wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział XXIII

Siedzieliśmy jeszcze chwilę, po czym zdecydowaliśmy się w końcu zejść na ziemię. Potem Niall poszedł gdzieś z kumplami, a ja weszłam do środka z zamiarem odnalezienia Liama i przeproszenia go za zniknięcie, a także inne sprawy.

Po zobaczeniu stanu salonu moje źrenice rozszerzyły się dwukrotnie. Nie chodziło tu o ogólny bałagan, czyli walające się puszki, kubki, jedzenie, a nawet ubrania. Nie chodziło o niemiły zapach, który namawiał do natychmiastowego wyjścia. Bardziej przeraził mnie stan pokoju. Dywany były pozgniatane w kulki, szczątki porcelanowych figurek, w tym ta Barack Obamy, zostały porozrzucane po wszystkich kątach. Ściany były zachlapane płynami, których pochodzenia nawet nie chciałam znać, deski podłogowe powyginane w różne strony. Poszycia kanap były całe pocięte i poszarpane, a ta czarna, skórzana, na której niedawno siedziałam, zawierała piramidkę śpiących ciał ludzkich. Oczywiście nie była ona dość obszerna, także i tak znaleźli się ci, którzy oblegali podłogę, za poduszkę uznając brzuch znajomego (albo i nieznajomego, ale to akurat nie miało znaczenia).

Zaczęłam zastanawiać się, co na to Niall i w jaki sposób uda mu się to posprzątać. Chyba powinnam przyjechać w poniedziałek po szkole i mu pomóc, on w życiu się z tym nie ogarnie, a to tylko jeden pokój; aż strach myśleć, jak wyglądają inne. Naprawdę przestraszyłam się tego wszystkiego, ale może nie powinnam? W końcu nigdy nie bywam na tego typu imprezach, nie znam się. Skąd mam wiedzieć, czy na każdych świętowanych urodzinach nie kończysz na poszarpanej, drogiej kanapie, wetknięty między stosik ludzi?

Kręcąc głową, weszłam do kuchni. Nie była dużo gorsza od salonu; przynajmniej nie leżały tam żadne ciała. Oparłam się ręką o blat i mimowolnie zerknęłam w stronę zegara.

4:37

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo ciężką mam głowę i drżące nogi. Faktycznie, trochę już późno. Moje ciało dawało o sobie znać.

Powinnam znaleźć kogoś w miarę trzeźwego i poprosić, aby odwiózł mnie do domu, czy wyjść i złapać autobus? I czy w ogóle jeżdżą tu autobusy? Może lepiej taksówkę?

Nagle przypomniałam sobie o pewnym fakcie. Jeśli wrócę do domu o tej godzinie, moja mama znowu będzie mnie wypytywać i mieć do mnie wąty. Nie ma opcji, muszę zostać.

Stałam tak jeszcze chwilę, a potem uznałam, że wobec tego nie mam gdzie spać, a naprawdę głupio było mi iść ułożyć się na podłogę, obok tych wszystkich nieprzytomnych ludzi. Niewiele myśląc, chwyciłam za losowy trunek ze stołu i nalałam do szklanki, która wydawała się czysta. Jeśli już muszę tu być, to nie będę stać bezczynnie.

Jeden łyk, drugi, trzeci… Po czwartym zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie miałam pojęcia, co to, ale było naprawdę mocne. Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę wyjścia i oczywiście na kogoś wpadłam.

Nie musiałam nawet podnosić głowy, aby dowiedzieć się, kto to. Rozpoznałam go nie tylko po tak znanym mi zapachu, ale samej sylwetce. Przede mną stał nikt inny, jak Harry Styles. I właśnie w tym momencie moje wszelkie próby zapomnienia choć przez chwilę o brunecie legły w gruzach.

- Hej – powiedział szybko, odsuwając się trochę w lewo.

- Przepraszam – wymamrotałam z zamiarem wyminięcia go, ale nie zrobiłam nawet kroku. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.

- Nic nie szkodzi.

Zapadła cisza, i zdecydowanie nie była ona komfortowa. Myślałam o tym, jak to możliwe, że praktycznie cały czas zdarza się, że jestem sam na sam z tym chłopakiem, mam tyle okazji, ale wciąż nie jestem w stanie wyznać mu prawdy. Całej prawdy.

Może to przez te jego oczy?

Zdawało się, że mijały godziny, nim w końcu zdecydowałam się odezwać.

- Hej – i naprawdę, nic innego nie przychodziło mi do głowy. Chłopak zaśmiał się cicho, po czym pospieszył z odpowiedzią.

- Heeej – przeciągnął sylabę, co spowodowało u mnie mały podskok żołądka. Nie pozostałam więc dłużna.

