Strasznie bałam się iść tego dnia
do szkoły. To dopiero trzeci dzień, a ja już kompletnie nie dawałam sobie rady
emocjonalnie. Analizując to głębiej, bałam się naprawdę wielu rzeczy.
Jednocześnie byłam strasznie
zażenowana moją spontaniczną reakcją w stosunku do Harry’ego. On właściwie nic
nie zrobił, a już oberwał. Zastanawiałam się, dlaczego jeszcze się ode mnie nie
odwrócił? Nie poszedł, tak, jak wszyscy? Bo mimo przeszkód większych niż zwykle
on nie tylko mnie nie zostawił, ale nawet nie wypowiedział żadnej obelgi. Nic.
To dosyć… zaskakujące, prawda?
Nie należę do osób ani ufnych,
ani wyrozumiałych. Wraz z czasem dystans między mną a ludźmi coraz bardziej się
zwiększa. Nie mam pojęcia, co do tego doprowadza, ale domyślam się, że jedno z
tragicznych- niestety tylko dla mnie- wydarzeń o podłożu psychicznym, które mi
się przydarzyły. Na obecną chwilę nie mam żadnego pomysłu, które z nich to
mogło być.
Wiem jednak, że skreśliłam ludzi.
Nie mam do nikogo szacunku, tym bardziej zaufania, bo mimo, iż gdzieś tam w
oddali mózgu znajduje się informacja, że nie wszyscy są źli, niestety, nie
potrafię dopuścić do siebie tej myśli.
Ale najstraszniejsze jest, że
zdaję sobie z tego sprawę. Że robię źle. A teraz zyskałam nawet dowód- Harry’ego.
Chłopaka, którego wciąż nie znam nazwiska. Właściwie nie wiem o nim nic, ale
najwyraźniej nie jest mi to potrzebne, aby zauważyć, że on nie jest wszystkimi. To ów wyjątek, do którego
nie potrafię się przyznać.
I właśnie dla tego wyjątku
zdecydowałam się dziś ubrać moje zniszczone (mogłabym nawet kupić sobie nowe,
ale jakoś… nie obchodzi mnie, w czym chodzę) trampki i pomaszerować do szkoły.
A właściwie pobiec, bo jak zwykle byłam spóźniona.
Tym razem jednak wpadłam do
szkoły minutę przed dzwonkiem i od razu popędziłam na górę, do pokoju
nauczycielskiego. Taa, wciąż nie postarałam się o plan lekcji. Zorientowawszy
się, że zaczynamy historią, odetchnęłam z ulgą, robiąc parę kroków naprzód. Tak
się składa, że sala historyczna znajduje się tuż koło pokoju nauczycielskiego,
więc załapałam się na wejście do niej równo z klasą. Cudem udało mi się zająć
moją ulubioną ławkę w rogu sali na samym tyle. To najlepsze miejsce. Poza
zasięgiem wzroku zarówno samych uczniów, jak i nauczyciela. Dopiero, gdy
usłyszałam trzaśnięcie drzwi, podniosłam wzrok na pana Mayer'a idącego w
stronę biurka i rozejrzałam się wokoło.
Nie było go.
Nie przyszedł.
Serce zaczęło mi się krajać, a
myśl, że on mógłby być wyjątkiem, wyparowała z mojej głowy. Nie byłam pewna w
tej chwili, czy znów mnie okłamał, czy po prostu nie przyszedł. Ale wczoraj,
gdy odprowadzał mnie do domu, powiedział, że dzisiaj będzie. Obiecał mi. Czyli tak czy siak mnie oszukał.
Ukryłam twarz w dłoniach,
kompletnie załamana. Jak to jest, że kiedy chcesz zacząć komuś ufać, on zawsze
musi cię zawieść?
W tej samej chwili drzwi od klasy
otworzyły się i wszedł przez nie wysoki chłopak w lokach. Nie mogłam temu
dowierzyć. Na jego policzkach widniały wypieki, wyglądał na zmęczonego i
zziajanego, jakby biegł, ale mimo to był uśmiechnięty. Moim oczom ukazały się
urocze dołeczki na jego twarzy, a w jego oczach radosne iskierki. Te same,
kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Mimowolnie wyszczerzyłam się sama do
siebie.
- Przepraszam za spóźnienie,
panie…- zaczął, usiłując przypomnieć sobie nazwisko historyka. A ponieważ nie
mógł (nic dziwnego, przecież go nawet nie poznał), uśmiechnął się
przepraszająco i dokończył.- …proszę pana. Były straszne korki.
Natychmiast poczułam, jak się
rumienię. Przed chwilą obgadywałam go w głowie, odepchnęłam go i byłam mega
wkurzona, a to wszystko okazało się moją zbyt wybujałą wyobraźnią. Chyba za
szybko reaguję. On znowu nic nie zrobił, a ja zwaliłam winę za mój chory
umysł na niego. Strasznie mi wstyd.
