Spędziłam całą sobotę i niedzielę w swoim pokoju, z nikim
nie rozmawiałam, zeszłam tylko w nocy po jedzenie. Na szczęście mój telefon
milczał, więc Harry najwyraźniej chciał mi dać czas do poniedziałku. Byłam kompletnie
przerażona tym wszystkim, więc postanowiłam tego dnia do szkoły i uniknąć
spotkania z lokowanym. Okay, być może zachowałam się jak totalny tchórz i
uciekałam przed problemami, ale nie miałam dość odwagi ani siły aby się z nimi
zmierzyć. To mnie po prostu przerastało.
Szczęśliwie moja mama gdzieś wyszła, także nie miała o
niczym pojęcia. Poprzedniego wieczoru nie nastawiłam sobie budzika, więc kiedy
się obudziłam była już 10:00. Wow, długo spałam, to wszystko musiało mnie
nieźle zmęczyć.
Postanowiłam szybko ubrać jakiś sweter i leginsy, a
następnie udać się do kuchni po coś do jedzenia. Próbowałam udawać i wmówić
sobie, że wszystko jest w porządku, tak, jak zawsze, ale kompletnie nie było.
Nie mogłam się pogodzić z myślą, że on wie. Od samego wyobrażenia sobie robiło
mi się słabo. Wszystko, co ukrywałam przez ostatnie miesiące mojego życia
wyszło na jaw i najgorsze było to, że nie znałam jego reakcji. Będzie zły?
Będzie na mnie krzyczał? Czy po prostu machnie ręką i stwierdzi, że mam
zapomnieć? A może będzie chodził za mną i niepotrzebnie się martwił? Tego nie
wiedziałam. Chciałam tylko mieć spokój i pewność, że już nie będzie poruszał
tego tematu.
Po raz kolejny przyłapałam się na tym, jak mieszam łyżką w
zupie mlecznej zamiast jej jeść. Tym razem jednak nie zapomniałam jej podgrzać,
ale jeśli tak dalej pójdzie, to niedługo wystygnie. Westchnęłam i wpakowałam
sobie łyżkę mleka do buzi, przełykając z trudem. Czemu wszystko musi być takie
skomplikowane? Czemu musiałam być tak nieuważna?
Odstawiłam ze wstrętem prawie pusty talerz i poszłam na górę
do pokoju. Wyjęłam z dna szafy moje stare adidasy, jakąś bluzkę i leginsy, po
czym szybko się przebrałam. Miałam rozpocząć biegi, co nie? Muszę być w formie,
nie wiadomo, przed kim jeszcze będę zmuszona uciekać.
Odłączyłam telefon od ładowarki i zaczęłam układać
playlistę, jaka miała mi towarzyszyć podczas biegu. Zdecydowanie dominował Ed
Sheeran, ale nie brakowało też innych wykonawców. Zajęło mi to parę minut, a
następnie już tylko założyłam słuchawki na uszy i wybiegłam z domu.
Było naprawdę ciepło, pogoda dopisywała, co nie było wcale
częste o tej porze. W chwili, gdy przyśpieszyłam trochę, poczułam delikatny
wiatr we włosach. Pobiegłam główną ulicę, w górę, mijając parę domków, które tu
stały. Mieszkałam w południowej części tej dzielnicy, która nie była tak bardzo
zniszczona, jak jej centrum, ale jednak była bardzo biedna. Miało to rzecz
jasna swój urok, którego chyba nie w pełni doceniałam. Dobiegłam aż za plac
zabaw, na który miałam zwyczaj przychodzić z tatą i to tam właśnie się
zatrzymałam. Zziajana usiadłam na huśtawce i rozkoszowałam się chwilą. Nie
słyszałam śpiewu ptaków, bo w moich uszach leciało właśnie Photograph i nie miałam serca wyłączyć tej piosenki, więc tylko
rozejrzałam się wokoło. Naprawdę niewiele się zmieniło, od kiedy byłam tu
ostatni raz, jako dziecko. W rogu stał ten sam obskurny śmietnik, belka od piaskownicy
wciąż była pęknięta w jednym miejscu, na karuzeli kręciły się dzieci o
roześmianych buziach, które nie wiedziały, co to zmartwienia. Po lewej, w
odległości 50 metrów znajdowała się szkoła podstawowa z wielkim znakiem
drogowym w kształcie lizaka przed wejściem oraz namalowanym słoneczkiem nad
drzwiami, centralnie naprzeciwko stała lodziarnia. Tylko wyblakła farba zdarta
ze zjeżdżalni i drabinek pokazywała upływ czasu. Wszystko się zmieniało.
