piątek, 23 października 2015

Rozdział XX

- Halo?

- Hej, Amy – odezwał się głos w słuchawce.

- Cześć, Niall – odetchnęłam z wyraźną ulgą. Naprawdę nie miałam pojęcia, czego ja się tak bałam? To, że jakiś dzieciak bawił się w pisanie idiotycznych informacji do ludzi nie znaczy, że teraz będę prześladowana. Powinnam się wziąć za siebie.

- Wszystko ok? – spytał, najwyraźniej słysząc lekkie zdenerwowanie w moim głosie. Odchrząknęłam, starając się brzmieć normalnie.

- Jasne. Skąd masz mój numer? – pospiesznie zmieniłam temat.

- Liam – zachichotał, a ja tylko pokręciłam głową. - Um… nie wiem, jak zacząć…

- Po prostu to z siebie wywal, nie krępuj się – odparłam spokojnie, wciąż czując przyśpieszone bicie serca.

- Mam jutro urodziny i urządzam taką mini imprezkę i chciałem zapytać, czy miałabyś ochotę… wpaść – odparł trochę niepewnym głosem, jakby nie był przekonany, czy chciałabym w ogóle się pojawić.

Zawahałam się tylko przez chwilę. Naprawdę poza sesją nie miałam nic lepszego do roboty w weekend, no i moja mama nie będzie miała nic przeciwko, bo będę się integrować. Nawet ucieszyłam się, że o mnie pomyślał, to miłe.

- Jasne – odpowiedziałam wesoło, a on się chyba trochę rozluźnił, bo usłyszałam, jak wypuszcza powietrze. O której?

- Bądź u mnie o 17:00 – pospieszył z odpowiedzią, a ja wyszczerzyłam się do siebie słysząc jego irlandzki akcent. Był naprawdę mega uroczy, pomimo starań zachowania sobie reputacji bycia niezwyciężonym i twardym. Robił to, co podpowiadała mu typowa intuicja faceta.

- Okey, do zobaczenia – pożegnałam go, po czym schowałam telefon do kieszeni. Gdy podniosłam wzrok, moje oczy od razu spotkały się z tymi należącymi do Harry’ego. Patrzył na mnie wyczekująco, czekając na odpowiedź na niezadane pytanie.

- Impreza urodzinowa u Nialla – powiedziałam szybko, rzucając mu równie zdezorientowane spojrzenie. – O co chodzi?

- O nic – potrząsnął głową, a kilka jego loków przemieściło się wraz z tym energicznym ruchem.

- O nie! – otworzyłam trochę szerzej oczy, przypominając sobie pewien mały, ale dość znaczący szczegół. – Nie zapytałam go o adres!

- Mogę cię podrzucić, też się wybieram – posłał mi uśmiech, a ja go odwzajemniłam. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, także obserwowałam przez chwilę, jak odgarnia swoje dość długie włosy do tyłu, po czym robi z nich coś w rodzaju koczka, aby nie wpadały mu w oczy.

- Dzięki. Nie wiedziałam, że znasz Nialla? – zdziwiłam się.  Czy każda nowo poznana przeze mnie osoba musiała być powiązana z Harrym? Co jest nie tak z tym człowiekiem?

- Mieszka niedaleko mnie.

Chwilę później zajechaliśmy pod jego dom, a ja wygramoliłam się na zewnątrz. Chłopak starannie zaparkował swoje autko, po czym weszliśmy do środka. Stwierdziłam, że mimo iż byłam tu zaledwie kilka dni wcześniej, zaszły pewne zmiany. W rogu pokoju doszła nowa doniczka z kwiatami, a na stole w jadalni stało więcej świeczek niż ostatnio. Jejku, on chyba ma jakąś obsesję czy coś.

- Ja się ogarnę, a ty możesz iść do mojego pokoju – usłyszałam z łazienki.

- W porządku, a gdzie on jest? – cóż, nie miałam zbyt dobrej orientacji w terenie, tym bardziej, jeśli tym terenem był czyjś olbrzymi dom.

- Na górze po lewej! – odkrzyknął mi.