- Nazwisko?- westchnął znudzony
nauczyciel, biorąc długopis do ręki, chcąc wpisać mu obecność na lekcji.
- Styles- lokowany ponownie się
uśmiechnął i mogę przysiąc, że kilka dziewczyn westchnęło z zachwytem i zatrzepotało
rzęsami z zachwytem. Perfidne suki.
- Siadaj- rozkazał. Dopiero wtedy
chłopak rozejrzał się po klasie. Błądził wzrokiem wśród przednich ławek, a parę
dziewczyn zrobiło mu miejsce, sygnalizując, że może usiąść koło nich. Ten tylko
pokręcił głową, próbując pohamować śmiech i w końcu jego oczy napotkały moje.
Odwzajemniłam uśmiech, a ten szybkim krokiem podszedł i zajął miejsce po mojej
lewej stronie. Co jak co, ale Harry nie był głupi. Nie dał się sprowokować
jakimś wymalowanym lalom.
Teraz przynajmniej znam jego
nazwisko, czyli już coś.
- Hej- szepnął, aby nikt nas nie
usłyszał. Nie martwiłam się o pana Mayer'a, bo i tak jest praktycznie
głuchy, ale o pozostałe, zzieleniałe z zazdrości laski.
- Hej. Czemu się spóźniłeś?-
odszepnęłam.
- Powiedziałem. Były korki.
Zmrużyłam oczy. Mimo iż przed
chwilą bezpodstawnie go osądziłam, co, jak się okazało, było nieprawdą, wciąż
nie mogłam zwyczajnie go nie podejrzewać.
- A tak na serio?
- Naprawdę!- uniósł ręce w geście
obronnym.- Nie ufasz mi?
- Trudno mi zaufać ludziom po tym
wszystkim- oświadczyłam, a on wyglądał na zakłopotanego i zmartwionego. Ale nie
zapytał. Wiedział, że nie jestem gotowa. Zmienił więc umiejętnie temat,
wskazując ruchem głowy na nauczycielka człapiącego po klasie:
- Kto to jest?
- Pan Mayer- przewróciłam oczami.- Straszny
nudziarz, do tego nie ma jaj.
- Co?!
- Nic- stłumiłam śmiech, widząc
jego reakcję.
Cała lekcja nie przebiegła tak
źle, jak się spodziewałam. Może to dzięki Harry’emu, który co chwilę rzucał
śmiesznymi uwagami o klasie lub wykładzie nauczyciela lub dlatego, że jedna z
dziewczyn (zdaje mi się, że ma na imię Jessy, ale nie jestem pewna) wywaliła
się w swoich długich szpilkach jak szła wyrzucić jakiś papierek do kosza. To
mnie mega rozbawiło.
Gdy usłyszałam dzwonek,
pomyślałam nawet, że to może być znośny dzień. Do czasu.
- Amy, mogę prosić, byś została
chwilę po lekcji?- zapytał pan Mayer, a ja oblałam się rumieńcem. Nie
miałam pojęcia, o co chodziło, ale mogłam to dodać do długiej już listy rzeczy,
których się boję.
- Oczywiście- odpowiedziałam i
dokończyłam pakowanie plecaka. Kątek oka zobaczyłam, że Harry zakłopotany
stanął w drzwiach. Mrugnęłam do niego, sygnalizując, że wszystko jest w
porządku i że może iść na następną lekcję. Ten tylko pokiwał głową i wyszedł.
- Amy- przywołał mnie nauczyciel,
a ja przełknęłam ślinę i zbliżyłam się do biurka długiego biurka stojącego
niemalże pod tablicą. Nie miałam pojęcia, co robić. On chyba też, bo udawał, że
pakuje jakieś papiery do swojej torby. Zaczęłam błądzić wzrokiem po parapetach,
na których stały jakieś zwiędłe, niegdyś różowe i żółte rośliny doniczkowe. Nic
dziwnego, skoro stały tu przez całe wakacje i nikt nie zawracał sobie głowy,
żeby je podlać. Nawet kaktus wyglądał, jakby uszło z niego życie, co, z
niewiadomych przyczyn, bardzo mnie rozśmieszyło. Nie dałam jednak po sobie tego
poznać, bo koło mnie cały czas stał ten mężczyzna. Czułam wielką presję, gdy w
końcu się odezwał.
- Wczoraj nie było cię na lekcji-
poinformował mnie, jakbym nie wiedziała. W sumie, niby skąd miałam skoro nie
znam jeszcze planu lekcji? Skinęłam lekko głową, bo znowu nastała ta straszna
cisza, a on tak jakby na to czekał.- Postanowiłem cię więc poinformować, że
jeśli twoje oceny z zeszłego roku się nie poprawią, możesz wykonać pracę
dodatkową. Wybacz mi, jeśli się mylę, ale chyba nie chciałabyś, żebyś znalazła
się w takiej sytuacji jak w zeszłym roku.
