wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział XXII

Siedziałam na kanapie, czekając, aż wróci Liam. Nogami nerwowo szurałam po ziemi, próbując się trochę uspokoić i poukładać fakty. Chłopak poszedł załatwić mi trochę wody, podczas gdy ja postanowiłam zostać na czarnej, skórzanej kanapie w kącie salonu. Od czasu naszego wejścia nie zamieniłam z Harrym ani słowa. Możliwe, że było to spowodowane zwykłym strachem, możliwe, że po prostu rozsądkiem. Bałam się, co może wyniknąć z naszej rozmowy na imprezie, podczas której byłam dość… niestabilnie emocjonalna po tym, co wydarzyło się przed wejściem, a przynajmniej tak się czułam po czterech szotach. Oprócz tego trochę huczało mi w głowie i nie wiem, czy byłabym w stanie cokolwiek zrozumieć.

Rozejrzałam się wkoło. Wszyscy wydawali się świetnie bawić – jakiś chłopak pożerał usta swojej tymczasowej zabawce, ludzie oblegali bar, pijąc drink za drinkiem, nieco dalej ktoś leżał na podłodze. Kątem oka zauważyłam samotnie siedzącego Zayna, który wyglądał podobnie jak ja. Miałam wrażenie, że on również nie lubi pojawiać się na tak dużych imprezach zwłaszcza, jeśli nie ma nikogo, do kogo mógłby się odezwać. W końcu co można tu robić? Spotykasz ludzi, upijasz się, tańczysz, a potem albo kończysz tak, jak ja, albo budzisz się na podłodze, na trawie lub co gorsza w czyimś łóżku. Dla mnie nie ma w tym większej frajdy, no może poza początkiem, który bywa dość efektowny. Niestety nie miałam pojęcia, co powinnam robić po 2:00 w nocy, gdy wszyscy dookoła byli zajęci sobą nawzajem.

Uśmiechnęłam się do mulata, a on odpowiedział tym samym. Nie wyglądał na wrogo nastawionego ani takiego, który miałby coś przeciwko towarzystwu, więc wstałam z zamiarem dołączenia do chłopaka. Nie sądziłam jednak, że przedarcie się przez względnie mały tłum będzie takie trudne. Kilka osób zdążyło na mnie wpaść i mnie poturbować, zanim chociażbym się do niego zbliżyła.
Zrobiłam kolejny krok do przodu i już już miałam zakończyć tę mordęgę, gdy coś mignęło mi przed oczami. Omalże nie zarejestrowałabym fioletowych włosów, zmierzających ku wyjściu. To jednak nie ich kolor sprawił, że serce zabiło mi szybciej – to naszyjnik, który miała na szyi. Naszyjnik w kształcie samolocika. Ubrana była w skąpą, czarną sukienkę i miała na sobie mocny makijaż, także ledwo ją poznałam i pewnie nie udałoby mi się to, gdyby nie wisiorek.
Prędko porzuciłam pomysł dostania się do Zayna i zaczęłam przedzierać się przez tłum w inną stronę. Musiałam ją dogonić. Byłam zdeterminowana, jak nigdy dotąd. Robiłam co w mojej mocy, już nawet nie zawracałam sobie głowy.

Wydawało mi się, że mijały minuty, kiedy rozpaczliwie próbowałam dostać się na zewnątrz, bo niewątpliwie w tym kierunku zmierzała nieznajoma.

Znowu ją widziałam. Tajemnicza dziewczyna, która jest tak ważna dla Harry’ego. Zaczęłam zastanawiać się, od jak długiego czasu są razem, bo w tej chwili nie uchodziło to mojej wątpliwości. Nie wiedziałam dokładnie, dlaczego, po prostu… Pasowała do niego. Była naprawdę piękna, ale nie starała się jakoś tego ukazać, wręcz przeciwnie – próbowała ginąć w tłumie. Miałam ochotę wypytać ją o tyle rzeczy, na które Harry nie chciał udzielić mi odpowiedzi – na przykład takie banały typu kiedy się poznali, jak i skąd ma samolocik… To znaczy wiem skąd, ale w jakich okolicznościach go dostała. Zżerała mnie ogromna ciekawość i mimo że z całego serca jej zazdrościłam, to przecież nie mogłam na to nic poradzić.

Wypadłam w końcu na świeże powietrze i dokładnie w tym samym momencie ktoś popchnął mnie z całej siły tak, że upadłam na ziemię. Próbowałam pozbierać się jak najszybciej, ale prawy łokieć niestety dawał o sobie znać. Zobaczyłam wyciągniętą rękę przede mną, więc chwyciłam ją i w końcu stanęłam na nogi.