Westchnęłam i pokierowałam się schodami w górę, a następnie w poinstruowane przez loczka miejsce. Gdy stanęłam w drzwiach, moim oczom ukazał się dość obszerny pokój o błękitnych ścianach, na których były pozawieszane jego fotografie z dzieciństwa. Niewątpliwie przyciągnęły moją uwagę i nie mogłam nic poradzić na fakt, że zaczęłam analizować każdą z nich. To wydawało mi się takie... prywatne i być może nie powinnam była tego robić, ale naprawdę zależało mi na lepszym poznaniu go. Zresztą to on kazał mi tu przyjść, także gdyby nie chciał, żebym je widziała z jakiś nieznanych powodów, zaprosiłby mnie do innego pokoju, w końcu jest ich tu mnóstwo.

 Najlepiej prezentowała się fotografia, na której mały Harry miał całą brudną buzię i brudną rączką próbował dotknąć urządzenia, którym zrobiono to zdjęcie, po prostu komiczne. Po lewej stronie stało łóżko, wzorowo posłane, tuż obok niego mały stoliczek nocny z lampką w kształcie… biedronki? Co? No tak, mogłam była się po nim tego spodziewać. Pokręciłam głową z rozbawieniem. W prawym rogu stało biurko z komputerem oraz stał dość duży regał z książkami. Woaw, nie wiedziałam, że on tyle czyta. Chyba, że to wszystko jest tylko na pokaz albo do wystroju, ale szczerze w to wątpiłam. Harry wyglądał raczej na osobę, która łączy funkcjonalność z wyglądem, nie na odwrót. Naprzeciwko łóżka wisiała plazmówka, pewnie po to, aby mógł oglądać telewizję przed snem, tuż obok wieża grająca i ułożona sterta płyt rozmaitych zespołów, a na podłodze leżał średniej wielkości, okrągły czerwony dywan… W czarne kropki biedronki. Już wtedy zaczęłam się śmiać, on jest niemożliwy. Moją uwagę przykuła jeszcze gitara stojąca w rogu pokoju, co mnie lekko zdziwiło. Co tu robiła gitara?

Usiadłam na wielkim łóżku mogącym pomieścić kilka osób, a nie tylko samego chłopaka i zaczęłam przypatrywać się obrazom, machając nogami i czekając, aż przyjdzie właściciel. I tak nie miałam nic lepszego do roboty, a fajnie było poznać bruneta od… takiej strony. To ciekawe, nie wiedziałam, że ma taki sentyment do swoich chwil z dzieciństwa. Patrząc na tą uśmiechniętą buzię dziecka, z rozczochranymi lokami, krzywymi zębami i tym samym, pięknym uśmiechem zaczęłam zastanawiać się, czy jego dzieciństwo było perfekcyjne. Bardzo możliwe, że przed wypadkiem jego mamy miał beztroskie życie, tylko biegając jak mały urwis i rozśmieszając wszystkich wokoło. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się, jak to jest, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Przynajmniej jak na ten moment, wiedziałam, że nie jest na to gotowy. Ja przynajmniej miałam mamę, a Harry nie wspominał mi nic o tym, że żył z którymkolwiek z rodziców. Może było to spowodowane faktem, że był pełnoletni? Kto go tam wie…

- Jestem! – usłyszałam jego głos, więc przekręciłam delikatnie głowę. Loczek miał na sobie luźny t-shirt, bluzę przewieszoną przez ramię. Najprawdopodobniej brał prysznic, ponieważ loki na jego ramionach były wyraźnie wilgotne. Wyglądał naprawdę niesamowicie. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego taki człowiek jak on może wyglądać perfekcyjnie po zwykłym prysznicu? Całości dopełniał szeroki uśmiech, tak samo zaraźliwy, jak zawsze.

- Czego się szczerzysz? – odparłam, delikatnie sfrustrowana faktem, że znowu mu się udało.

- A ty? – odpowiedział, z niewiadomych przyczyn mega zadowolony z siebie, jakby normalnie dostał piątkę z matmy.

- Nie pogrywaj ze mną, Styles – ostrzegłam go, ale on nic sobie z tego nie robił.

- Co proszę? – powiedział przesłodzonym do granic możliwości głosem, wpatrując się we mnie i trzepocząc swoimi długimi rzęsami.

- Harry, jestem tu, żeby czegoś się dowiedzieć, nie bawić się z tobą w jakieś gierki dla dzieci.

