Co dziwne, wpuścili mnie bez problemu. To fakt, niedługo miałam
skończyć 16 lat, ale jednak do klubów wchodzi się od 18… Może to dzięki
Liamowi? Nieważne. Ważne było to, ze stałam tam teraz pośród głośnej muzyki,
migających świateł i setek rodzajów alkoholu i, nie powiem, odpowiadało mi to.
To nie tak, że byłam po raz pierwszy w klubie, bo w przeszłości on zabierał mnie tam często… Ale jego
już nie ma, wyrzuciłam go ze swojego życia, teraz jestem tylko ja. Przyszłam
tu, żeby się dobrze bawić, nie roztrząsać przeszłość.
Wzięłam do ręki zamówionego drinka i usiadłam wygodnie na
kanapie stojącej nieopodal baru obok jakiegoś blondyna. Nie zwróciłam w ogóle
na niego uwagi, dopóki się nie odezwał.
- Nie widziałem cię tu wcześniej.
- Nigdy tu nie byłam- odpowiedziałam, zastanawiając się, czemu miało służyć to stwierdzenie.
Odwróciłam głowę w jego stronę. Miał bardzo miły i przyjazny uśmiech, błękitne oczy i uroczy akcent.
- Nie odpowiada ci tutejsze towarzystwo?- spytał zdziwiony. Co go to obchodziło?
- Tego nie powiedziałam- odparłam niechętnie, upijając łyk alkoholu.- Po prostu nigdy jeszcze na niego nie natrafiłam.
- Spoko- oblizał wargę.- Jestem Niall.
- Amy.
- Świetnie- zaśmiał się, a ja z nim. Powoli wypite świństwo rozchodziło się z dziką rozkoszą po moim ciele. Z głośników popłynął nowy kawałek, zagłuszając resztę jego słów.
- Co mówiłeś?!- krzyknęłam.
- Chcesz zatańczyć?!
Uśmiechnęłam się kpiąco, podając mu rękę. W normalnej sytuacji nigdy bym się na to nie zgodziła, ale teraz jakoś… było mi wszystko jedno. Niech tańczy, jak chce.
W ten oto sposób znalazłam się w ramionach niewiele wyższego ode mnie blondyna, kołysząc się łagodnie w rytm energicznej piosenki, ale nie zwracałam na to większej uwagi. To się nie liczyło. Fantastycznie bawiłam się w tym towarzystwie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje naokoło ani co robiłam przed chwilą. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Tej nocy chciałam zapomnieć o wszystkich swoich problemach, chciałam odseparować się od świata i spędzić czas z ludźmi, których już nigdy nie zobaczę na oczy. Zaczynałam coraz bardziej rozumieć, dlaczego ludzie tak często chodzą do klubów.
W pewnym momencie wyrósł przede mną Liam, a tuż obok niego cholernie przystojny mulat. Spojrzałam na niego, mrużąc powieki. Wow.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić, to jest…um… Zayn, mój przyjaciel.
Kiwnęłam głową w jego stronę, wciąż nie odklejając się od mojego partnera. Mm, naprawdę czarnowłosy był niczego sobie. Jego oczy miały kolor bursztynowy, miejscami przechodzący w czekoladowy, jego fryzura była perfekcyjnie ułożona, włosy natapirowane, z czego kilka kosmyków było zafarbowanych na jasny blond, a pełne usta wyginały się w półuśmiech. Zamknęłam na chwilę oczy, oddając się chwili i czerpiąc pełną przyjemność z ramion mojego blond towarzysza. Owszem, może i Zayn był przystojny… Wygląd to nie wszystko, chciałoby się powiedzieć, ale w tej sytuacji się po prostu nie dało. Chyba nie byłoby nikogo, kto oparłby się temu czekoladowemu spojrzeniu rzuconym spod długich, czarnych rzęs.
Minęło kilka minut, a dwójka chłopaków wciąż nie ruszała się z miejsca. Mogłam wyczuć na sobie wzrok, ale nie reagowałam. Było mi dobrze w tamtej pozycji.