- Przepraszam – powiedział szybko brunet stojący przede mną. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi, uważnie rozglądając się dookoła. Dziewczyna, którą tak bardzo chciałam poznać znowu mi uciekła, a wraz z nią wszystkie odpowiedzi na moje pytania. Świetnie.

Z całej siły próbowałam opanować gniew na chłopaka, nawet jeśli było to przypadkiem. Ok, może nie chciał, ale nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo spieprzył ten moment. Przewróciłam więc tylko oczami i przyjrzałam mu się bliżej. Był to typowy brązowooki brunet – nie wyróżniał się niczym, oprócz uśmiechem, który był u niego naprawdę naturalny. Ubrany był w ciemne kolory (jakaś czarna bluza i dżinsy), także to wszystko sprawiało, że przeszedł mnie dziwny dreszcz. I wtedy zdałam sobie sprawę, że gdzieś już go widziałam.

- Nie szkodzi – odparłam szybko z zamiarem szybkiego odejścia, jednak nie ruszyłam się z miejsca. Poprawiłam wychodzący kosmyk włosów z mojej kitki, czekając, aż odejdzie. To jednak nie nastało.

- Coś się stało? – uniosłam brew, patrząc na bruneta, jednak ten nie zareagował. Wciąż stał przede mną z dziwnym wyrazem twarzy i naprawdę nie wiedziałam, co miałam o tym wszystkim myśleć.

- Nie, ja tylko… Naprawdę przepraszam.

- Mówiłam już, nic się nie stało – mruknęłam, stając się odrobinę poirytowana. Czego ten typ ode mnie chce?

Nagle coś mnie tknęło. Spojrzałam na niego uważniej, próbując dokładnie przypomnieć sobie jedno ważne wydarzenie.

- Ty jesteś Sean, prawda? – zapytałam szybko z lekko trzęsącym się głosem. Doprawdy, nie wiem skąd to moje zdenerwowanie, najwyraźniej moja aspołeczna strona znowu daje o sobie znać.

- Taa, skąd wiesz?

- To ty byłeś tym, któremu Harry stłukł samochód – zachichotałam, przypominając sobie scenę z naszym „wypadkiem”. Nie wiedziałam, dlaczego to wydawało mi się w tamtej chwili takie zabawne. Może to przez alkohol, który wciąż krążył w moim organizmie.

- Ah tak. A ty jesteś tą, przez którą został on stłuczony – jego głos naprawdę nie brzmiał przyjemnie. Momentalnie się ogarnęłam, a następnie cofnęłam się o krok. Żarty się skończyły.

- Nie znam nawet twojego imienia, złociutka – uśmiechnął się jakoś tak… sadystyczne, jakby był jakiś psychiczny czy coś. Przełknęłam ślinę, a przez moje plecy przeszedł dreszcz. Nie.

- I nie poznasz – powiedziałam, udając naprawdę pewną siebie, nawet, jeśli było to dalekie od prawdy. Ciemnowłosy rzucił mi szybkie spojrzenie, gdy nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się z prędkością światła, po to, aby zauważyć tam… Nialla. Blondyn stał przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha, z kluczykami od samochodu w ręce.

- Hej, Sean – przywitał się, a następnie z powrotem przeniósł swój wzrok na mnie. – Dobrze się bawicie?

- Właściwie to… - zaczęłam.

- Ah tak, nie będę wam przeszkadzał… - wtrącił, ale ja momentalnie mu przerwałam.

- Nie, już skończyliśmy. Koniec tematu – brunet rzucił mi nienawistne spojrzenie, a ja zdążyłam tylko posłać mu triumfalny uśmiech zanim zniknął w domu właściciela. Nie skupiałam się jednak na nim dłużej, ciekawość wzięła górę.

- Wszystko w porządku? – spytałam Nialla, a ten tylko przygryzł nerwowo wargę, spuszczając wzrok, abym nie mogła w nim zobaczyć żadnych emocji. Nie był zbyt dobrym aktorem, nie.

- Tak – odpowiedział krótko neutralnym głosem. Uniosłam brew, ale on tylko pokręcił głową. W porządku, niech będzie.

- Więęęc…? – przeciągnęłam sylabę, pokazując mu, że ja wciąż czekam.

- Ale co?

- Nie udawaj głupiego, proszę cię. Nie przyszedł byś tutaj, gdybyś nie miał żadnego problemu i nie chciał się wygadać.

- Nie bierz tego do siebie, ale naprawdę jesteś najodpowiedniejszą osobą – rzucił mi półuśmiech, starając jakby zakryć swoje zażenowanie. Uznałam to za mega urocze, nie wiedzieć czemu.