Usłyszałam jego chichot i NIC nie mogłam na to poradzić, musiałam się przyłączyć.

- Może jestem dzieckiem… - zaczął ponownie, ale ja nie dałam się tym razem.

- Do rzeczy. Chcę znać konkrety.

- Dotyczące?

- Wiesz, o co mi chodzi – starałam się zmrozić go wzrokiem, ale chyba nie wyszło.

- Właśnie chodzi o to, że nie wiem.

- Sekret.

- Jaki sekret?

- HARRY! – krzyknęłam, a on zaczął chichotać jeszcze bardziej.

Przysięgam, kiedyś się z nim wykończę. I niby on ma osiemnaście lat? Chyba coś mu się pomyliło. Odczekałam, aż trochę się uspokoi, po czym jęknęłam zbulwersowana:

- No powiesz mi wreszcie co to za praca, czy nie?

- Nie.

- Ok, sam tego chciałeś - uśmiechnęłam się mściwie i rzuciłam w niego poduszką.

- Ej! – chłopak osłonił się rękoma, ale trochę za późno. - Tak chcesz pogrywać? – odparł zadziornie, schylając się po wypchany przedmiot. Po chwili poczułam, jak dostaję czymś miękkim w twarz.

O nie. Przesadził.

- Niech będzie. Pożałujesz – wycedziłam przez zęby, przygotowując sobie amunicję.

Nie minęła minuta, a w pokoju mojego przyjaciela rozpoczęła się najbardziej dzika bitwa na poduszki (i nie tylko!), jakiej doświadczyłam w całym moim szesnastoletnim życiu. Różne rzeczy latały po całym pokoju, uderzając w nas, ale także np. w pomarańczowy wazon na kwiaty, rozbijając go na kawałki. Padło też trochę dziwnym słów i wyzwisk, i naprawdę nie dało się tego wszystkiego określić inaczej niż dzikie i szalone.

Padliśmy obydwoje na łóżko Harry’ego, wyczerpani i zwijający się ze śmiechu. Efekt końcowy był dość widowiskowy – wszędzie leżał plusz z poduszek, na dywanie była plama która powstała w wyniku zbicia wazonu, przybory szkolne chłopaka walały się po całym pokoju, a firanka została agresywnie wyszarpnięta znad okna i aktualnie leżała sobie gdzieś z boku. Po idealnie posprzątanym pokoju pozostało tylko wspomnienie. Ale to on zaczął. Ciekawe, co by powiedzieli jego rodzice.

No tak, on nie mieszka z rodzicami.

- No ładnie – czułam, że muszę coś powiedzieć, aby przerwać ciszę i zapomnieć o ostatniej rzeczy, zanim zacznę ją roztrząsać.

- Nieźle – potwierdził, po czym usiadł, wpatrując się w mój spoważniały wyraz twarzy. – Co jest?

- Harry. Ja muszę wiedzieć.

Westchnął i wbił wzrok w dłonie. Pomimo braku jakiegokolwiek kontaktu z jego strony wyraźnie dało się wyczuć, że atmosfera zrobiła się dosyć nieprzyjemna, a powietrze stało się ciężkie. Głupio mi było o to zapytać i wiedziałam, że zepsułam piękny czas, który mogliśmy spełnić razem, ale w końcu po to tu przyszłam. Za długo to wszystko było przeciągane.

Na chwilę podniósł głowę i mogłam zauważyć wyraźną troskę w jego oczach. Jeszcze chwilę wahał się i jakby obmyślał to wszystko, zanim w końcu wypalił:

- Chodzi o wykradanie dokumentów.

- Co?

- Muszę znajdować konkretne osoby, dowiadywać się o nich jak najwięcej, niekiedy nawet zaprzyjaźniać się na siłę, a następnie… następnie wykradać informacje o nich, i dostarczać je szefowi.

Zatkało mnie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

- I… to wszystko? – spytałam lekko rozczarowana, ale jednocześnie z ulgą. – Dlaczego nie chciałeś mi wobec tego o tym powiedzieć?

- Nie chciałem, żebyś traktowała mnie jak złodzieja – jego wzrok cały czas był wbity w dłonie. Coś mi tu nie grało.