- Heeej Aniołku – wiedziałam, że to doprowadzi go do szału. I nie myliłam się.

- Ej! Nie zaczyna – odparł, biorąc głębokich oddech. - Nie jestem Aniołem, kochanie.

- Nie wierzę ci – prychnęłam, jakby to nie było dla nas obu oczywiste.

- To prawda – spoważniał. -  Jak mogę być Aniołem wyrządzając tyle złego?

- Jedna znacznie więcej przynosisz dobra.

Naprawdę lubię, kiedy się ze mną droczy, jednak trochę przesadzał z tym całym swoim złem. Miałam wylane na to wszystko, co zrobił. Ja swojego przekonania nie zmienię.

- Co z tego? Anioł nie wyrządza żadnego zła, a ja całkiem nieźle nabroiłem.

- Mów sobie, co chcesz. Dla mnie i tak zawsze będziesz moim Aniołem Stróżem.

Harry zamknął na chwilę oczy, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jego rysy twarzy wyrażały głębokie zdziwienie, a ja wiedziałam, że gdyby nie alkohol krążący w naszych ciałach, nigdy byśmy tego nie wypowiedzieli. To jednak się dla mnie nie liczyło.

Tą bitwę wygrałam. Zobaczymy, co z następnymi.

- Stróżem? Jakim stróżem?

- Normalnym? – zakpiłam, jednak wyraz jego twarzy nie uległ zmianie.

- Nie mam żadnych mocy, nie mieszkam w niebie i naprawdę daleko mi od aniołka.

- Czy to nie jest dla ciebie wystarczająco oczywiste, Harry? Ciągle chronisz mnie przed złem, tarapatami, wszystkim dookoła. To ty sprawiasz, że budząc się każdego dnia nie zakopuję się pod kołdrę ze strachu i bezradności, lecz wstaję i idę do szkoły. Dzięki tobie to wszystko ma jakiś sens i…

Hej, stop. Wystarczy. Zaraz się zagalopujesz, a tego nie chcesz.

Posłuchaj. Nie chcesz tego. Będąc wstawionym łatwo wypowiadać słowa, trudniej potem je naprawić.

Przecież nie możesz tak po prostu…

- I co? – Harry spytał cicho  i niepewnie, zmieszany przygryzając wargę. Wziął głęboki oddech, jakby przygotowując się psychicznie do usłyszenia moich słów… A także udzielenia na nie jakiejś konkretnej odpowiedzi. Po chwili jego oczy zabłysły, jakby będąc gotowe. Nie wiem, po czym to wywnioskowałam, ale przecież musiałam coś powiedzieć, tak? Niekoniecznie prawdę.

Nie wolno ci. Nie wolno ci.

Po prostu ci nie wolno.

- Jesteś… po prostu nim jesteś i nic tego nie zmieni, Harry – wypaliłam, spuszczając głowę w dół, aby nie widzieć jego wzroku.

Brunet wykonał krok do przodu, a ja nic z tym nie zrobiłam. Pozwoliłam mu zbliżyć się w siebie, pozwoliłam mu ująć ręką mój podbródek i przejechać po nim opuszkiem kciuka. Pozwoliłam mu nawet wpatrywać się w moje oczy z coraz większą głębią, co i ja uczyniłam. Staliśmy tak chwilę, niebezpiecznie zbliżając się z każdą sekundą, gdy nagle w sąsiednim pokoju coś upadło na ziemię. 

Omalże nie podskoczyłam. Niepewnie postawiłam jedną nogę do tyłu, aby zwiększyć odległość między nami.

- Kim? – spytał zdezorientowany, szybko otrząsając się z tego transu, co także i ja uczyniłam.

To było straszne.

- No Aniołem Stróżem, a o czym my rozmawiamy? – udało mi się choć w miarę zachować trzeźwość umysłu.

Chłopak zachichotał, a ja z nim, ponieważ to było zaraźliwe. Obserwowałam, jak blask w jego zielonkawych oczach znowu nabiera na sile, a kąciki jego ust idą w górę, tworząc małe zagłębienia w obu policzkach. Prześliczny widok.

Napięta atmosfera szybko uleciała, jednak pozostawiła te okrutne, strzelające na wszystkie strony motylki w brzuchu. Ugh.

- Pójdę już – mruknęłam, ruszając w stronę drzwi.

- A ja z tobą.

Chciałam mu się sprzeciwić, ale widząc te uparcie w jego oczach porzuciłam tą myśl. Niech będzie.

- Zamówię taksówkę, a ty idź po nasze kurtki – rzuciłam, ruszając z powrotem do kuchni, gdzie najprawdopodobniej zostawiłam swoją komórkę. Na szczęście leżała na blacie, więc wykręciłam numer i podałam adres domu blondyna, a następnie ruszyłam w stronę drzwi, aby znaleźć Harry’ego i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Los jednak miał inne plany.