- Nie za wygodnie ci?- powiedział Liam kpiąco, a ja tylko mruknęłam cicho. O co mu chodziło?- Dosyć tego, Horan, moja kolej.
Blondyn niechętnie odepchnął mnie od siebie, przekazując w ręce nowego partnera. Dość szybko się odnalazłam i już po chwili szalałam na parkiecie.
- Zazdrośnik?- stwierdziłam. Doskonale wiedziałam, ze normalnie nigdy bym się na coś takiego nie zdobyła, ale alkohol dodawał mi pewności siebie i nie przeszkadzało mi to- w końcu rano i tak nie będziemy nic pamiętać.
- Ja? Skądże- prychnął, przybliżając się do mnie. Mogłam wyczuć od niego whisky pomieszane z męską wodą po goleniu i to było naprawdę cudowne połączenie.
- Jasne- zarzuciłam mu ręce na szyi, a on przesunął ustami po moim podbródku. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, przed oczami migały mi kolorowe ciapki, a w głowie szumiało. Może dlatego początkowo nie zrobiłam nic, gdy jego usta złączyły się z moimi. Smakował bardzo dobrze, a także miał fantastyczną technikę, ale… nie powiedziałabym, że to było takie mega mega. Uczucie, które posiadałam w środku siebie mówiło mi, że jest w porządku. Tylko tyle. Chyba… chyba nic do niego nie czułam.
Trwaliśmy tak kilka minut, wpijając się nawzajem w nasze wargi, a ja nabierałam więcej pewności, że to nie jest do końca słuszne. Owszem, to było przyjemne, ale nie z pasją, i to właśnie tej pasji mi tak brakowało. Mimowolnie nasunęła mi się myśl co by było, gdyby zamiast Liama stał tu teraz Harry… Potrząsnęłam głową, gdy już się od siebie oddaliliśmy, starając się wyrzucić lokowanego z głowy, po czym poinformowałam chłopaka, że idę do toalety. Zamknęłam drzwi i oparłam się o ścianę- zaczynałam mieć wyrzuty sumienia. On zawsze mnie wszędzie zabierał… Czemu jestem teraz w jakimś klubie z obcymi ludźmi i całuję jednego z nich? Czemu myśl o nim musi mnie prześladować wszędzie? Przemyłam twarz lodowatą wodą starając się przywrócić racjonalne myślenie, niestety drinki, które wypiłam, skutecznie mi to uniemożliwiały. Co się ze mną dzieje? Czemu tak się zachowuję? Przecież my nie jesteśmy parą, mogę sobie robić i całować kogo chcę, bo nic nie czuję do Harry’ego Stylesa, to już ustaliłam… prawda?
Pospiesznym krokiem udałam się w stronę baru i zamówiłam
kolejnego drinka. Muszę to zapić. I tak rano nie będę nic pamiętać, nie mogę pozwolić,
aby głupi taniec zepsuł mój wieczór. Byłam już nieźle upita, nie miałam
kompletnego pojęcia, co się ze mną dzieje, gdzie jestem ani jak wrócę do domu.
Może powinnam wyjść stąd zanim zaleję się w trupa?
Chwyciłam bluzę i torebkę i chwiejnym krokiem ruszyłam pustą o tej godzinie ulicą. Może to nie był najlepszy pomysł, aby wracać sama w środku nocy w alkoholem we krwi… Ale nie mogłam też tam zostać. Nie byłam w stanie spojrzeć Liamowi w oczy i powiedzieć mu, że dla mnie zawsze będzie tylko przyjacielem. Chciałam… ugh. Nie wiem, czego chciałam.
Zimne powietrze sprawiało, że czułam się bardziej orzeźwiona,
a stan alkoholowy powoli mi przechodził. Kiedy w końcu zrozumiałam, co zrobiłam,
czyli zostawiłam swojego przyjaciela, który mnie zaprosił na wypad samego w
klubie, spuściłam głowę, wzdychając ciężko. Zawsze muszę coś zepsuć. Zawsze.
Wlekłam się tak noga za nogą, patrząc tylko i wyłącznie w chodnik, nic więc dziwnego, że wpadłam na jakiegoś człowieka. Niezdara.