- Ale… mówiłeś, że to jest bardzo złe. I że to czyni cię złym człowiekiem! – chciałam znaleźć cokolwiek, co by mnie uspokoiło.

- A co, jest dobre? – spytał zdesperowany, starając mówić spokojnie. - To jest złe, Amy. Zostałem wychowany inaczej, zrozum to.  Wykradanie informacji o ludziach wbrew ich woli jest karalne.

Może po prostu to co jest złe dla niego, dla mnie jest tylko błahostką?

A może on ma coś z psychiką?

- Te dokumenty mogą zostać wykorzystane przez mojego szefa, który… no… nie należy do najmilszych ludzi… w dowolnym celu - kontynuował. - Może wyrobić sobie sztuczny paszport, a pozostali mieć potem kłopoty. Nie powiesz mi, że to jest dobre? Komuś może rozwalić to życie, to paskudna robota. Poza tym ludzie robią sobie nadzieję, kiedy tak do nich podchodzisz i zaczynasz gadać. Próbujesz się zaprzyjaźnić, a po wykonanym zadaniu i być może spieprzeniu im życia zrywasz całkowity kontakt. To naprawdę wredne, nie uważasz?

No cóż… Musiałam przyznać mu rację, nie było to w porządku. Wygląda na to, że to koniec mojej kariery detektywa. Nie powinna była w ogóle tego roztrząsać, widać, że nie jest zadowolony z tej pracy. Okropne, normalnie gardzę takimi ludźmi, ale… to Harry. Coś musi być na rzeczy. Tylko dlaczego jej po prostu nie zerwie? Nie rozumiałam tego.

Kłopoty finansowe? Ale… dlaczego miałby mieć kłopoty finansowe?

Nie pasował mi tylko jeszcze wymuszony uśmiech na końcu, ale może mi się wydawało? Albo podkreślał on to, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje? W końcu często zdarza się, że mam jakieś urojenia, możliwe nawet, że mam obsesję na punkcie tajemnic i doszukuję się ich tam, gdzie ich nie ma.

Jako mała dziewczynka chciałam zostać detektywem, ratować ludzi przed niebezpieczeństwem i rozwiązywać mrożące krew w żyłach kryminalne zagadki. Kolejne niespełnione marzenie.

- Jaka była druga sprawa? – usłyszałam głos chłopaka, który wyrwał mnie z rozmyśleć. Chyba chciał mieć już to za sobą.

Nie chciałam już pytać, już dość zepsułam mu humor… Ale z drugiej strony wiedziałam, że powinnam. Teraz albo nigdy.

Jak ja mam mu to powiedzieć? Czy to nie jest zbyt ryzykowne? Przecież… to może mu się nie spodobać.

Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do trzech.

- Widziałam… widziałam ostatnio dziewczynę, która miała ten sam… naszyjnik co ja - powiedziałam cicho, jąkając się. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam, zaczynając ten temat.

- Tak.

Ta krótka odpowiedź mnie dość zaskoczyła, nie tego się spodziewałam, jeśli miałam być szczera. Była wręcz przerażająca – długie odpowiedzi pozwalają nas wprowadzić w sytuację i choć część z niej wyjaśnić, a te krótkie… Potwierdzały nasze obawy.

 Miałam ochotę już zamknąć buzię i więcej się nie odzywać, ale ciekawość była silniejsza. Jak już coś się zacznie, trzeba skończyć.

- Skąd go ma?

- Dałem jej.

Poczułam delikatną zazdrość. Myślałam, że tylko ja taki mam…

Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tak myśleć, to strasznie samolubne. Przecież on może dawać naszyjnik komu chce i kiedy chce, i tak miło, że o mnie pomyślał. Nie mogłam jednak wywalić z głowy myśli, że może nie jestem dla niego tak wyjątkowa, jak myślałam. Naprawdę czułam się szczęśliwsza z tym naszyjnikiem i dodawał mi on otuchy. Świadomość, że on dał mi go z myślą o mnie… Jak się okazywało, nie tylko o mnie.

Nie wiem, czemu mnie to tak bardzo zraniło, przecież to nie jest żadna zbrodnia czy coś. Danie dziewczynie naszyjnika jest miłym gestem, a we mnie po prostu odzywało się moje wewnętrzne ego. Było mi za nie strasznie wstyd i próbowałam je stłumić na wszelkie możliwe sposoby, ale mi to nie wychodziło.

