjeść, bo za 10 minut zaczyna się pierwsza lekcja, która nawet nie wiem, gdzie jest, bo wczoraj opuściłam zbiórkę w klasie, gdzie wychowawczyni pewnie rozdawała plany lekcyjne. Ja za to miałam jechać do Wesołego Miasteczka… Wspomnienia z poprzedniego dnia uderzyły we mnie jak grom. Zaczęłam mieć trudności z oddychaniem, więc usiadłam z powrotem, aby się uspokoić. Jak wróciłam do domu, prawie udało mi się o tym zapomnieć, ale teraz te emocje znowu we mnie odżyły. Przeczesałam ręką włosy, starając się wywalić myśli z głowy. Bezskutecznie. Przetarłam więc tylko oczy i powróciłam do szykowania się do szkoły. Wypadłam z domu o 7:56, biegnąc sprintem, tym razem nie mając szans, żeby się nie spóźnić. Wczoraj wyszłam za pięć, dzisiaj minutę później, ale za to nie znam planu i nie mam pojęcia, w jakiej sali mamy. Spakowałam kilka zeszytów, z nadzieją, że dziś będzie tylko PSO i książki nie będą potrzebne. Gdy wbiegłam do szkoły, było już po dzwonku. Postanowiłam udać się do pokoju nauczycielskiego, gdzie na drzwiach powinien wisieć już plan. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Czułam ewidentne przerażenie, kiedy zorientowałam się, że naszą pierwszą lekcją jest chemia. Świetnie, jeszcze spóźnię się na lekcję z wychowawczynią. Wspięłam się pospiesznie na trzecie piętro i stanęłam przed salą chemiczną. Stałam tam jak sparaliżowana, bojąc się wejść, bo wtedy wszyscy będą się na mnie patrzeć. Właśnie tego boję się najbardziej i wczoraj starałam się tego uniknąć. Dodatkowo ogarnęła mnie fala przerażenia, gdy uświadomiłam sobie, że spotkam się z Harrym oko w oko. Chyba nie jestem na to gotowa.
 W końcu wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę, wchodząc do środka. Odwagi, dziewczyno. Natychmiast zauważyłam panią Gerschule stojącą na środku klasy, która momentalnie zwróciła wzrok w moją stronę, a w raz za nią pozostała część klasy. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Amy? Co ty tutaj robisz? Zdajesz sobie sprawę, że już dawno po dzwonku? - zganiła mnie. Przełknęłam tylko ślinę, bo wszyscy się na mnie patrzyli. Nie widziałam tego, bo wzrok utkwiłam w podłodze, ale czułam na sobie kilkanaście spojrzeń. Nienawidzę być w centrum uwagi.
- Przepraszam - mruknęłam cicho, a ta wskazała mi tylko mi wolną ławkę. Ze złością przyjęłam fakt, że moje coroczne miejsce, czyli na końcu po lewej w kącie jest już zajęte. Usiadłam więc z samego tyłu w środkowym rzędzie, narażona na większą ilość spojrzeń. Nienawidzę tej klasy. Cały czas siedziałam ze wzrokiem wbitym w ziemię, bojąc się go podnieść w górę. Nauczycielka powróciła do tematu, ale ja nie słuchałam. Bałam się, że napotkam wzrok zezłoszczonego i/lub rozczarowanego Harry’ego.  Wiedziałam, że nie będę w stanie tego znieść. Nie da się jednak odkładać wszystkiego na później, zresztą to nie ma sensu. Wzięłam głęboki oddech, uspokajając się i podniosłam głowę. Omiotłam wzrokiem lewą część klasy, później prawy. Nie mogłam w to uwierzyć! Powtórzyłam czynność, ale już z większą pewnością siebie. Nie ma go. No jasne.
Nie wiem, jak mogłam być taka głupia, by nabrać się, że ten oto przypadkowy lokowany, który zaczepił mnie wczoraj rano, chodzi do naszej klasy. Chciał mnie wykorzystać? Może właśnie dlatego zaproponował wycieczkę do Wesołego Miasteczka, aby uniknąć wchodzenia do środka? Nie odczytał strachu w moich oczach w tamtej chwili, jak myślałam (co mnie pokrzepiło i przeraziło jednocześnie, bo potrafię świetnie ukrywać emocje), zwyczajnie chciał uniknąć problemów. Ja rozumiem, że miał jakieś plany wobec mnie, ale nie musiał ich realizować a tak okrutny sposób. Przez jakiś czas myślałam, że on naprawdę chce być moim przyjacielem. Nie siedziałabym samotnie w ławce i nie gapiłabym się to na zegar, to na swoje kolana, miałabym kogoś, komu mogłabym powierzyć trochę swoich sekretów, jeździłabym z nim na wycieczki… Czy naprawdę tego chciałam? To było moje marzenie! Moje małe, dziecięce serce się ożywiło na tę myśl, to było takie moje niewinne marzenie. Zawsze chciałam mieć przyjaciela, ale już jako dziecko wszystko schrzaniłam - fakt, że bawiłam się na uboczu, było niechęcią innych dzieci do mnie, a gdy poszłam do zerówki, byłam tak przerażona, że cały czas siedziałam skulona w kącie. Należy jednak zauważyć, że mogłam z nim jechać na wycieczkę i być szczęśliwa, z tym, że oczywiście wszystko spieprzyłam. To moja wina. Skąd mogę jednak mieć pewność, że miał on dobre intencje? Głos serca podpowiadał mi, że taki właśnie był, ale serce bywa głupie i naiwne. Pozory często mylą, nauczyłam się tego przez swoje niedługo szesnastoletnie życie, także wiedziałam, że należy słuchać rozsądku. A z nim różnie bywało. 