Myślami przeniosłam się do czasów, kiedy tata odbierał mnie
ze szkoły, zabierał mnie na plac zabaw, a potem na lody, gdzie zawsze
wybierałam podwójne czekoladowe. Spędzaliśmy razem naprawdę piękne chwile, a
potem wracaliśmy roześmiani, rękę w rękę i ubrudzeni (w moim przypadku)
czekoladą do domu, gdzie mama tylko unosiła brwi i kręciła głową z
niedowierzania. Często kończyło się to też praniem moich koszulek, które
również nie należały do najczystszych po tych zabawach. No ale byłam szczęśliwa, to się liczyło. Jak bardzo
chciałabym wrócić do tamtych czasów…
Poczułam delikatną wibrację, więc wyjęłam telefon z
kieszeni. Na wyświetlaczu widniała ikonka wiadomości tekstowej. Od razu
domyśliłam się, od kogo ona była. Nie miałam zamiaru jej odczytywać, nie teraz.
Momentalnie czar chwili prysł jak bańka, a bicie mojego serca przyśpieszyło. O
nie.
Wrzuciłam telefon z powrotem, ale po chwili przyszedł
kolejny sms. I kolejny. Mimowolnie odblokowałam ekran i weszłam w ikonkę
koperty.
- Co się stało? Czemu cię nie ma?
- Amy?
- No i co? Zostawiłaś mnie tutaj?
- :(
Przełknęłam z trudem ślinę. Czemu kiedykolwiek dałam mu swój
numer? Chciałam zignorować jego wiadomości i spróbować powrócić do
rozkoszowania się chwilą, ale chłopak się nie poddawał.
- Zaraz strzelę focha
normalnie.
- Odezwij się, proszę.
- Zaczynam się
martwić.
- Żartowałem z tym
fochem, ale odpisz.
Westchnęłam. Czemu to jest dla mnie takie trudne?
Wystarczyłoby, że wymyśliłabym jakieś niewinne kłamstewko, aby nie zawracać mu
głowy moimi sprawami i byłoby po sprawie. No ale nie chciałam znowu go
okłamywać, to byłoby niesprawiedliwe. I tak już przegięłam stawkę.
- Amy? Możemy się
spotkać? To ważne.
- Proszę cię.
- Nie bądź taka, i tak
cię znajdę, znam twój adres, pamiętasz?
Uniosłam brwi i pokręciłam głową. Jego słowa dały mi do
myślenia.
- Daj spokój. Nie
możesz mnie unikać do końca życia, rozegrajmy to od razu.
Miał rację, jak zwykle zresztą. Zastanawiając się, czemu to
robię, wystukałam pospiesznie słowa na klawiaturze.
- Niech będzie.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
- No wreszcie!
Wychodzę ze szkoły, bądź w parku za dziesięć minut.
Wyłączyłam muzykę i noga za nogą powlekłam się na umówione
miejsce. Chciałam już to mieć za sobą, mimo że jedyne, co w tej chwili czułam,
to strach. I był on większy niż kiedykolwiek. Co on mi zrobi? Co powie?
Cokolwiek się stanie, powiem mu, że to nie jego sprawa i żeby się odwalił.
Wiem, że było to dość niegrzeczne, a w dodatku on był dla mnie zawsze taki
dobry… Ale nie widziałam innego wyjścia z sytuacji. Mógłby mnie zostawić. Nie
miałabym mu tego za złe.