Zresztą, co ja sobie myślałam. Że dając mi ten naszyjnik zobowiązuje się do trwałej więzi pomiędzy nami? Z jednej strony właśnie tak to odbierałam, jako coś w rodzaju przysięgi z jego strony. Z drugiej jednak ten gest mógł oznaczać niemalże wszystko, przecież nie jestem najważniejsza w jego życiu, tak? Ok, przyjaźń odgrywa dość dużą rolę, ale nie można przeginać. Powinnam w końcu to pojąć, ponieważ ciągle patrzę na to pod nie tym kątem, co trzeba.

Posiedzieliśmy jeszcze niecałą godzinę, gadając trochę o szkole i nauczycielach, nie udało nam się jednak przywrócić tej beztroskiej atmosfery. Niedługo potem zaczęłam się zbierać.

- Chcesz podwózkę? – zaproponował loczek.

- Nie trzeba. Przejdę się.

- Na pewno? – spytał jakby troszkę zawiedziony, ale ja nie chciałam mu już zawracać głowy. I tak poświęcał mi zbyt dużo czasu.

- Tak, nie chcę ci przeszkadzać.

- Nie przeszkadzasz! – oburzył się, ale ja tylko uśmiechnęłam się i pomachałam mu ręką.

- Poradzę sobie. Pa, Harry.
___________________________
Tradycyjnie proszę o pozostawienie komentarza, niekoniecznie z opinią pozytywną, ponieważ każdy motywuje i pozwala mi zauważyć, co robię nie tak.