- Przepraszam- mruknęłam, od razu się usuwając i podnosząc
głowę. To jednak, co ujrzałam, przyprawiło mnie o dreszcze. Zamurowało mnie
zupełnie. Przez kilka sekund, które zdawały się trwać jak godziny, nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. On
także był zaskoczony, jednak udało mu się ostatecznie otworzyć buzię.
- Poznajesz mnie?
To było pytanie, którego najmniej spodziewałam się usłyszeć. Takich ludzi się nie zapomina.
- Louis- pokręciłam z niedowierzaniem głową, spoglądając w niebieskie oczy szatyna.
- Tak, um… właśnie cię szukałem, miałem iść do tego klubu, ale wyszłaś mi naprzeciw.
Zrobiło mi się słabo. Skąd on wiedział, gdzie mnie szukać? Śledził mnie? Pamięta mnie jeszcze? Dlaczego zależało mu na znalezieniu mnie? Czemu, czemu wyszłam pijana w nocy sama na ulicę?
- Przyszedłeś, żeby mnie zniszczyć totalnie?- grałam na czas, starając nie pokazać po sobie, jak bardzo jestem przerażona tym nagłym spotkaniem.
- Przyszedłem, żeby cię przeprosić.
Na te słowa aż mi szczęka opadła w dół. Nie mogłam w to uwierzyć. Louis, ten sam nieczuły człowiek, który wszystkich miał gdzieś, ten sam, który mnie zostawił i ten sam, który NIGDY nikogo nie przeprosił, właśnie to zrobił.
- Wow- udało mi się w końcu wykrztusić.- Zapewne jestem pierwszą osobą, której to powiedziałeś?
- Drugą- głowę cały czas trzymał zwieszoną i unikał mojego wzroku. W pewien sposób miałam pojęcie, jak się czuł.
- Czuję się zaszczycona- powiedziałam z sarkazmem.- Któż w takim razie doświadczył tego… przywileju bycia pierwszą?
- Lottie.
- Oh.
Lottie była totalnym przeciwieństwem jej brata. Skromna, inteligentna, wrażliwa, piękna… No dobrze, to ostatnie nie było jego przeciwieństwem, bo tak, Louis jest przystojny. Do tego stopnia, że mnie kiedyś uwiódł.
- To dobrze. Zasłużyła. Po tym wszystkim…- pokręciłam głową.
Przyjaźniłam się z nią. Miała wielkie plany. Starała się. Dostała się na wymarzone studia modowe. Wszystko poszło na marne, gdy jej brat zdecydował się przeprowadzić do innego kraju, by gonić za swoimi marzeniami. Myślał tylko o sobie, taka prawda. Stało się to w wakacje przed tym rokiem szkolnym, kiedy poznałam Harry’ego. Poniekąd „chodziliśmy” ze sobą. Nie powiem, bawiłam się świetnie. Wtedy jeszcze moje problemy nie były takie wielkie, a blizn nie było dużo, więc łatwo mi się je ukrywało. Muszę jednak przyznać, że jest on świetnym materiałem na chłopaka- zabierał mnie, gdzie tylko chciałam. Wesołe Miasteczko, McDonalds, festiwale- byleby tylko nie opuścić kraju. Było idealnie. Jak ślepa byłam, nie mogąc zauważyć, że wydawanie pieniędzy na kobietę nie są romantycznym gestem ze strony chłopaka. Tego lata mieliśmy wyjechać razem do Disneylandu. Byłam podekscytowana, bo nigdy nie wyjechałam poza granicę. To miał być nasz wielki dzień. Nasza rocznica chodzenia ze sobą. Niespodziewanie jednak musiało się coś stać, jak zwykle. Tym razem była to chora mama Louisa, co oczywiście zmyślił, bo ich mama mieszka w Londynie i czuje się świetnie. Także… wyjechał. Zabrał swoją siostrę, która była zrozpaczona i zakazał cokolwiek jej mi mówić. Chciał zataić prawdę. Przez pewien czas myślałam, że serio coś się stało ich mamie, o której mi jakoś specjalnie nigdy nie opowiadał. Jakie