Nie miałam daleko, bo park znajdował się zaledwie 200 metrów
od placu zabaw, więc przybyłam przed czasem. Znajdowałam się po tej stronie,
gdzie było jezioro oraz jakieś wielkie drzewo. Słońce świeciło coraz mocniej, a
ponieważ drzewo było naprawdę wysokie i rzucało kuszący cień, udałam się w jego
stronę. Chwilę sobie w nim postałam, zanim zauważyłam lokowanego idącego w moją
stronę. Miał ubrany fioletową bluzę w której wyglądał niesamowicie uroczo, a
ręce schowane w jej kieszeniach, ale wzrok miał wbity w ziemię. Dopiero jak go
podniósł i zauważył mnie na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Cześć- wyszczerzył się, podchodząc bliżej.
- Hej- mruknęłam cicho. Nie chciałam nawiązywać z nim
kontaktu wzrokowego. Po pierwsze, bałam się. A po drugie wiedziałam, jak kończy
się patrzenie w jego niesamowite oczy.
- Co się tak wgapiasz w ten grunt, hm?- zapytał znienacka,
jakby czytając w moim myślach, a ja w odpowiedzi tylko przygryzłam wargę.
- Jak było w szkole?- próbowałam odciągnąć ten moment, w
którym to ja miałam się wypowiedzieć, bo wiedziałam, że ten na pewno nastąpi.
Znałam Harry’ego dopiero od kilku dni, ale wiedziałam, że po to mnie tu
sprowadzi i niedługo zrobi wywiad szczegółowy.
- Potwornie- skrzywił się.- Musieliśmy biegać w tym słońcu
na wf-ie, to było okropne.
- Biedny- udawałam, że jest mi przykro, próbując zrobić jakąś
skruszoną minkę, ale mi nie wyszło, więc po chwili obydwoje zaczęliśmy się
śmiać. Niesamowite, jak w towarzystwie tej osoby moje stany uczuciowe zmieniają
się z sekundy na sekundę.
- Cóż… wiesz czego chcę- spojrzał na mnie, a ja na niego, i
to był błąd. Zobaczyłam te jego oczy… Tego dnia miały piękny, zielony odcień,
zupełnie taki, jak liście na wielkim drzewie, który rzucał cień. Stałam tak
parę sekund, zanim się otrząsnęłam. Co jest ze mną nie tak.- Amy?
- Mhm?- odpowiedziałam, wciąż nie odzyskawszy w pełni
świadomości.
- Powiedz mi. Proszę- zrobił minę szczeniaczka, ale ja
odwróciłam wzrok. Nie ze mną te gierki.
Zaczęłam zastanawiać się, co powinnam teraz zrobić. Powiedzieć
mu i mieć to za sobą czy raczej zwlekać i czekać na cud? Sekundy mijały, a ja
byłam w rozterce. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Harry?- powiedziałam cicho, a on się przybliżył.
- Tak?- zapytał z błyskiem w oku.
- Jaką masz pracę?-
- Pff…- od razu mina mu zrzedła. Wyglądał na rozczarowanego
i zakłopotanego zarazem. W jednej chwili zrobiło mi się go szkoda, bo
wiedziałam, jak się teraz czuł, ale już nie mogłam odpuścić.
- No?- ponagliłam go.
- Złą. Okrutną. I samolubną- odrzekł po krótkim namyśle.
Aha, więc chce grać w grę? Dobra Styles, wchodzę w to.
- Dobrze, wobec tego gdzie ją się wykonuje?
- Wszędzie. Na ulicy, na strychu, w czyimś mózgu lub sercu.
- Nie rozumiem. Możesz jaśniej?- odparłam zdziwiona. Nie
takiej odpowiedzi oczekiwałam. Cóż… chyba straciłam wątek. Dobra, 1:0 dla
ciebie.
- Odpowiedziałem na dwa twoje pytania. Teraz twoja kolej.
- Ale niczego się nie dowiedziałam!- pisnęłam, a on
zachichotał.
- Bawisz się w detektywa czy co?- kpiący uśmieszek pojawił
się na jego buzi, a ja miałam ogromną ochotę mu czymś przywalić. Nagle
spoważniał.- Amy. Ja naprawdę muszę wiedzieć, to nie są żarty.