All the love,

N.I. xx


poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział XIX

Chcąc nie chcąc, następnego dnia musiałam wstać i ruszyć w kierunku szkoły. Nie ważne, jak bardzo się bałam, ile miałam zaległości i czy byłam gotowa na szkołę, to było nieważne. Przynajmniej w mniemaniu mojej mamy. Pocieszałam się myślą, że to piątek, także będę miała pełne dwa dni na odrobienie starych prac i może jakieś ogarnięcie tematu. Ostatecznie musiałam przyznać z niechęcią, że Harry miał rację – nie miałam zamiaru zawalić roku.
Wyszłam wyjątkowo wcześnie, także nie musiałam biec ani jakoś specjalnie się spieszyć. Spacerowałam sobie powolnie, obserwując okolicę, która w ogóle się nie zmieniła, i wtedy dotarło do mnie, że tak dawno tego nie robiłam. Może właśnie potrzebowałam czasami spacerów i świeżego powietrza, chwil przemyśleń wolnych od… niego.
No tak. To już chyba nieuniknione, że jakiegokolwiek tematu bym nie zaczęła, kończy się on na Harrym. W sumie już mi nawet to nie przeszkadzało, bardziej przerażało. Weszłam w to wszystko głębiej, niż mi się wydawało.
Nie chciałam się w nim zakochiwać, naprawdę. Nawet nie chciałam się z nim zaprzyjaźniać, próbowałam go zbyć, udawać, że mi na nim nie zależy… Jednak chyba mu zależało i pociągnął tą znajomość, nieco za daleko.
To nie byłoby tak wielkim problemem, gdybyśmy mogli serio być razem. Ale nie możemy. Po pierwsze, on tego nie odwzajemnia. Po drugie, byłabym dla niego zbyt wielkim problemem. Nie chcę go tak obciążać, serio. Już i tak wystarczająco zmąciłam mu życie.
Poza tymi szczegółami, naprawdę chciałabym być w związku, ogólnie. Tylko że obawiam się, że po ostatnim razie jest to niemożliwe. Na samą myśl o powtórce z rozgrywki robi mi się niedobrze.
Wspomnienia uderzyły we mnie z nową falą, a ja musiałam wziąć kilka głębszych wdechów tego zmrożonego, porannego powietrza, aby choć trochę się uspokoić. Nie chciałam teraz o tym myśleć, miałam dość.
Otworzyłam drzwi od sali informatycznej, gdzie miałam pierwszą lekcję, po czym prędko zajęłam wolne miejsce pod ścianą. Nawet lubiłam ten przedmiot, pozwalał się trochę… rozerwać. No i można było grać w gry, gdy nauczyciel nie patrzył.
- Amy? Wszystko w porządku? Jesteś blada jak ściana – powiedział Nucky, przerywając na chwilę pisanie tematu na tablicy.
Nazywaliśmy gostka od informatyki Nucky, ponieważ jego nazwisko było aż niemożliwe do zapisania, także wymyśliliśmy prosty i ładny skrót. Nikomu to nie przeszkadzało, jemu także, a nawet inni nauczyciele zaczęli go tak nazywać, także chyba się przyjęło.
Naprawdę go lubiłam, był całkiem spoko. Łatwo było u niego zdobyć dobrą ocenę, od lat nie zdarzyło się, by ktoś nie zdał, no i nigdy się o nic nie czepiał – brak zeszytu, zadania domowego czy uważania na lekcjach. Miał wielki dystans do życia i raczej podchodziło do wszystkiego na spokojnie.
Pokręciłam energicznie głową, odpowiadając na jego pytanie, a on odwrócił się i kontynuował lekcję. Ponieważ była to powtórka z zeszłego roku, pospiesznie wykonałam zadanie, a następnie odpaliłam wcześniej przemycony na pendrive Need for speed, pospiesznie się logując. Wyjechałam swoim świeżopolakierowanym autem w kierunku najbliższego punktu wyścigowego. Nagle zielona kropa przykuła moją uwagę.
liemi889 jest dostępny.
Uśmiechnęłam się, wybierając opcję Ścigaj się z… Czas, żeby pokazać mu po ostatnim razie, kiedy się ze mnie wyśmiewał.
Wyzwanie zaakceptowane.
Pochyliłam się nad komputerem, przygotowując się do startu, jednocześnie nerwowo skubiąc paznokcie. W prawym dolnym rogu wyskoczyło mi okienko czatu.
- Uważasz, że masz szansę ścigać się… Ze mną? :P
- A czemu by nie? – odpisałam, czując się wręcz oburzona tymi słowami.
- Tylko się nie przelicz ze swymi „zdolnościami”.
Tego było zdecydowanie za wiele. Musiałam to wygrać, musiałam poskromić to jego ego.
3…
2…
1…
No to teraz zobaczysz – pomyślałam z zapałem i docisnęłam gazu. Po dwudziestu sekundach z szaloną uciechą stwierdziłam, że Liam został gdzieś w tyle. Może i miał lepszą prędkość, ale u mnie wygrywały manewry na zakrętach, które były no… dość dobrze przeze mnie wykonane.