Zmrużyłam oczy. Faktycznie, moje
oceny z historii nigdy nie były dobre. Można by spokojnie określić je mianem
fatalne, ponieważ byłam zmuszona zaliczać historię w wakacje, aby uzyskać premię
do następnej klasy. Mimo to wszystko odczułam złość. On mnie skreślał od razu,
a nie było jeszcze nawet żadnej kartkówki. Zacisnęłam ręce w piąstki, próbując
się uspokoić.
- Dziękuję, ale raczej nie
skorzystam- odparłam, starając się pozostać na zewnątrz bez oznak gniewu.
- Jesteś pewna? Bo…
- Tak- przerwałam mu bezczelnie,
ale raczej mnie to nie obchodziło w tej chwili. Chciałam tylko wyjść z sali i
udać się w inne miejsce, jak najdalej od niego. Odwróciłam się, z zamysłem odejścia,
ale on mnie powstrzymał.
- Poczekaj. To nie jest to, o
czym chciałem z tobą porozmawiać.
Spojrzałam na niego wyczekująco,
pokazując, że ma się pospieszyć, bo ja nie mam całej przerwy.
- Zdaje się, że dobrze znasz
Harry’ego, prawda?
Przyznam, zaskoczył mnie tym
pytaniem. I to bardzo, do takiego stopnia, że nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.
Wydusiłam więc tylko krótkie:
- Nie.
Zastanowiło mnie to. Nie, nie
znałam go dobrze. Właściwie nie znałam go wcale. Jedyne, co o nim wiedziałam,
to to, że nie lubi miast, lubi ciszę i spokój, zachwycają go małe, proste
rzeczy i nazywa się Harry Styles. Co można powiedzieć o osobie, którą się
poznało niespełna dwie doby temu?
- Nie? A zdawało mi się, że
inaczej.
- To źle się panu zdawało-
odpyskowałam. Nie miałam już siły na rozmowę z nim.
- Czyli nie możesz powiedzieć mi
o nim nic?
- Nic- odpowiedziałam poirytowana
i, nie zważając na jego słowa, wyszłam na korytarz. Nie miałam pojęcia, czego
ode mnie chciał, ale właśnie rozwalił mi dzień.
Niespodziewanie przed moimi
oczami pojawił się uroczy lokowany. Nie mogłam powstrzymywać już dłużej
cisnącego mi się na usta uśmiechu.
- Stałeś tu przez cały czas?-
spytałam lekko zdziwiona.
- Tak, musiałem przecież
pilnować, żeby ten zboczeniec cię mi nie zabrał- zażartował.- Widać, że ma
chrapkę na młodsze.
- Młodszych- poprawiłam go.
- Co?!- chłopak nie był pewien,
czy dobrze zrozumiał.
- On jest gejem- wzruszyłam
ramionami.- Twoje obawy nie ujrzały światła dziennego, przykro mi.
- Twój dobór słów mnie powala-
wybuchnął śmiechem, a ja szybko się tym zaraziłam. Jeszcze niedawno nie
pomyślałabym, że mogłabym się uśmiechnąć naturalnie, a tu proszę. To jakaś
paranoja.- Czego chciał?
- Niczego.
- Amyyyyy- przeciągnął ostatnią
sylabę, kładąc na nią swój niesamowity akcent.- Żądam, żebyś mi odpowiedziała.
- Dobra- uniosłam ręce w górę,
wiedząc, że na nic się nie zda mój upór.- Chciał, żebym zrobiła projekt
dodatkowy i wypytywał o ciebie.
- O mnie?- zmarszczył brwi.
- Tak.
- I co mu powiedziałaś?- wyraźnie
się spiął. Ja w sumie też zaczęłam odczuwać pewien niepokój.
- Kompletnie nic- uspokoiłam go.-
Ale to było bardzo dziwne.
- O co mogło mu chodzić?- chłopak
podrapał się po głowie, a ja wzruszyłam ramionami. Powietrze stało się tak
jakby cięższe, więc spojrzałam wymownie w dalszą stronę korytarza, na którym
staliśmy.- Nieważne. Chodźmy na matematykę.
Powolnym krokiem skierowaliśmy
się w stronę sali, mimo, iż zadzwonił już pierwszy dzwonek. Ale nie obchodziło
mnie to. Najważniejsze, że obok mnie był mój nowy przyjaciel, którego w ogóle
nie znałam, ale byłam bliska zaufania mu. W sensie, że jeśli komukolwiek na
świecie miałabym jeszcze jakimś cudem kiedyś zaufać, to tylko jemu.