to naiwne! Było mi przykro, że wyjazd został odwołany, ale rozumiałam to. Dopiero, gdy Lottie udało się dorwać do komputera, wszystko mi napisała. Przyjaźniłyśmy się, więc czuła wyrzuty sumienia. To było tak: jakaś laska, o imieniu Bethany, podbiła jego serce. Miłość jego życia. Była bogata, jej ojciec był sławnym reżyserem, a Louis od dawna chciał zostać aktorem, więc miał zapewnioną drogę do sławy. Kochał ją podobno całym sercem, nie tak jak mnie. Gdy ta oświadczyła, że chce Louis wyjeżdża do Disneylandu (nic o mnie nie powiedział!), uparła się, by jechać z nim. Szatyn próbował ją przekonać, ale bezskutecznie. Raczej oczywiste, że nie mógł zabrać mnie w takiej sytuacji, bo wszystko by mu się posypało. Powiedział swojej siostrze, że jadą razem się trochę rozerwać. Nic nie podejrzewała, a on nie mógł jej tu zostawić, bo to byłoby podejrzane, gdyby sam pojechał do chorej matki. Do tej pory nie jestem pewna, czy na pewno w jego planach było zostać tam na zawsze. Myślę, że ta puszczalska suka go zmusiła. Lottie się wściekła, straciła szansę na studia i chciała wracać. On jej zabronił. Strach myśleć, w jaki sposób. Wciąż nie odpisała na mojego e-maila, podejrzewam, że coś jej zrobił. Nienawidziłam go i nienawidzę nadal. Zrujnował mi życie, obniżył samoocenę do maksymalnej granicy, rozwalił resztki mojej pewności siebie i zrobił ze mnie wrak, zamiast człowieka. Wszystko to dla jakiejś pindry z ulicy. Świetnie.
- Jak tam twoje życie?- starałam się nie rzucić na niego z pięściami. Ledwo pohamowywałam złość.- Co słychać u twojej dziewczyny?
- W porządku- przeczesał ręką włosy, po czym westchnął.- A u ciebie?
- Całkiem dobrze, pomijając fakt, że rozwaliłeś mi życie i zostawiłeś tu całkiem samą, bezradną i zrozpaczoną, czego nigdy nie uda mi się usunąć z głowy, na zawsze będzie niszczyć moją psychikę i zabrałeś na moje miejsce kogoś innego do Disneylandu- nie mogłam się powstrzymać. Miałam gdzieś, jak on się teraz czuje. Niech odczuwa mój ból.
- Zabrałem też Lottie- zauważył. Miałam ochotę palnąć go w twarz.
- Rujnując jej życie- zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki oddech. Spokojnie.
- Nadal to rozpamiętujesz?
- To już nie chodzi o pieprzony Disneyland- pokręciłam głową.- Jeśli chciałeś ze mną zerwać, mogłeś to zrobić w nieco mniej drastyczny sposób.
- Nie chciałem z tob…- urwał, gdyż mu przerwałam.
- Proszę cię, nie wmawiaj mi głupstw. Co, może myślałeś, że pogodzę się z myślą, że masz inną laskę, z którą mnie zdradzasz, i wyznaniem mi tego w najbardziej okrutny sposób?
- Amy…- powiedział cicho, pragnąc mi coś powiedzieć, ale ja nie chciałam go słuchać.
- NIE CHCĘ SŁUCHAĆ TWOICH KŁAMSTW! MAM DOSYĆ…- krzyknęłam, a on tylko pokręcił głową, poddając się,
- Nie czepiaj się mnie, ok? To mój wybór. A skoro nie chcesz mnie słuchać, to chociaż przestań krzyczeć. Co to za naszyjnik masz na szyi?- umiejętnie zmienił temat. Miałam ochotę mu odpyskować, że to nie jego interes i żeby spadał, ale postanowiłam mu coś pokazać, udowodnić. Jeśli chciał zniszczyć mnie w całości, nie udało mu się.
- Od przyjaciela- uśmiechnęłam się na myśl o Harrym i jego cudnych oczach. Ten piękny widok w mojej wyobraźni przyćmił na chwilę wszystko, całą rzeczywistość.