Będąc już praktycznie za drzwiami ujrzałam jego. Mimo wszystko wciąż powodował we mnie obrzydzenie i… strach. Moje serce przyśpieszyło momentalnie, a moje płuca przestały ze mną współpracować. Próbując złapać oddech, rozpaczliwie zrobiłam parę kroków na przód, taranując ludzi i chyba nawet dając komuś z całej siły z łokcia, ale w tamtej chwili mało mnie to obchodziło. Ponieważ właśnie wtedy, ku mojemu przerażeniu… on też je zrobił.

To nie powinno być tak, że boję się swojego ex, ale po ostatnich wydarzeniach…

Kątem oka zobaczyłam podjeżdżającą taksówkę i w jednej chwili podjęłam prostą i lekkomyślną decyzję. Ścisnęłam mocniej telefon i puściłam się biegiem w stronę pojazdu, nie oglądając się za siebie, nie myśląc o skutkach i nie przejmując się brakiem kurtki. Otworzyłam drzwi i dosłownie wpadłam do środka, podając adres mojego domu. Kierowca tylko kiwnął głową i bez słowa odjechał.

Harry’s pov

Obudziłem się następnego dnia rano, ostrożnie pocierając obolały bark. Mało pamiętałem z ubiegłej nocy, ale najwyraźniej ten szczególny moment, jak dostanie łokciem w plecy, niestety  utkwił mi nie tylko w pamięci, ale i na ciele… W postaci siniaka.

Wstałem rozkojarzony i sięgnąłem telefon, z którego wydobywały się te denerwujące wibracje. Odblokowałem go jedną ręką i wyświetliłem wiadomość.

Wezwanie z pracy. Świetnie.

Szybko wciągnąłem na siebie losowe ubrania, drugą ręką rozmasowując swoją głowę, która dosłownie huczała od wczorajszego alkoholu. Ponieważ zostawiłem swoje auto u Nialla, po prostu zadzwoniłem po taksówkę i władowałem się na tylne siedzenie. Oparłem głowę o szybę, rozkoszując się jej zimnem i próbując poukładać sobie w głowie wydarzenia wczoraj.

Amy uciekła. Nie wiedziałem, dlaczego i to mnie martwiło, a u mnie w domu leżała jej kurtka, którą kazała mi zabrać… Nie zrobiła więc wtego specjalnie, i to pogrążyło mnie w jeszcze większej zadumie.

Nagle fala wspomnieć uderzyła we mnie z prędkością światła.

Znowu nie mogłem przestać myśleć o tym paraliżującym momencie wczoraj, a raczej dzisiaj nad ranem. To było dziwne, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Było to wręcz… magiczne, jakby pomiędzy nami był bardzo silny magnez oddziałujący z naszymi ciałami. I, co najgorsze, przyciągał on z mocą zbyt silną; była poza moją kontrolą. Trans, z którego rozpaczliwie próbowałem się ocknąć, chociaż nie chciałem.

Wiedziałem jednak, że to było niewłaściwe. Nie powinienem był tego robić. A najlepiej, jakbym od razu o tym zapomniał, przecież dobrze wiem, że mi nie wolno.

Żeby to tylko było takie proste…

Po dojechaniu na miejsce zapłaciłem z nadwyżką kierowcy (jakoś mam tak w zwyczaju) i udałem się do budynku, którego szczerze nie znosiłem. Kojarzył mi się z wszystkim, co najgorsze – przymusem, przemocą i niebezpieczeństwem. Mam nadzieję, że to wszystko wkrótce się skończy.

Udałem się na górę, wyczuwając tą charakterystyczną, ohydną woń. Chyba nie doczekam się tu nigdy żadnej sprzątaczki, mu po prostu to nie przeszkadza. Tak, jakby wszystko to go już nie obchodziło… Trochę smutne.

Udałem się na górę, spodziewając się znaleźć tam George’a i nie myliłem się. Typ siedział przy swoim kubeczku, popijając jakiś napój, który z pewnością nie był kawą ani sokiem pomarańczowym i zaczytany w jakiejś gazecie. Wziąłem głęboki oddech i udałem się w jego stronę, a on momentalnie uniósł wzrok.

- Nie mam teraz czasu, Styles, poczekaj na swoją kolej – odparł znudzonym głosem, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. To on do cholery mnie tu ściągnął, niech sam sobie czeka. Wiedziałem jednak, że każde słowo więcej tylko pogorszy sytuację, więc nie odezwałem się słowem i udałem się w stronę kanapy. Już miałem usiąść, gdy poczułem silne pociągnięcie za ramię. Odwróciłem się i napotkałem zdezorientowane spojrzenie Seana.