Uwielbiałam tą grę. Od kiedy chłopak mi ją pokazał, prawie każdą wolną chwilę wykorzystywałam na grę – zarówno w szkole, jak i poza nią. Oczywiście kiedy nie byłam zajęta jeżdżeniem po szpitalach u uciekaniem przed Harrym…
Stop. Dość myślenia o nim, to zbyt przejmuje moje życie. Starałam się wybić to sobie z głowy i skupić się na grze, kilkoma chwilami rozrywki. Nie mogę cały czas o nim myśleć.
Naprawdę starałam się zapomnieć, wyłączyć jakoś mózg i chyba naprawdę mi się to udawało, bo 900 metrów przed metą wciąż byłam na prowadzeniu. Wtedy, kiedy już myślałam, że zwycięstwo jest nieuchronne, ponownie zauważyłam ikonkę czatu w dolnym rogu. Spojrzałam tam kątem oka, nie przerywając gry, pewna, że to Liam chce mnie zbić z tropu. Problem jednak w tym, że wiadomość nie była od Liama.
- Bez zbędnego gadania.
- ? – odpisałam wolną ręką, drugą starając się nie wypaść z toru. Nie miałam czasu na jakieś idiotyczne gierki.
- Chcę cię tylko ostrzec, mała. Niedługo ktoś zginie, ktoś, na kim ci jakoś specjalne nie zależy.
- wtf?
Byłam całkowicie zdezorientowana. W co on pogrywał? O co mu chodziło? Kto zginie? Sama myśl o czymś takim zmroziła mi żyły.
Potrząsnęłam głową i usiłowałam ponownie skupić się na grze, ale nie minęła chwila i przyszła kolejna wiadomość. Chwilowo nie przenosiłam na nią wzroku, ponieważ byłam już tuż tuż od mety. Zauważyłam, że auto Liama jest dosłownie dwa metry za mną. Jeszcze jeden zakręt i… Tak! Zwycięstwo!
Wygrana jednak nie przyniosła mi takiej satysfakcji, jak myślałam na początku. Może to było spowodowane niepokojem i kolejną wiadomością.
- I będziesz tego żałować.
- Skoro mi na niej nie zależy, czego będę żałować?
Nie rozumiałam, po co mi to pisał. Bądźmy szczerzy, los całkowicie obcej osoby nie dotknie mnie jakoś specjalnie, prawda? Skąd miałam dowiedzieć się, że ona umrze?
- Będzie ci zależało, ale niestety, po fakcie.
Nie ogarniałam już zupełnie nic. Po jakim fakcie? Po jej śmierci? Niby dlaczego miała by mnie obchodzić po śmierci, skoro nie jest mi bliska? Nie jest to nikt z mojej rodziny, a przyjaciół nie mam wielu… I zresztą oni mi są wystarczająco bliscy, abym się nimi przejęła.
- Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? – wystukałam na klawiaturze. Odczekałam kilkadziesiąt sekund, ale wiadomość zwrotna nie nadeszła. Przez moje ciało przebiegłe dreszcze. Cała ta sytuacja zaczęła powoli mnie przerażać.
- Po co mi to w ogóle piszesz?
- Traktuj ludzi lepiej x.
Ta ostatnia wiadomość zabrzmiała jak w stylu Harrego… No ale to niemożliwe.
liemi889 zaprasza cię do „ścigaj się z…”
- Amy? – usłyszałam głos Nucky’ego nad sobą i momentalnie spojrzałam w górę. – Mogę wiedzieć, co teraz robisz?
- Ja…um… - starałam za wszelką cenę nie dopuścić, aby na moich policzkach pojawiła się czerwień.
Nie odczuwałam strachu, tak jak ostatnio, ani nawet wstydu. Jego reakcja była mi w sumie obojętne. Jedyne, co czułam, to niepokój, i nie był on spowodowany nakryciem przez nauczyciela.
- Ładnie, ładnie. I powiedz mi, za co ja mam cię oceniać? Za to, że siedzisz i grasz w gry wyścigowe całą godzinę?
Spuściłam głowę, licząc, że jednak jakoś się z tego wywinę.
- Pokaż mi swoją pracę na lekcji – westchnął, a ja skrzyżykowałam grę, z której przychodziło mi coraz więcej zaproszeń do rywalizacji z brunetem i pokazałam mu wykonane zadanie. Na jego twarzy wymalowało się lekkie zdziwienie. – W porządku – odparł, po czym odszedł do innego stolika.
Wypuściłam ze świstem powietrze, ciesząc się, że tym razem uszło mi na sucho. Jednak przeczytane przed chwilą słowa nie pozwalały mi się cieszyć; nie mogłam przestać o nich myśleć. Miło, że czasami nie tylko Harry zajmuje mój umysł.
Kiedy już nacisnęłam przycisk wyłączania komputera, przypomniałam sobie, że nie odpisałam chłopakowi. Będę musiała go potem przeprosić i wytłumaczyć, dlaczego nie miał szansy na rewanż.