- Na górę? – spytałam z zamiarem ruszenia w stronę jego domu, ale chłopak miał inne plany.

- Mam lepsze miejsce – odparł, ruszając na tyły budynku. Przygryzłam wargę i ruszyłam za nim zastanawiając się, co znowu wpadło mu do głowy. Nie znałam może go zbyt dobrze, ale nie wyglądał na szalonego. Chociaż kto go tam wie.

Jak można się łatwo domyśleć, do tamtego miejsca nie dochodziło już prawie żadne światło, także z trudem poruszałam się za jego sylwetką, nie mówiąc już o odczytywaniu wyrazu jego twarzy, co było już zupełnie niemożliwe. W pewnym momencie chłopak się zatrzymał i spojrzał na dość niskie drzewo, którego czubek wystawał nieco ponad dach domu, po czym z powrotem przeniósł swój wzrok na mnie. Zaśmiałam się nerwowo.

- No chyba nie – cofnęłam się o krok, ale blondyn był szybszy, chwytając za mankiet. Znieruchomiałam. Tak blisko…

Zabierz tę rękę.

- Dawaj – popchnął mnie delikatnie do przodu, jednocześnie wyswabadzając z uścisku. Uff.

- Ty tak na poważnie? – parsknęłam, a on tylko wyszczerzył się w odpowiedzi. Uniosłam brew, patrząc na niego jak na idiotę, jednak ten nawet nie drgnął. Ugh.

Podeszłam ostrożnie do pnia i chwyciłam obydwoma rękoma za gałęzie na wysokości mojej głowy, po czym podjęłam nieudolną próbę wejścia wyżej. Usłyszałam za sobą śmiech, po czym dwie silne ręce podniosły mnie w górę tak, abym mogła swobodnie stanąć na grubszej gałęzi.

- Bardzo śmieszne, Horan – parsknęłam, gdy ten, wciąż mając ten bezczelny uśmieszek na ustach, wszedł za mną i wciągnął mnie na dach domu.

- Nie tak jak ty – odparł głupio i znowu zaczął chichotać jak dziesięciolatek, przyrzekam, ja za długo w jego towarzystwie nie wytrzymam. Otrzepałam sukienkę, po czym podeszłam aż na skraj dachówki, uważając, aby nie stracić równowagi. Obejrzałam się, aby stwierdzić, że blondyn pospieszył za mną. Zdeterminowana stanęłam na krawędzi i spojrzałam w dół.

- Pięknie – westchnęłam, gdy rozejrzałam się wokół. Wysokość może nie była zbyt ogromna, ale i tak można było stąd zobaczyć las, kawałek pola z domkami jednorodzinnymi i oczywiście ogród Nialla. Zabawne, wcześniej nie wydawał mi się tak duży. Największe wrażenie jednak wywarły na mnie lampiony porozstawiane wzdłuż i wszerz posiadłości chłopaka. Z góry naprawdę pięknie to wyglądało, gdyż były one przeplatane w odcieniach zimnego błękitu i różu. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Stałam tak chwilę, zanim nie poczułam, że blondyn kładzie rękę na moim ramieniu. Co dziwne, nie wydawało mi się to ani trochę niezręczne – z Niallem wszystko było takie… komfortowe. Obydwoje wiedzieliśmy, że to tylko i wyłącznie przyjacielski gest, przez co mogliśmy sobie pozwolić na trochę więcej. Nawet, gdybyśmy teraz spletli razem palce, nie byłoby to niestosowne, tylko bardziej… miłe. Tylko tyle.

Nie to, co z Harrym.

No tak, nic nie trwa wiecznie, musiałam w końcu sobie o nim przypomnieć, bo jakżeby inaczej? Powinnam zdecydowanie spróbować teraz o nim zapomnieć.

Zapomnieć. Zapomnieć. Zapomnieć.

- Powiedz mi… Często tu przychodzisz? – spytałam, próbując wyrzucić go z głowy, a jednocześnie wciąż wpatrując się przed siebie i nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Mogłabym tak codziennie, przysięgam.

Usiadłam na skraju dachówki i zaczęłam machać nogami. Kocham to robić, po prostu uwielbiam to uczucie, gdy siedzisz w jakiejś odległości od ziemi i patrzysz na to z góry, to pozwala mi się zrelaksować. Pozostałam w tej pozycji jeszcze przez jakiś czas, zanim w końcu nie przerwałam ciszy.

- O co chodzi?