Pewnie zrobiłam z siebie straszną idiotkę. Uwierzyłam osobie, której nawet nie znam nazwiska, bo wydawało mi się, że miał szczery uśmiech. Paranoja! Uwierzyłam w jakieś słówka, które podniosły mnie na duchu, bo on był niesamowicie pewny siebie i wydawał się przyjazny, a ja na taki gest czekałam od kilku lat i desperacko go potrzebowałam. Po raz kolejny zapomniałam o rozumie. Jest tyle gwałcicieli w okolicy, przecież on mógłby być jednym z nich, albo jakimkolwiek innym obłudnikiem. Po prostu serce znalazło okazję i ją wykorzystało, zagłuszając mózg. Nie, to więcej się nie powtórzy. Never.
To już przeszłość. Postanowiłam unikać Harry’ego na wszelkie możliwe sposoby, bo jedyne, co w nim w tej chwili widziałam, to kłopoty, a ja mam już swoich wystarczająco dużo. Nie potrzebuję dodatkowych. Zastanawiało mnie, w której jest klasie i jaki był cel jego kłamstwa. Co zamierza? Coś czuję, że nie podda się tak łatwo, on do takich nie należy. Znam go zaledwie jedną dobę, ale już mogę całkiem sporo o nim powiedzieć. To naprawdę dziwne.

Ułożyłam w głowie naprawdę straszny obraz jego osoby, ale to pewnie dlatego, że odczuwałam po prostu rozczarowanie, a moja wyobraźnia... cóż, potrafi sięgać bardzo daleko. W rzeczywistości po prostu okłamał mnie chłopak, mam prawo być zła, no ale z tym gwałcicielem to przegięłam.
Strasznie mi było szkoda takiej okazji, więcej pewnie się nie powtórzy, ale nie ma sensu mieć przyjaźni, w której nie ma zaufania i prawdy, czyż nie? Czasami z niektórych spraw w życiu trzeba zrezygnować, nawet, gdy są jedyne w swoim rodzaju. Nie wszystko, co wydaje się dobre, takie jest. Co z tego, że miałam nadzieję. Słowa nadzieja  umiera ostatnia nigdy nie będą dla mnie prawdziwe. To tylko stek bzdur wymyślonych przez jakiegoś szaleńca. Przykro mi, ale w praktyce się to nie sprawdza.
- Amy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos wychowawczyni, a serce zabiło mi szybciej. Cóż, chyba zapomniałam, ze wciąż jestem na chemii…
- Tak? - zapytałam, a cała klasa zaczęła się śmiać. Nie wiem, co było w tym takiego zabawnego, ale moja twarz przybrała kolor buraka.
- Zadałam ci pytanie - oznajmiła przymilnie, ale już chyba traciła cierpliwość. Moje oczy się rozszerzyły, a organ w piersi począł łomotać szybciej. No tak. Tak to jest, gdy się zapomina o świecie.
- Oh - wykrztusiłam w końcu, starając się nie patrzeć na niemogące się powstrzymać niektóre osoby. Wiedziałam, że mi tego nie zapomną, a na przerwie będą wytykały palcami przed innymi klasami. W krótkim czasie stanę się pośmiewiskiem szkoły. Niby nic, ale wystarczy, by inni uznali mnie za wariatkę, a mój świat wewnętrzny podupadł. Każdy pretekst się liczy, żeby mnie powyzywać, a ja  naprawdę nienawidzę, jak wszyscy zwracają na mnie uwagę. Wolę się ukryć w cieniu i nie wychodzić. Może i miano wariatki mi się należy, ale nie chcę, by inni wiedzieli. Te zdziry mogłyby dostać order za wredność. - Przepraszam, zamyśliłam się…
- Widzę właśnie. Czy choć raz mogłabyś nie zajmować się swoimi błahymi sprawami i skupić się na lekcji? - uniosłam brwi z niedowierzaniem, jak wypowiedziała te słowa. Ona jednak niezrażona tym, kontynuowała. - Wstań.
Nie, nie, NIE!