Gdy zadzwonił dzwonek ostatniej lekcji tego dnia, szybkim ruchem podniosłam plecak i wyszłam ze szkoły. Wraz ze zmianą czasu, powietrze robiło się coraz chłodniejsze, i mimo że nadal dało się słyszeć śpiew ptaków, zaczęłam żałować, że nie wzięłam kurtki.
Postałam tak jeszcze kilka minut, aż w końcu nie wytrzymałam i wykręciłam numer do loczka.
- Halo? – odezwał się tak znany mi głos, a mi mimowolnie na twarzy pojawił się banan. Dobrze, że on nie mógł tego zobaczyć. W tej chwili poczułam, jakby on był winny temu, że wywołał uśmiech na mojej twarzy, więc musiałam się zrewanżować.
- Gdzie jesteś, Aniołku? – powiedziałam może trochę za bardzo przesłodzonym głosem. Mimo tej różnicy odległości i braku obrazu, mogłam spokojnie odczytać jego reakcję. – Mogę się założyć, że właśnie przewróciłeś oczami, tak?
- W domu – zignorował moje stwierdzenie, ale i tak mogłam wyczuć lekkie rozbawienie pomieszane z irytacją w jego głosie. – Będę za jakieś 5 minut, w porządku?
- Ok – odpowiedziałam mu i zadowolona nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Kilka minut później siedziałam już w samochodzie chłopaka o cudnych, szmaragdowych oczach. Oczywiście nie obyło się bez motylków i przyśpieszonego bicia serca, gdy je ujrzałam, no ale to już chyba taki schemat. Powinnam się przyzwyczajać, straszne byłby, gdyby on się o tym powiedział. Nie wiem nawet, co bym zrobiła. Wyjechałabym daleko daleko stąd i starała już nigdy więcej nie pokazywać na oczy czy raczej zmieniłabym klasę i unikała go jak ognia? To pierwsze wydawałoby się dla mnie prostsze, ale już widzę, jak moja mama kupuje bilety lotnicze, pakuje rzeczy i rzuca wszystko, ponieważ jej córka boi się przyznać do uczuć przed swoim przyjacielem. Aczkolwiek, możliwe, że jakbym wysunęła stosowne argumenty i zaczęła ględzić o nowym, lepszym życiu bez przeszłości to nawet możliwe, że przychyliłabym ją do tego pomysłu. Chociaż kto ją tam wie, od czasu wyjazdu taty zrobiła się taka… zamknięta na nowy świat. Najbezpieczniej będzie, jak po prostu będę udawać, że ja i Harry to tylko przyjaciele, co w sumie nie odbiega od prawdy… z tym, że jedno z nas podkochuje się w tym drugim, i tylko ja wiem, które.
- Zwolnij! – pisnęłam, gdy brunet przekroczył 130 km/h.
- Spokojnie, wiem co robię.
- Nie możesz tak mówić, bo na obecną chwilę nie mógłbyś nawet legalnie siedzieć w więzieniu – spojrzałam na niego poważnie, starając pokazać, że mam raję.
- Zaufaj mi. Jestem pełnoletni -  mały uśmieszek zagościł na jego ustach.
- Pełnoletni? Myślałam, że powtarzałeś tylko raz? – spojrzałam na niego jak wryta.
- Bo tak jest! Po prostu urodziłem się w małej wiosce, gdzie nabór do szkoły za zwyczaj nie jest duży, więc robi się go co 2 lata. Także ja poszedłem do szkoły mając 6 lat.
A to niespodzianka. Czyli ja mając swoje szesnaście lat, będąc w tej samej klasie, co Harry, jestem o niego o dwa lata młodsza. W tej chwili poczułam się naprawdę młodo. No ale fakt, często zdumiewało mnie podejście do sprawy chłopaka, który teraz, jak się okazało, jest starszy. Ekstra.
- Zatkało? – przygryzł wargę, a ja możliwie jak najszybciej odwróciłam wzrok. Nie zdradzaj żadnych uczuć.
- Trochę – przyznałam, wywołując niekontrolowany chichot u osoby po mojej prawej. Nawet nie wiedziałam, czym był spowodowany. Ja chyba nigdy nie zrozumiem tego człowieka.
Nagle poczułam wibrację telefonu. Ścisnęłam brwi, widząc, że to ten numer nie jest zapisany w mojej liście kontaktów. Przez myśl przemknęły mi wydarzenia z dzisiejszego dnia. Moje serce momentalnie zaczęło bić w szalonym tempie, oddech przyśpieszył. Harry najwyraźniej mnie wyczuł, po podniósł głowę i spojrzał na mnie zaniepokojony. Starałam się do niego uśmiechnąć i zapewnić, że wszystko w porządku, ale chyba nie wyszło. Przełknęłam więc śliną i zdecydowanym ruchem odebrałam telefon.
______________________________________

Znowu wyszedł mi tak późno, nie wyrobiłam się. Jest to m.in. spowodowane wymianą językową, ale nie będę się tłumaczyć, powinnam była to napisać wcześniej. Mam nadzieję, że mimo to ktoś tu jeszcze pozostał.

All the love,

N.I. xx