- Mam newsy, które z pewnością nie przypadną ci do gustu – mruknął, a ja tylko kiwnąłem głową i wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, udając się z nim na balkon. Nie mam w zwyczaju palić, ale każdy pretekst jest dobry, aby opuścić pomieszczenie, nie wzbudzając podejrzeć u szefa.

- O co chodzi? – zapytałem, ostrożnie zamykając za nami drzwi. Zmierzyłem go wzrokiem. Sean to drań, ale nie ściągnąłby mnie tutaj, gdyby nie chodziło o coś ważnego.

- Chodzi o Amy.

Zadrżałem. W pierwszej chwili pomyślałem, że może się w niej zabujał, ale nie, to nie mogło być to. 

Zacząłem mieć złe przeczucie, więc ponagliłem go ruchem ręki. Przygryzł wargę, najwyraźniej zastanawiając się, jak delikatnie mi to powiedzieć, żeby mnie nie zdenerwować.

- Słuchaj, jeśli myślisz, że obwijając w bawełnę sprawisz, że moje nerwy nie eksplodują… To wiedz, że już ci się nie udało, same napięcie, które produkujesz, już mnie wystarczająco wkurzyło. Wal prostu z mostu.

- Widziałeś nowe zlecenie Jamesa? – spytał, a ja pokręciłem głową. James to jeden z naszych współpracowników, zamieniłem kiedyś z nim kilka słów.

Wtedy do mnie dotarło.

Nie oglądając się za siebie i nie zważając na niego, wbiegłem prostu biura i stanąłem przed biurkiem George’a. Miałem gdzieś to, że kazał mi czekać. Czułem, jak krew pulsowała mi w żyłach i przybierała prędkość z każdą sekundą. Nie umiałem zapanować nad tym wszystkim, nad gniewem. Wiedziałem, że przegiął.

- Chyba sobie kurwa kpisz – wysyczałem, a ten tylko podniósł na mnie wzrok, marszcząc brwi. Rzucił mi pytające spojrzenie, kiedy ja nadaremno próbowałem nie rzucić się na niego z pięściami.

- Jak śmiałeś?

- Słuchaj, nie wiem, czemu na mnie krzyczysz, jestem twoim szefem. W dodatku nie mam pojęcia, o co ci… - powiedział opanowany, ale ja nie mogłem już tego wytrzymać.

- Wiem. O. Ostatnim. Zleceniu. Jamesa – wycedziłem, biorąc głębokie wdechy.

- No i?

- No i masz je anulować! Nie zgadzam się na to, rozumiesz?! Możesz sobie nadużywać innych, ale ją zostaw. Zostaw. Ją. Do. Kurwy.

- Jeśli nie?

- Możesz się pożegnać z pracodawcą.

- Nie wolno ci – na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.

- Posłuchaj. Nigdy, nigdy cię o nic nie prosiłem. Mam do tego prawo, czaisz? – przerwałem, widząc, że jego kąciki ust unoszą się coraz wyżej w górę. – Umowa jest jasna. Jej nie tykasz.


George pokręcił tylko głową, a ja obróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia, oddychając z ulgą, że nie muszę tam już przebywać. Wiedziałem, że tym razem wygrałem.
_________________________________________________

Wyjątkowo udało mi się zdążyć na czas... Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu haha. Mam nadzieję, że dalej tak będzie :P.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, ostatnio stuknęło 10 000! Jestem naprawdę szczęśliwa z tego powodu, dziękuję :)
Jak minęły Wam święta? U mnie jakoś nie było atmosfery w tym roku, ale nie były aż takie złe, w końcu jednak wystrój i jedzenie zawsze mile się kojarzy, co nie?
Przypominam, że ATF znajduje się również na wattpadzie, bo ostatnio coraz więcej osób pyta - klik.
Następny rozdział pojawi się dopiero w nowym roku, także... Można powiedzieć, że to ostatni rozdział 2015! Ten blog wydaje mi się już taki stary, haha.
Zastanawiałam się, czy powinnam aktualizować playlistę? Dawno tego nie robiłam, bo szczerze - zapomniałam o tym, ktoś z tego korzysta? Może powinnam zrobić taką ogólną, bez przydzielenia do rozdziałów?

Szczęśliwego sylwestra, bawcie się dobrze!

All the love,
/N.I.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz jest dla mnie czymś więcej, niż tylko wyrażeniem swojego zdania. Jest znakiem dla mnie, że ktoś tutaj zajrzał, co jest bardzo miłe i krzepiące. Jeśli więc to czytasz, proszę, pozostaw komentarz. Niekoniecznie z opinią pozytywną. Każdy jest dla mnie ogromną motywacją i powoduje uśmiech na mojej twarzy :)