- Przyjaciela?
Ok, wkurzyło mnie to, już nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego. Zawsze łatwo wpadałam złość, a alkohol, którego resztki jeszcze się we mnie znajdowały, tylko to spotęgował. Czułam pięści na swojej skórze i ogromny ból, ale się nie poddawałam. Nie wiem, co sobie myślałam w tamtej chwili. Oto jak kilka drinków potrafi wmówić człowiekowi, że jest silny i niepokonany. Za dużo nie pamiętam z tej chwili- wiem, że na pewno uderzyłam go boleśnie w twarz i w krocze, a on trafił w moją kostkę, sprawiając, że poczułam ogromny ból. Jęknęłam tylko, ale dalej waliłam go w różne części ciała. Wściekłość mnie zaślepiła totalnie, także dopiero czyjeś mocne szarpnięcie odciągnęło mnie od szatyna. Niemalże upadłam, ale szybko złapałam równowagę i już miałam coś zrobić osobie, która mi przeszkodziła, ale wtedy przeniosłam wzrok na te cudowne oczy, tym razem koloru soczystej zieleni, które lśniły od światła półksiężyca. Aż zaparło mi dech w piersiach.
- Harry…- szepnęłam, patrząc jak odważnie przełożył sobie niebieskookiego przez kolano i dość mocno zbił. Był w koszulce na krótki rękaw, także mogłam bez problemu obserwować jego mięśnie.
Nigdy nie kierowałam się umięśnieniem u chłopaka, ale jeśli już było, nie miałam z tym problemu, rzecz jasna. Pomimo wszystko byłam tylko zwykłą nastolatką, która też miała swoje słabości, i mimo że nie starałam się zwracać uwagi na wygląd... Cóż. Jego tatuaże idealnie podkreślały jego siłę, przez co przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Nie powiem, że mnie to nie podniecało. Cholera.
Otrząsnęłam się po chwili, przerażona, obserwując walkę. Lokowany miał wyraźną przewagę, ale powoli kończyły mu się siły. Louis zawsze miał tą wytrzymałość, pamiętam, że kilka razy siedziałam na trybunach i dopingowałam go w jego zawodach, zwłaszcza, gdy grał w piłkę. Ale to już przeszłość. W tej chwili był dla mnie tylko zupełnie obcym gnojkiem, którego nie znosiłam, bo złamał mi serce. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w ogóle się chciał ze mną zadawać, skoro i tak mnie nie kochał, przecież nie dawałam mu żadnych korzyści.
Zaledwie 5 minut później
zauważyłam, że szatyn się przewrócił. Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że już się
nie podniesie, ale zdążyłam tylko posłać słaby uśmiech w stronę Harry’ego,
kiedy nagle mój wróg poderwał się z ziemi i wszystko rozpoczęło się od nowa.
Rzecz jasna, Styles nie był na to przygotowany i mimo że dzielnie się bronił, w
końcu zobaczyłam, jak mała piąstka tego dupka uderza prosto w jego twarz. Chłopak
upadł na ziemię, a jego powieki przysłoniły zielone tęczówki, które lśniły w świetle księżyca.
__________________________________________
Jestem po prostu wściekła. Napisałam te rozdziały tak, jak obiecałam, i ustawiłam automatyczną publikację, ale się nie opublikowało. Nic. Wróciłam szczęśliwa z Francji, chcąc zobaczyć, jak się przyjęły dalsze części, a tu pustki. Nie mam pojęcia, co się stało, pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Blogger zaczyna się psuć. No, nic już nie zrobię. Poszerzyłam trochę ten rozdział, także wyszedł mi trochę dłuższy, co można potraktować jako moją rekompensatę za wszelkie poprzednie opóźnienia i brak rozdziałów. Mam tylko nadzieję, że jakoś (znowu) mi wybaczycie.
Nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami w komentarzu! Każdy naprawdę wiele dla mnie znaczy, niekoniecznie z opinią pozytywną!
Nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami w komentarzu! Każdy naprawdę wiele dla mnie znaczy, niekoniecznie z opinią pozytywną!
All the love,