Blondyn przysiadł koło mnie i oparł się głową o moje ramię. Poczułam silny i chłodny wiatr, który rozwiał moje włosy na wszystkie strony i odetchnęłam głęboko. Atmosfera była niesamowita. Połączenie chłodu, czystego powietrza, wysokości i światełek o 3:00 nad ranem… Cudownie.

- Hmm? – przywołałam jego myśli z powrotem, skłaniając go do wyznań. Poniekąd wiedziałam, co teraz czuł, i naprawdę lepiej dla niego, aby w końcu komuś się wygadał, tym bardziej komuś, kto go nie oceni, nie zmusi do zrobienia czegoś ani nie skrytykuje. A tym bardziej komuś, do kogo nic nie czuje.

- Po prostu… Mam dziwne wrażenie. Uczucie. Nie wiem, jak to nazwać, nie ważne – zaczął, wpatrując się w przestrzeń.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Tak – odrzekł krótko. – Chociaż to takie banalne i żałosne… Znasz Lenne?

- Em… Chyba nie – zmarszczyłam brwi.
- Chodzi z nią do klasy – zaśmiał się krótko. - Widujesz ją codziennie od trzech lat i nie wiesz, jak ma na imię?

- Wybacz, ale z mojej klasy znam tylko Harry’ego – dołączyłam do chichotu.

- Skup się, Amy. Taka dziewczyna z kolorowymi pasemkami, charakterystyczna, ale dość cicha.

- Aa, to możliwe… Tak, chyba ją kojarzę – odpowiedziałam po zastanowieniu. Tak w ogóle zauważyłam, że nie mam praktycznie żadnych dziewczęcych znajomych, co jest trochę dziwne. 

Jedyna osoba to Lou, z którą ostatnio wymieniłam się paroma sms-ami, ale nic poza tym… Powinnam się tym martwić?

- W takim razie niezbyt możesz mi pomóc, prawda? – przygryzł wargę.

- Możesz jaśniej? – zapytałam zdezorientowana, ale chłopak tylko westchnął cicho. Co za skomplikowany człowiek.

Nie tak, jak Harry.

No nie. Znowu.

- Słuchaj, ty chyba znasz się na tych sprawach… To znaczy nie, żebym cię oceniał, ale wyglądasz na osobę, która daje dobre rady.

- Wal śmiało – rzekłam bez zastanowienia.

- Jeśli ktoś kiedykolwiek by cię zranił… Ale tak bardziej, tak mocno… I bardzo byś przez to cierpiała, ale jednocześnie chciałabyś być z tą osobą… Wybaczyłabyś jej?

- Możliwe – skinęłam głową, a następnie przeniosłam wzrok na Nialla, który wciąż nie był pewny. Musiał podjąć decyzję, a ja nie mogę mu w tym pomóc, on musi to zrobić sam. Tylko on.

- A co jeśli… To nie byłby pierwszy raz? Nadal...? – wyraźnie słychać było wahanie w jego głosie, tak jakby nie chciał zadawać tego pytania. Cóż, za późno.

Dosyć trudne pytanie, bo z jednej osoby ta osoba może nas skrzywdzić ponownie i nie mamy gwarancji, że tego nie zrobi. Czy wybaczyłabym komuś, komukolwiek?
Ten ktoś musiałby być Harrym. Po prostu.

- Myślę, że tak – dodałam po chwili namysłu, próbując uspokoić swoje serce, które nagle zaczęło bić w szaleńczym tempie, jakby przypomniały mu się jakieś wydarzenia. – Ale… musiałabym naprawdę, całym sercem, bezgranicznie go kochać.

Na twarzy chłopaka najpierw pojawiło się zdezorientowanie, potem jednak zmarszczył brwi i zamknął swoje błękitne oczy, a gdy je otworzył, tańczyły w nich iskierki ulgi i radości. Zrozumiał.


- Dziękuję, Amy. Dziękuję.

__________________________________________________________

Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze to czyta i czekał na rozdział, naprawdę przepraszam. Wiem, że piszę to ciągle, ale nic więcej w tej chwili zrobić nie mogę. Postanowiłam po prostu nie pisać na określony termin, ponieważ i tak się nie wyrabiam - będę publikowała po prostu wtedy, kiedy skończę, aczkolwiek mam nadzieję, że termin tak długi jak ten już się nie powtórzy.

All the love,

N.I.  xx

3 komentarze:

Komentarz jest dla mnie czymś więcej, niż tylko wyrażeniem swojego zdania. Jest znakiem dla mnie, że ktoś tutaj zajrzał, co jest bardzo miłe i krzepiące. Jeśli więc to czytasz, proszę, pozostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. Każdy jest dla mnie ogromną motywacją i powoduje uśmiech na mojej twarzy :)