- Co chcesz wiedzieć?- warknęłam.
- Czemu?- przygryzł wargę i spojrzał na zakryte przez moją
bluzę nadgarstki. Wypuściłam głośno powietrze.
- Nie twój interes- chciałam, żeby zabrzmiało to groźnie,
ale skończyło się na tym, że brzmiało to jak jęk dziecka, które nie dostało
tego, czego chce. To przez te nerwy.
- Nie mam całego dnia.
Opuściłam ręce i podniosłam głowę. Niech mu będzie.
- Nie daję sobie rady, ok? I znajduję ucieczkę w najprostszy
możliwy sposób, bo jestem słaba i tchórzliwa.
- Z czym nie dajesz sobie rady?- zapytał cicho zmartwiony, a
ja odeszłam krok w tył.
- To już drugie pytanie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- A myślisz, że to jakieś trofeum? Nagroda? Coś, czym
powinno się chwalić?- wybuchnęłam nagle.- Nienawidzę siebie za to, ale to część mojego
życia. Ja po prostu nie potrafię- poczułam łzy w kącikach moich oczu. O nie,
nie znowu.- Nie chcę ludzi martwiących się o mnie, zresztą i tak nikogo to nie
obchodzi. Już i tak sobie zniszczyłam życie, po co miałabym robić to też tobie?
Nie chcę, abyś się tym zadręczał. Powinieneś mnie zostawić, uciec jak najdalej.
T-to za wiele…
W tym momencie mój głos załamał się całkowicie, a ja
poddałam się fali łez. Miałam dość. Ostatnio ciągle wszystko rozwalałam, jedyne
o czym marzyłam to… Właściwie nie miałam pojęcia. Nie umiałam po prostu nawet
się ruszyć do ucieczki. W sumie w tej chwili było mi już wszystko jedno. Niech
już sobie pójdzie…
Poczułam, jak czyjeś wielkie ramiona owijają się wokół mnie
i chłopak zamknął mnie w uścisku.
Ręką przytrzymał mi głowę i zaczął łagodnie
uciszać. Wiedział, że już więcej nic ode mnie nie wyciągnie. Właśnie ziszczały
się moje najgorsze sny i było to trudniejsze, niż myślałam. Coś jak powtórka z
przeszłości, tyle tylko że tym razem miałam przy sobie Harry’ego i może dzięki
temu jakoś to przeżyję.
Pozwolił mi się wypłakać, po czym odsunął się, szukając
czegoś w torbie. Po chwili wyjął srebrny naszyjnik w kształcie małego
samolocika, takiego, jakie dzieci robią z papieru i bardzo podobnego do tego,
jaki sam miał na szyi. Przełożył mi go przez głowę po czym uśmiechnął się, próbując
dodać otuchy.
- Trzymaj.
- Co to?- zapytałam przez łzy. To było najbardziej
idiotyczne pytanie, jakie mogłam zadać, ale nikogo to nie obchodziło.
- Naszyjnik. Jak będzie ci smutno, przypomni ci o tym, że
jest ktoś, komu na tobie zależy.
- Kto to taki?
Ale on już nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się smutno
patrząc w ziemię.
_______________________________________
Rozdział całkowicie niesprawdzony, więc mogą pojawić się błędy, za co z góry przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. Znowu się spóźniłam, a obiecałam, że to już się nie powtórzy... Przepraszam. Powinnam mieć rozplanowaną pracę i wgl, ale jak zwykle robię wszystko w pośpiechu i na ostatnią chwilę... Cała ja :p. Dopóki coś się nie wydarzy, nigdy się nie nauczę, aby być systematyczną, jakoś zawsze uchodzi mi na sucho.
Powoli zbliżamy się do głównego wątku fanfiction (tak, to wszystko na razie to były tylko poboczne xd). Jak wam się podoba? W końcu wiecie, skąd w szablonie są naszyjniki (od razu mówię, że żaden szczegół ze zwiastunu/szablonu nie są tak sobie, każdy symbol ma jakieś ukryte znaczenie).
Oczywiście proszę o komentarze blablabla, niekoniecznie z opinią pozytywną :).
ILY,