- O czym myślisz?- nastolatek
przerwał moje rozmyślania. Potrząsnęłam głową zmieszana.
- O tym, że mogę czuć jakąkolwiek
więź z osobą, której w ogóle nie znam.
- Jak to nie znasz?- oczywiście,
domyślił się, że chodzi o niego.
- Dzisiaj poznałam twoje
nazwisko, pierwszego dnia twoje imię. Nie znam twojej historii. Nie mam
pojęcia, co lubisz jeść na śniadanie, czy wolisz dżinsy czy zwykłe spodnie, ile
poduszek masz w łóżku i czy wolisz brać prysznic, czy długą kąpiel w wannie.
- Nie potrzebujesz wiedzieć tych
wszystkich rzeczy, bo kiedy dwie bratnie dusze się odnajdują, nie potrzebują
nawet słów, by się porozumieć. Naprawdę interesuje cię to wszystko?
- Tak. To małe szczegóły, ale
odwracają zupełnie mój pogląd.
- Dobrze, w takim razie możemy
zagrać w grę. Będziemy zadawać sobie pytania, a druga osoba będzie na nie
odpowiadać.
- To nie jest gra, to jest
rozmowa- zachichotałam.
- Nie nazwałbym tego tak.
Określiłbym to raczej… poznawaniem się nawzajem.
- Jak chcesz- wzruszyłam
ramionami, gdy Harry wyciągnął dzwoniący telefon (na dzwonek ustawioną miał
piosenkę Autumn Leaves którą w myślach dodałam do powstającej w mojej głowie listy
pięknych rzeczy) i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Tak?- odszedł parę kroków ode
mnie, abym nie słyszała rozmowy, a ja zmarszczyłam brwi w koncentracji. Ale
nie, nie chciałam podsłuchiwać albo oskarżać go okłamywanie mnie. Wystarczająco
dużo razy zrobiłam już to niesłusznie. Powinnam mu w końcu zaufać. Nie mogłam
poradzić nic na to, że usłyszałam, jak chłopak syczy do słuchawki: teraz nie mam kurwa czasu. I nie mogłam
nic na to poradzić, że odczułam dyskomfort, zwłaszcza, jak lokowany zakończył rozmowę
i wrócił do mnie z uśmiechem na twarzy, ale stresem w oczach.
- Amy, posłuchaj mnie. Muszę
gdzieś iść. Ale wrócę, jak najszybciej tylko potrafię. Proszę, nie idź za mną-
dodał, gdy założyłam torbę na ramię, a ja wypięłam usta.- Tak będzie lepiej.
- Nie, Harry, tak nie będzie
lepiej. To sprawi, że będę miała wahania nastroju i nie będę mogła się na
niczym skupić, to sprawi, że mój dzień totalnie się zrujnuje i nie będę już
miała żadnych powodów do uśmiechu- chciałam powiedzieć, ale oczywiście mi się nie
udało. Uśmiechnęłam się więc tylko sztucznie i odrzekłam:
- Jasne, będę czekać.
W sercu jednak odczuwałam ogromny
ból, a widok Harry’ego zbiegającego po schodach, jakby się paliło, tylko
powiększył mój niepokój.
______________________________________
Tadam! Oto kolejny rozdział!
Zdaję sobie sprawę, że mógłby wyjść mi lepiej, ale nie miałam do tego głowy. Ferie za pasem, ale hobbym nauczycieli jest męczenie nas do końca.
Cały czas pracuję nad szablonem- w tej chwili dodatek obserwatorzy zabarwił mi się na brązowo i za nic nie chce mi się to zmienić. Komentarze też nadal są w rozsypce.
Pragnę zauważyć, że zmieniłam muzykę na swoim blogu- od teraz każda jest przypasowywana do rozdziału (taki soundtrack), aby uniknąć dawania linków etc i otwierania muzyki w osobnej karcie. Mam nadzieję, że to będzie praktyczniejsze. Jak Wam się podoba ta zmiana?
Cały czas pracuję nad szablonem- w tej chwili dodatek obserwatorzy zabarwił mi się na brązowo i za nic nie chce mi się to zmienić. Komentarze też nadal są w rozsypce.
Pragnę zauważyć, że zmieniłam muzykę na swoim blogu- od teraz każda jest przypasowywana do rozdziału (taki soundtrack), aby uniknąć dawania linków etc i otwierania muzyki w osobnej karcie. Mam nadzieję, że to będzie praktyczniejsze. Jak Wam się podoba ta zmiana?
Tradycyjnie proszę o komentarze- te dobre i te złe, ważne, żeby coś się znalazło. Potrzebuję szczerej opinii, aby łatwiej było mi napisać następny rozdział!
ILY,