- Dobrze, a teraz podejdź do tablicy - poczułam falę gorąca, gdy wypowiedziała te słowa. Zaczęłam z trudem łapać powietrze po raz kolejny tego dnia. To, że spełniłam jej jeden rozkaz, nie oznacza, że muszę spełnić drugi. - Słyszałaś, co do ciebie powiedziałam?
Na nogach zrobionych praktycznie z waty powoli ruszyłam na środek. Ze spuszczoną głową mijałam te wszystkie bezduszne osoby, które nie przestawały szeptać i chichotać, mimo, że nauczycielka już 3 razy zwracała im uwagę. Pewnie, dla nich to jakieś urozmaicenie lekcji.
Gdy w końcu dotarłam do biurka nauczyciela, byłam już na wykończeniu psychicznym, także gdy zobaczyłam jej kpiący uśmieszek i rękę wskazującą na czarną tablicę, z trudem pohamowałam łzy. Ok, jestem bardzo słaba i ok, nie radzę sobie. Ale czy wszyscy muszą mi to udowadniać na każdym kroku?
Stanęłam przed tablicą, na której był napisany skomplikowany wzór chemiczny. Niby nic wielkiego, ale w tej chwili miałam kompletną pustkę w głowie. Gapiłam się dobre 5 minut na pusty kawałek czarnej powierzchni, co chwilę zerkając na zegar, którego nie było dobrze widać z tej pozycji. Przełknęłam ślinę, gdy usłyszałam głos nauczycielki.
- I co, na lekcji to nie uważamy, tak? Wydaje ci się, że wszystko umiesz, i nie musisz słuchać, hmm? Zobaczymy, co dostaniesz ze sprawdzianu. Dzisiaj to jest ocena niedostateczna. Siadaj.
Jeszcze 5 minut temu wykonałabym to polecenia z największą chęcią, ale teraz, słysząc te wszystkie chichoty wokoło, nie wyobrażałam sobie przejść koło nich tak po prostu. Nie po tym, co powiedziałam, za przeproszeniem, ta suka. W sumie to miała rację. Gdy tak stałam jak głupi na środku, ośmieszona przed wszystkimi, a ona wskazała mi ponownie moją ławkę, podjęłam decyzję. I tak nie wytrzymałabym tam długo. Odwróciłam się na pięcie, ale nie po to, żeby wrócić na miejsce, jak myślała nauczycielka i reszta klasy. Wzięłam torbę i wyszłam z klasy z prędkością światła, czując, że moje łzy długo nie pozostaną w środku. Zdawało mi się, że słyszałam za sobą krzyki, ale w tej chwili miałam to gdzieś. Wszystko miałam gdzieś. Wybiegłam z budynku szkoły, nie patrząc, dokąd zmierzam. W klasie starałam się grać twardą i mieć na nią wylane, ale poza nikt mnie nie widział. Słone krople spływały po mojej twarzy, ale to również nie należało do rzeczy, które mnie w tej chwili obchodziły. Chodnik jest moim przyjacielem, zabierze mnie, gdzie muszę iść.

Nie wiem, ile trwał mój odświeżający spacerek. Zdawało się, jakby godziny. Wiem za to, co mnie zatrzymało. Wpadłam na jakiegoś faceta, rzecz jasna wyższego ode mnie. Odsunęłam się gwałtownie, by przeprosić, ale wtedy moje oczy przeniosły się na jego twarz. O mało nie krzyknęłam z przerażenia.
________________________________________________________________

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć. Wyszedł, jaki wyszedł. Jakoś tak trudno i długo mi się go pisało. Nie poprawiałam go już, bo mnie szlag trafił. Blogger ścina się tak jak nigdy, normalnie zdania się nie da napisać, nie mówiąc o poprawianiu ogólnego wyglądu etc. Strona mi się odświeżała parę razy, w końcu nie wytrzymałam i publikuję. Pewnie w tygodniu gdzieś tak sprawdzę go i ewentualnie poprawię.

Dziękuję za wszystkie komentarze, wiele dla mnie znaczą i bardzo motywują. I dziękuję za kolejną nominację do LBA! Kiedyś się ukaże post, na razie mam dużo na głowie (nawet jutro nie ma mnie w domu).
Kolejnym postem będzie najprawdopodobniej zwiastun. Bo nadszedł czas. Ukaże się on, gdy napiszę rozdział IV, bo chcę być coś na przód, gdyż nie będę miała najprawdopodobniej czasu przez kilkanaście następnych dni.
Dodałam zakładkę Spisy/Wasze ff i zachęcam do reklamowania tam swoich blogów.
Jeśli przeczytałeś/łaś, zostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. One znaczą dla mnie więcej, niż tylko wyrażenie własnego zdania- one oznaczają, że ktoś tu zajrzał. Wywołują uśmiech na mojej twarzy i motywują, także ślicznie proszę o poświęcenie tych kilku sekund!
ILY, 
xx